Camden Monet

232 11 4
                                    

Kolacja. Dla większości osób to chwila w której mogą porozmawiać z rodziną o tym jak im minął dzień. Dla mnie jednak jest to chwila której szczerze nienawidzę.
Nie pamiętam już nawet że kiedyś też rozmawiałam z rodziną. Z mamą.
Kiedy do mojej głowy dostały się wspomnienia związane z tą kobietą, moje oczy zaszły łzami. Uświadomiłam sobie że tamtego pamiętnego dnia to ja powinnam umrzeć. Skoro w tej chwili tak bardzo tego pragnę to dlaczego to nie mogłam być ja? One na to nie zasłużyły.
Były by mną rozczarowane. Ocknęłam się słysząc pukanie do drzwi. Przetarła twarz dłonią a następnie do sypialni wszedł Shane. Wzdrygnełam się. Nienawidziłam gdy ktoś zakłócał mój spokój. Tym bardziej że doskonale wiedziałam po co tu przyszedł.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś ... - zaczął, ale szybko przerwał. - Płaczesz? - Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tępo w sufit.
- Hailie, co jest? Czemu płaczesz?
- Mama ... - szepnęłam cichutko. Bolało.
- Spokojnie. Wiem że tęsknisz, ale to minie. Kiedyś nauczysz się z tym żyć.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez około 10 minut. Potem na moje nieszczęście, Shane przypomniał sobie po co tu przyszedł. A ja uświadomiłam sobie że jeśli teraz zjem to moje odchudzanie nie przyniesie efektów. Zrobię to co zawsze.
Zwymiotuje wszystko od razu po zjedzeniu. Muszę udawać że już dobrze.
Odsunęłam krzesło i usiadłam na przeciwko Dylana. Nie pewnie wzięłam gryz gofra. W jednej sekundzie jedzenie podeszło mi do gardła. To nic. To nic. To tylko stres.
Odsunęłam krzesło i wybiegłam do łazienki. Płakałam. Nie. Ignorując głośne krzyki braci uderzyłam pieścią w lustro.
Podniosłam kawałek szkła z podłogi i przejechałam nim po zakrytym koszulką udzie. Usłyszałam huk. Przez rozmazany obraz nie umiałam zidentyfikować który dokładnie brat kucnął obok mnie, a potem objął. Nie chciałam żeby mnie przytulał. Potrzebuje tylko mamy.
- Nie dotykaj mnie! - zawyłam głośnej.
- Już cii... - po jego głosie mogłam wyczuć że to Dylan. Zaczełam okładać go pięściami w klatkę piersiową. On jedynie cicho syknął. - Nie dotykaj ! - piszczałam.
Podniósł mnie a następnie ze mną  na rękach wyszedł z pomieszczenia. Nie wytrzymując już dłużej przejechałam palcami po jego policzku. Nie był zły.
Cały czas mnie przytulał. Położył mnie delikatnie na moim łóżku. Przestałam się opierać bo jedyne czego potrzebowałam to zasnąć. I nigdy się nie obudzić.
****
Kiedy wstałam obok mnie nie było już brata. Weszłam do zdemolowanej wcześniej toalety. Ku mojemu zaskoczeniu nie było już nigdzie kawałków szkła. Wszystko było posprzątane. Chciałam wziąść prysznic, ale wtedy dostrzegłam swoje odbicie w kabinie. Było tak samo obrzydliwe jak zawsze. Nie chodziło mi tylko o sylwetkę.
Miałam podpuchnięte od płaczu oczy i rozczochrane włosy. Zrezygnowałam z prysznica i szybciej niż normalnie opuściłam pokój. Zeszłam do kuchni chcąc naoić się ciepłej herbaty. Niestety w kuchni spotkałam Tony'ego, którego spojrzenie wyrażało współczucie. Tylko że ja nie potrzebuje współczucia.
- Możemy pogadać? - Już chciałam zaprzeczyć, ale on widząc to szybko dodał - To naprawdę ważne. Chodzi o naszego ojca.
- Waszego. Dla mnie jest nikim.
- To też twój tata. - Prychnełam.
- Nigdy go  nie obchodziłam.
- Hailie on żyje. - Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Ten człowiek zawsze był dla mnie martwy i tak pozostanie.
- Chce cię zobaczyć - w miarę jak mówił docierała do mnie informacja że decyzja juź dawno została podjęta. Ale to nie znaczy że mam zamiar z nim rozmawiać.
- Kiedy i gdzie po chyba nie tu, prawda?
- Dziś w nocy ja, ty, Shane i Dylan polecimy do Tajlandii. Na dwa tygodnie.
Spakuj się, dobra? - nieodpowiedziałam tylko poszłam do pokoju. Wzięłam telefon i wpisałam w wyszukiwarkę  "Camden Monet". Nie wiem po co to zrobiłam, ale ani wygląd ani charakter nie zmienią tego że dla mnie łączy nas tylko nazwisko. I musi tak zostać.
****
Zniosłam walizkę na dół i pożegnałam się z Vincem i Willem. Na lotnisku nie odzywałam się wcale. W samolocie chłopcy bez możliwości sprzeciwu kazali mi zjesć chociaż pół jakieś tam bułki.
Wstałam z miejsca pod pretekstem pójścia do łazienki i wyplułam to co miałam w ustach. Przespałam prawie cały lot. Po lądowaniu weszliśmy do helikoptera który miał zawieść nas na prywatną wyspę gdzie mieliśmy spotkać ojca. Przypomniałam sobie że od mojego wybuchu nie rozmawiałam z Dylanem.
- Dylan przepraszam. Nie chciałam.
- Hej spokojnie dziewczynko. Nic się nie stało. I nie stresuj się tatą będzie dobrze.
Nie zdążyłam nic powiedzieć bo wylądowaliśmy. Ze szłam na piasek i mój wzrok od razu padł na niego. A to dlatego że on też wbijał we mnie spojrzenie.
- Dzień dobry. - mruknełam oschle.
- Witaj Hailie. Możemy pogadać?
- Nie chce - powiedziałam ostrzej niż zamierzałam. Wiem że go to dotknęło, ale nie tak bardzo jak mnie gdy wychowywałam się bez ojca.
- Rozumiem. Cześć chłopcy- powiedział smutno po czym objął ich mocno.
Nie chciałam nikogo ranić, a potem mieć wyrzuty sumienia więczmieniłam zdanie i postanowiłam go wysłuchać. - Dobrze zgoda. Możemy porozmawiać. - Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
______________
Hej
Rozdział trochę opóżnił się w czasie bo w ostatniej chwili wpadłam na inny pomysł. Dziękuję wszystkim za ponad 1000 wyświetleń ♥️
Napiszcie jakiś mocny pomysł na Tajlandię!

Rodzina Monet (zmyślona wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz