ROZDZIAŁ V

437 19 1
                                    

Według Słownika szacunek oznacza „stosunek do osób lub rzeczy uważanych za wartościowe i godne uznania". Od zawsze wiedziałam, że ludzie mają niskie wartości moralne. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy we wtorkowy poranek przekroczyłam próg szkoły.

Wczoraj wieczorem Henry i Willow udali się na pierwszą randkę. Ktoś zrobił im zdjęcie i dodał je na forum plotkarskie. Wszystko wróciło. Każdy zaczął po mnie jechać jak po szmacie.

Krzywe spojrzenia skanowały mnie od góry do dołu. Uczniowie wskazywali na mnie palcami, szepcząc. Miałam ochotę się rozpłakać. Plan się nie powiódł. Musze udawać, że mnie to nie rusza. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę szafki ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.

Otwieram drzwiczki. Zauważam małą karteczkę. Znów to samo.

Jesteś taka łatwa.

Miałam ochotę się zaśmiać i płakać jednocześnie. 

-Chyba ty szmato – mruknęłam cicho pod nosem chowając karteczkę do kieszeni.

Mimo wszystko do moich oczu napłynęły łzy. Musiałam iść się przewietrzyć.

Siadam na ławce w ogródku szkolnym czekając na Willow.

Z oddali rozpoznaje blond włosy dziewczyny. Rzucam się w jej stronę, aby chwilę później ją przytulić. Nie chcę jej nic mówić o tej całej sytuacji, bo zacznie się obwiniać. Idziemy pod salę, gdzie stoją chłopacy i Bella. Witam się z rudowłosą a reszcie posyłam uśmiech. Tak tylko wspomnę, że pewien dupek o czarnych włosach spojrzał na mnie jedynie z pogardą. Willow przywitała się z moim kuzynem pocałunkiem. Zrobiło mi się duszno. Każdy to widzi. Postanawiam olać resztę i wchodzę do klasy. Bella podąża za mną. Pogrążamy się w rozmowie. Rudowłosa wspomina o sobotnich zakupach z Louisem. Zgadzam się na wyjście. Przydałyby mi się nowe buty. Spoglądam na moje zniszczone trampki. Bella parska.

-Nie martw się znajdziemy coś – uśmiecha się miło, co odwzajemniam.

Lekcje upływają w szybkim tempie. Przez cały dzień nie widziałam Vic. W sumie to na moją korzyść.

Leżę pod kocem w swoim pokoju i przeglądam socialmedia. Czekam na małe słoneczko, które zaraz wbiegnie uśmiechnięte do pokoju z paczką różnych przekąsek. Razem z Holly umówiłyśmy się na wspólne oglądanie Vaiany. Po raz kolejny w tym tygodniu. Ta dziewczynka ma większą obsesje na jej punkcie bardziej niż ja.

W drzwiach pojawia się mały skrzat z dwiema miskami. W jednej są żelki, w drugiej chipsy. Pewnie i tak nic z tego nie zjem, ale to nic.

-Już jestem – krzyczy uradowana.

- Witaj maluchu – uśmiecham się do niej promiennie.

Dziewczyna na moje słowa marszczy nos. W takim wydaniu wygląda uroczo. Mokre włosy przyklejające jej się po myciu. Piżamka z roszpunką i ogromne kapcie w kształcie misiów.

Wstaję i podchodzę do komody na której stoją dwie herbaty. Wszystko stawiamy na szafce nocnej i zabieramy się za oglądanie. Obie przeżywamy bajkę tak jakby to był pierwszy raz. Naprawdę to nasze najukochańsze dzieło Disneya. Po napisach końcowych zasypiamy razem.

Rano budzę się sama. Holly musiała już zejść na dół. Wykonuję poranną toaletę i ubrana w mundurek schodzę po schodach. Po drodze żegnam się z mamą i wujkiem, którzy zbierają się do pracy. Przy wyspie siedzi Holly z Panią Williams prowadząc rozmowę na temat kwiatów. Witam się z nimi, zabieram z lodówki smoothie owocowe i udaje się do wyjścia. Zauważam zaspaną ciocię na schodach, witam ją uśmiechem i opuszczam wille. Czekając na Edwina przyglądam się moim paznokciom, które są w opłakanym stanie przez obgryzane skórki. Słyszę ryk motoru. Unoszę wzrok i widzę Henry'ego na przepięknej maszynie.

The ThundersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz