ROZDZIAŁ VI

432 18 7
                                    

Idąc do galerii z Bellą i Louisem nie myślałam, że opuszczę ją z trzema torbami pełnymi ciuchów. Było niedzielne popołudnie, a ja właśnie robiłam pokaz mody przed moją mamą, ciocią oraz Holly. Chwaliły wszystko, co tylko im pokazałam. Mi niezbyt pasowały te ubrania, jednak specjalistyczne oczy Louisa i Belli stwierdziły, że wyglądam w nich idealnie. Pora na zmiany. Za namową tej dwójki kupiłam również dwie pary butów. Jednymi z nich są zwykłymi Converse, drugie zaś bardziej zimowe i chyba nie mają konkretnej marki. Nie wiem.

Czułam się źle, wydałam tyle kasy na takie rzeczy. Obiecałam cioci, że jak tylko zarobię jakieś pieniądze, oddam wszystkie co do grosza. Chyba będę jej dłużna do końca żywota.

Po pokazaniu wszystkiego zabrałyśmy się za oglądanie filmu. W trakcie dołączył do nas wujek, a Holly stwierdziła, że jest zmęczona i poszła do swojego pokoju. Chciałam jej potowarzyszyć więc ruszyłam za nią. Po przekroczeniu jej sypialni standardowo oślepiła mnie ilość różu. Ściany w odcieniu pastelu. Białe meble z różowymi wstawkami. Ogromny puchaty dywan. Pościel i baldachim. Wszystko było różowe. Jej pokój przypominał mi trochę sypialnie Barbie. Nie zdziwiłabym się, że właśnie taka była inspiracja. Ta dziewczynka naprawdę ma obsesję na punkcie bajek.

Wpatrywałam się w małą blondynkę zanurzoną w różowej pościeli. Usiadłam na skrawku łóżka.

-Opowiesz mi bajkę – mruknęła ledwo zrozumiale, a na moje usta wkradła się uśmiech.

Holly zrobiła mi miejsce obok siebie, a sekundę później je zajęłam.

-Oczywiście szkrabie – spojrzałam na nią poprawiając kosmyki, której opadły jej na twarz. – Pewnego razu był sobie chłopiec, który żył samotnie na swojej planecie. Jedyne co mu towarzyszyło to trzy małe wulkany i korzenie drzew baobabu.

Opowiedziałam jej większość Małego Księcia, gdy zauważyłam, że zasnęła otuliłam ją kołdrą i po cichu opuściłam jej pokój. Sama udałam się do swojej sypialni. Szykował się ciężki dzień. Po wykonaniu wieczornej rutyny zanurzyłam się pod miękką pościelą. Przymknęłam oczy, jednak nie mogłam zasnąć. Nie mogłam przestać myśleć o piątkowej sytuacji z Milanem. Sfrustrowana na samą siebie wzięła IPhone'a do ręki i zaczęłam wyszukiwać bruneta na Instagramie. Zszokowana weszłam na jego profil. O kurwa. Ponad dwieście tysięcy obserwujących i weryfikacja. Pieprzony celebryta. Nawet Henry nie dorobił się takiej liczby.

Pomyślałam, że skoro jest tak popularny na pewno są jakieś informacje na jego temat w intrenecie. Wpisałam jego nazwisko w wyszukiwarkę i od razu wyskoczyła mi jakaś firma. Oceniana na pięć gwiazdek. Grubo.

Moore Music Company. Firma zajmując się koncertami największych artystów w Anglii. Po za tym posiada trzy akademie muzyczne dla młodzieży od szesnastego roku życia. Rok założenia 1987. Miejsce głównego zarządcy przekazywane z pokolenia na pokolenie rodziny Moore.

Szef: Manuel Moore.

Prawowity dziedzic: Milan Moore.

Pieprzony milioner.

Weszłam na stronę firmy. Przeglądałam zapowiedzi koncertów. Harry Styles. Chce. Zdecydowanie muszę pogadać o tym z Louisem i Bella. Na zakupach dowiedziałam się, że wielbią go tak samo jak ja.

Zaczęłam czytać o finansach, zarobkach i inwestycjach. Od tych liczb zaczęło mi wirować przed oczami. Wygasiłam ekran telefonu i odłożyłam go na szafkę. Ułożyłam się wygodnie przymykając powieki. Jeszcze długo nie mogłam zasnąć. Głównym tego powodem był brunet o niezwykle ciemnych oczach.

The ThundersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz