ROZDZIAŁ VIII

487 19 6
                                    

Od rana chodzę cała zestresowana. Dziś był piątek, dzień drugiego meczu do kwalifikacji.
Tradycyjnie odbędzie się przekazanie koszulek. Mój udział jest głównym tematem do rozmów. Mnóstwo osób zastanawia się czy Moore wyjdzie z szeregu z resztą. Na korytarzach pokazujemy otwarcie swój związek, jednak przekazanie koszulek to co innego. Wtedy wszystko już jest oficjalnie. Każdy będzie wiedział do kogo należę. Dziś oficjalnie pokażę się z numerem dziewiętnaście i jego nazwiskiem. Ze stresu mnie mdli. Jeśli to przeżyje bez szwanku to będzie pieprzonym cudem.

Zostały trzy godziny. Nie jestem wstanie się skupić. Książki nie poczytam, filmu nie pooglądam. Kaplica. Zaczęłam przeglądać Social Media po raz setny w ciągu dwóch minut.
Chyba zaraz zniosę jajo.

Poczułam wibracje w telefonie, spojrzałam na wyświetlacz.

Panicz: Jak się czujesz?

Panicz czytaj Moore. Musiałam tak go zapisać. Ostatnio usłyszałam jak nazwał go jeden z naszych lokai. Dusiłam się ze śmiechu.
Ja: Jest okej, ale lekko się stresuję.

Jego zachowanie często jest takie samo jak na początku. Niby tylko udajemy parę, ale myślałam, że nasza relacja i tak się zmieni. Cóż nie myliłam się. Często traktuje mnie jak księżniczkę, ale są takie momenty, że znika i potrafi nie odpowiadać na wiadomości przez cały dzień. Raz potrafi mnie przytulić, mówi miłe słówka, a z drugiej strony przyjmuje twarz bez emocji i się wycofuje. To wydaje się męczące i uwierzcie takie jest.
Myślę, że ma do tego swoje powody. Chciałabym je poznać i mu pomóc. Przecież nie robiłby tego od tak, prawda?

Mecz odbywa się w Bristolu. To ostatnie wydarzenie przed zamknięciem sezonu. Kwalifikację zostaną wznowione dopiero na przełomie marca. Jeśli dziś wygramy przejdziemy do ćwierć finału. Trzymam kciuki za naszych.

Za chwilę mamy wyjeżdżać więc ubrana w zwykły czarny top i dresy opuszczam pokój. Przed wyjściem żegnam się z ciocią i Holly. Mamy i wujka jeszcze nie ma, ponieważ mają mnóstwo obowiązków w firmie. Wszyscy szykują się na święta i imprezę z tej okazji. Janson Holding jest wysoko w lidze i na pewno zjawi się tam cała śmietanka. Muszę się przygotować na oceniające spojrzenia.

Przy wyjściu zakładam buty i kurtkę, opuszczam dom, aby chwilę później wsiąść do samochodu, gdzie czekają już na mnie znajomi. Chris za kierownicą, tuż obok niego siedzi Bella. Z tyłu Willow i Louis. Siadam obok szatyna i ruszamy. Henry, Ben i Milan pojechali autokarem z drużyną trochę wcześniej.

Jakieś czterdzieści minut później jesteśmy na miejscu. Jest tłoczno. Zdecydowanie więcej widowni, niż było u nas. Większość to tutejsi. To chyba lepiej nie będzie tyle plotek. Chociaż wystarczy jedna osoba, która opublikuje to w Internecie. Mary nie myśl o tym.

Dziś Willow i Henry zdecydowali się na wystąpienie, aby mnie wspierać. Jestem im za to wdzięczna. Razem z blondynką i Louisem udajemy się w umówione miejsce, gdzie mamy się spotkać z chłopakami. Reszta udaje się na trybuny.

Już z daleka widzę jego pewność siebie. No tak, król jest tylko jeden. Tomlison rzuca się biegiem do mojego kuzyna, a ja z Cameronem zostajemy w tyle. Stresuje mnie konfrontacja z Milanem. Od ostatnich jego odwiedzin nie mieliśmy kontaktu poza szkołą. W końcu udajemy tylko tam więc na co ja liczę. Po ostatnim dzwonku nasze drogi się rozejdą.

-Hej - witam się ze wszystkimi i zestresowana podchodzę do bruneta.
- Ładnie wyglądasz - uśmiecha się - pasuje ci mój numer. - Właśnie zapomniałabym wspomnieć. Dziś postarałam się z makijażem i napisałam dziewiętnastkę na policzku.
Chłopak rozkłada ręce, abym mogła go przytulić. Podchodzę do niego i wtulam się. Od razu mnie obejmuje - Nie mogę się doczekać, gdy zobaczę cię z moim nazwiskiem - wyszeptał do mojego ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz. - Czemu jesteś taka spięta. - odsuwa się. - Hej Mary, co jest? - pyta zdezorientowany. Twoja bliskość.
- Nic to po prostu stres - wymyślam, jak tylko go zobaczyłam mecz poszedł w niepamięć.
- Wszystko będzie dobrze nie przejmuj się ludźmi. Więcej ich i tak nie zobaczysz, no dobra z wyjątkami..
- Ty to umiesz pocieszyć. - staram się lekko uśmiechnąć, ale raczej wychodzi grymas. - Powinniśmy już iść. Wskazuję na innych uczestników, którzy wchodzą do szatni - Połamania nóg - odchodzę, a kilka sekund później dołącza do mnie pozostałą dwójka.

The ThundersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz