ROZDZIAŁ 4

943 99 22
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz! Miłego czytania!

 🫦 TRISTAN🫦

– Czyś ty się urwał z choinki, Walter? – chodziłem po swoim gabinecie czując jak krew zaczyna się we mnie gotować.

– Słuchaj, mój ojciec wie co się święci, i wróci dopiero jak sytuacja lekko zboczy na inny tor, więc? Co ci szkodzi wziąć kilka dni urlopu i lecieć z naszą paczką gdzieś? Poza tym nawet Blake się zgodziła!

– Co? – zaszumiało mi w uszach. Zacisnąłem mocniej palce na telefonie odsuwając z biurka swój pojemnik na długopisy, musiałem czymś zająć drugą dłoń. – Czy ty myślisz, że sprawa twojego ojca to jedyna, którą teraz mam na głowie?

– Blake zgodziła się na lot, rozmawiała z Wisienką. Czy to nie jest wystarczający argument, abyś i ty do nas dołączył? – nadzieja Jamesa zalewała moją małżowinę, jak coś co miało zacząć za moment mnie gorzej katować. Nie zwracał uwagi na nic innego, szedł w zaparte, jak jego udany ojciec.

– Przemyślę to. – Złączyłem usta w wąską linie. Rozłączyłem się zanim przyjaciel odpowiedział. Od razu zacząłem miętosić w uścisku zlepek karteczek, które pomagały mi w wertowaniu akt. Wygiąłem kark, a ten wydał z siebie charakterystyczny dźwięk pęknięcia.

W żołądku zaczęło mnie coś kręcić.

Aby mój plan wypalił musiałem być na największych obrotach, o wiele większych niż dotychczas, Ethan tylko czekał na mój mały pierdolony błąd. Nie mogłem od tak pozwolić sobie na urlop, tym bardziej na rzucenie wszystkiego od tak.

Stałem w rozkroku nie puszczając z uścisku karteczek, gdy do mojego gabinetu postanowił zawitać sam Hudson Shannon. Obróciłem głowę patrząc na mężczyznę, który w swojej ciemnoblond czuprynie miał gdzieniegdzie prześwity siwizny.

Był dojrzałym facetem z dużym bagażem życiowym, nie raz na spotkaniach w domu rodziców Jamesa, gdy się zjawiał bez oporu opowiadał o tym do czego zmusiła go była żona i przez co się w nią wpakował. Pomyśleć można, że za jednym pstryknięciem palca, mógł zostać z niczym przez chorą psychicznie kobietę, która zamąciła mu w głowie. Na całe szczęście znałem jego żonę, Ava czasami przychodziła do kancelarii, by zostawić mu jakieś smakołyki. Wiedziałem, że mieli pokaźną rodzinkę.

– Chłopcze, czy naprawdę myślisz, że w tej całej batalii wybiorę osobę, która ślęczy dwadzieścia cztery na siedem przed aktami, przekłada wszystko i stwarza pozory nieugiętego? – brzmiał cholernie poważnie.

Poluzowałem krawat pod szyją... pieprzony James już do niego zadzwonił! Zacisnąłem mocno szczękę odkładając kartki na swoje miejsce.

– Nie chcę brać niepotrzebnego urlopu, kiedy toczy się tyle spraw.

– Tydzień czy dwa nie zbawią żadnego z nas. Znam Xandera, wiem, że zrobi wszystko, aby to ucichło jak najbardziej się da. Dam uciąć sobie rękę, że właśnie kogoś przekupuje, w tym mecenasa rodziny gliniarza. Minie kilka dni, a sąd uzna, że wyślą za nim list gończy, a ten skurczybyk ukryje się nawet pod ziemią i wyjdzie jak wygrany.

– Musimy być gotowi na...

– Xander Walter jasno zadeklarował, że jeśli będzie potrzebował pomocy odezwie się, sam. – Zaznaczył ostatnie słowo najbardziej dobitnie jak się dało. – Dostaniesz zaległy urlop, mecenasie Collins. Uzbierało ci się trochę tego. – Zaśmiał się kręcąc głową. – Jesteś czasami zbyt ambitny, uważaj, żeby cię to nie zgubiło, Tristan.

Kiedy chciał odejść zatrzymałem go pytając:

– Jak to jestem zbyt ambitny? To nie o to w tym chodzi?

#3 The Lav Art by Collins |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz