Rozdział 5 (Nie patrz)

260 24 7
                                    

Po powrocie na 303 Holmoak Avenue poszłam prosto do kuchni, żeby zrobić kolację. Zoe czekała w salonie. Zaniosłam jej kanapki i wyciągnęłam pościel na rozłożoną sofę, nie odzywając się ani słowem.

– Nie zapytasz, kogo spotkałam? – burknęła zniecierpliwiona.

– Nie interesuje mnie to.

– Och, przestań się dąsać bez powodu.

W ostentacyjnym milczeniu nałożyłam prześcieradło na sofę. Zoe rozsiadła się głębiej w fotelu i oznajmiła tonem pełnym wyższości:

– Spotkałam Lunę Roe. Pamiętasz ją? Starsza od ciebie o około siedem lat, blond włosy, pucołowata twarz, monstrualne piersi i tył...

– Pamiętam ją – wymamrotałam zirytowana. – Trudno zapomnieć, po tym jak regularnie drwiłaś z jej kształtów.

– Przechodziła dziś pod restauracją – ciągnęła niespeszona – pchając wózek sklepowy z całym swoim dobytkiem. Mieszka pod mostem i żebrze o pieniądze pod supermarketami. Kilka miesięcy temu natknęłam się na nią w centrum i z dobroci serca zaproponowałam jej, żeby została moją opiekunką. Mogła to wszystko mieć – zatoczyła koło ręką – ale bezczelnie odmówiła. Jej strata, twój zysk.

Poczułam niesmak wobec samej siebie. Przyłożyłam sobie dłoń do kołnierza golfa, w miejscu blizny, i usprawiedliwiłam się w duchu. Musiałam to robić każdego dnia, żeby odgonić wyrzuty sumienia.

– Czy ty szukałaś opiekuna w każdej napotkanej sierocie z Rajskiego Azylu? – zapytałam obcesowo. – Nie przyszło ci do głowy, że ktoś zamieszka z tobą tylko po to, by ci się odpłacić, albo i gorzej?

– Nie jestem głupia, Viviano. Umiem rozpoznać, kto jest dobrze wychowany, a kto nie.

Westchnęłam i pokręciłam głową z oburzenia, że Zoe próbuje mną manipulować i koloryzuje niemoc takich osób jak ja, czyli słabych, zaszczutych i bojaźliwych. Miałam ochotę jej wygarnąć, ale wewnętrzna blokada zasznurowała mi usta. Może czułam, że nie warto, bo nie wywołam w tej kobiecie żadnej refleksji, a może nie chciałam usłyszeć czegoś, co przypomniałoby mi o mojej hipokryzji.

Uciekłam do Zoe, żeby poprawić swój komfort życia i uciec przed groźbą bezdomności, a Luna Roe, która doświadczała czegoś, co uważałam za największy koszmar, wzgardziła propozycją naszej byłej wychowawczyni. To mnie stawiało w bardzo słabym świetle.

– Nigdy nie zrozumiem – mówiła dalej Zoe – dlaczego Luna nie wykorzystała swoich walorów. Mogłaby pływać w luksusach, gdyby tylko sprzedawała swoje ciało.

Położyłam poduszkę na sofie i obrzuciłam kobietę krytycznym spojrzeniem.

– Co takiego? – zapytałam z niedowierzaniem. – Mówiłaś, że katowałaś nas, żebyśmy nie skończyły jako nierządnice, a teraz sugerujesz, że niektóre z nas powinny nimi zostać?

– Nie pochwalam takiej demoralizacji, ale Luna nigdy nie miała do zaoferowania niczego poza swoim ciałem. Lepiej je sprzedawać, niż żyć na ulicy. Z kolei ty powinnaś uwieść jakiegoś statecznego, dobrego mężczyznę. Wielu z nich ceni sobie młode, „czyste" żony, z takim talentem do gotowania jak twój.

– A więc, według ciebie, jedyną drogą życiową dla wychowanek Rajskiego Ogródka jest prostytucja – skwitowałam gorzko.

– Żona to nie prostytutka.

– Racja. Bliżej do niej opiekunce kogoś takiego jak ty – wymsknęło mi się.

Zoe prychnęła głośno i spojrzała na mnie skrzywiona, a potem odwróciła wzrok i wzięła kanapkę do ręki. Wyścieliłam sofę kołdrą, usiadłam na fotelu i czekałam, aż Zoe zje, bo musiałam jej pomóc w kąpieli. Próbowałam nie analizować w myślach tego, co od niej usłyszałam, ale nie mogłam się otrzepać z jej docinek ani wywołanych nimi wspomnień.

The Secret Between UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz