Rozdział 3 (Już można?)

290 22 5
                                    

Tego wieczoru prawie nie wyłapywałam smrodów wydzielin w toaletach, ledwie czułam klapsy w tyłek i rzadko zauważałam, jakie naczynie myję pod zlewem. Wszystko wydawało się odległe i nierzeczywiste, bo dudniły mi w głowie słowa, które wypowiedziała Zoe Johnson.

„Podaruję ci mój dom i opłacę prywatną szkołę dla artystów w zamian za dożywotnią opiekę nade mną."

Obłąkana kobieta. Jak ona śmiała proponować mi coś takiego po tym, jak mnie traktowała? Jak mogła w ogóle pomyśleć, że byłabym skłonna się nią opiekować? Zasługiwała na samotność i bezradność.

Szkoła dla artystów, dobre sobie! Może i dawniej wiązałam moją przyszłość z rysowaniem, bo miałam pasję, talent i fotograficzną pamięć, ale ten pociąg odjechał, gdy miesiąc przed osiemnastymi urodzinami „zgubiłam" portfolio, które chciałam zanieść do wydawców książkowych i agencji reklamowych. Skrycie marzyłam, że ktoś dostrzeże mój potencjał i opłaci mi jakiś kurs czy szkołę, albo chociaż zatrudni jako pomoc dla grafików, żebym mogła patrzeć jak pracują, przy okazji oszczędzając pieniądze na uczelnię.

Jednak to marzenie zostało zdeptane przez osobę, która ukradła mój rysownik. Podejrzewałam o to kilka złośliwych koleżanek, ale żadna się nie przyznała. Przepłakałam wiele nocy i kompletnie straciłam serce do rysowania. Wątpiłam, czy w ogóle umiałabym narysować jabłko, skoro od około roku nie trzymałam ołówka w dłoni.

– Vivi, znowu obszczali kabinę w męskiej łazience! – usłyszałam głos kelnerki dochodzący z korytarza obok kuchni.

Opłukałam kufel, zakręciłam wodę z zlewie i chwyciłam wiadro z mopem.

– Poczekaj. Obierz mi kilogram ziemniaków! – zażądał kucharz.

– Szef mówił, że kible mają priorytet.

– Dobra, tylko wracaj szybko.

W uszach rozbrzmiało mi „dołożyłam wielu starań, by wychować cię na pracowitą, sumienną dziewczynę" i poczułam w piersi żar buntu. Spojrzałam oschle na kucharza, zamierzając mu wreszcie wygarnąć, że obieranie ziemniaków nie należy do moich obowiązków, ale gdy tylko otworzyłam usta, skorupa posłuszeństwa ścisnęła mnie tak mocno, że na moment straciłam dech.

– Tak jest – wymamrotałam. – Zaraz będę z powrotem.

Szybko umyłam podłogę w dwóch kabinach, powycierałam też umywalkę brudną od, prawdopodobnie, niespłukanego nasienia, a potem ruszyłam do drzwi. Te się otworzyły, zanim je dosięgnęłam, i ujrzałam kolejkę klientów.

– Już można? – zapytał pierwszy z nich.

– Zawsze można. Sprzątam tak, by nie przeszkadzać.

Chwiejnym krokiem wszedł do środka, blokując mi przejście, i zamknął drzwi.

– Oj, gdybym stał przy pisuarze, to nie mógłbym się wysikać w twoim towarzystwie – wybełkotał – bo mój przyjaciel pękałby mi od nagromadzonego tam nektaru miłości.

– Przesadza pan – skwitowałam cicho i grzecznie, nie patrząc na niego, po czym spróbowałam go wyminąć.

Zrobił krok w bok.

– Koledzy za drzwiami poudają przez kilka minut, że to moja prywatna łazienka. To oznacza, że ty jesteś moją prywatną sprzątaczką.

Przebiegły mi ciarki na plecach.

– Przepraszam, ale kucharz czeka. Muszę mu obrać ziemniaki.

– E tam. Ja mam dwa ziemniaczki, które cię bardziej zainteresują.

The Secret Between UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz