XXVI

1.4K 26 4
                                    

   Wysłuchiwałam corocznej rodzinnej kłótni, ukrywając telefon pod stołem. Przeglądałam Instagrama, chcąc odciąć słuch od wszystkich wrzasków i wyzwisk.

- Co ty wiesz o wychowaniu? Rosalia ma wszystko, ale zarazem zna też umiar! - krzyczał mój ojciec. Cała ta kłótnia zaczęła się, gdy ciotka, siostra mojej mamy, zaczęła wspominać ich rodzinne święta. Wtedy dziadek skomentował coś o tym, że one dwie były lepiej wychowane, niż ja. I tak zaczęła się wojna.

- No obawiam się, że nie zna umiaru w jedzeniu! Czy wy interesujecie się chociaż tym, jak ona wygląda? Nie wstyd wam?

Ała.

- Wiesz, że to słyszę? - skomentowałam, wyłączając komórkę. Starałam się powstrzymać łzy, które jak na złość cisnęły mi się do oczu - a poza tym czuję się dobrze w swoim ciele, więc to nie twoja sprawa.

Poprawka. Czułam się dobrze w swoim ciele. Po tym komentarzu obawiałam się powrotu do wcześniejszego stanu. Jednak póki nie byłam w swoich bezpiecznych czterech ścianach, musiałam zachować ten mały szczegół dla siebie.

- Skarbie bez urazy, ale ja w twoim wieku miałam idealny, płaski brzuch i wcięcie w talii. Ty nie masz ani tego, ani tego - skomentowała chyba siostra mojego ojca. Nawet nie byłam tego pewna. Większości z tych osób nie umiałam do końca rozpoznać. Gdybym minęła ich na ulicy, może przez moment zastanowiłabym się, czy to przypadek, czy rzeczywiście ich skądś kojarzę.

- Mam inną sylwetkę, co jest winą genów - odpowiedziałam na ten przytyk spokojnie, chociaż w środku płonęłam z gniewu i smutku zarazem.

- Moja siostra też tak mówiła, gdy była w twoim wieku. Gdy przeszła na dietę, odkryła że to jednak wina otyłości, nie genów.

Nie będę płakać. Nie przez tych ludzi. Musiałam być silna i udawać, że mam głęboko w dupie ich słowa. Mimo że tak nie było. Z każdą chwilą wbijały się one coraz mocniej do mojej głowy.

W pewnym momencie poczułam, że mam dość wysłuchiwania wszystkich tych komentarzy i kłótni. Przeprosiłam więc i poszłam do swojego pokoju. Potrzebowałam odpocząć. Jednak zamiast paść na łóżko i najzwyczajniej w świecie pójść spać, podeszłam do lustra. Miałam na sobie przylegającą, niebieską sukienkę na ramiączkach z rozcięciem po prawej stronie, ciągnącym się przez trzy czwarte długości sukienki. Wyglądałam.. źle. Wcześniej czułam, że ta sukienka jest dobrym wyborem. Will gdy mu ją pokazałam napisał, że jest idealna. Aurelia równie pozytywnie odpisała mi na zdjęcie, na którym miałam właśnie to ubranie. Czułam się ładna. W tym momencie jednak zaczęłam zauważać, że wcale nie wyglądałam w niej tak dobrze. Mój lekko odstający brzuch wyróżniał się na materiale, a odkryte ramiona i ręce, wydawały mi się dużo za duże.

Ściągnęłam sukienkę.

I wtedy wszystko wydawało się jeszcze gorsze. Moje uda, które na szczęście zakrywała sukienka. Mój brzuch. Nawet moja twarz wydawała się za gruba. Szramy na nogach nie polepszały tego wszystkiego. Byłam obrzydliwa. Nie wiem jak mogłam się spodobać Williamowi. On był chodzącym ideałem. Wysportowana sylwetka. Przystojna twarz i idealnie pasujące do tego włosy. Natomiast ja.. ja byłam sobą. Byłam odrażająca.

Gdy wróciłam wzrokiem na wysokość twarzy, ujrzałam naszyjnik. Moje oczy naszły łzami, gdy złapałam go w prawą rękę.

Niewiele myśląc, weszłam do łazienki. Poczułam przypływ furii i smutku za razem. To znowu wróciło. Miałam pozbyć się tego na dobre. Gdy się do niego zbliżyłam myślałam, że wszystko wróci do normy. Zaakceptuję siebie. I rzeczywiście się tak stało. Czemu jednak tylko na tą krótką chwilę?

Lost Chance "bo ponownie uznałam kogoś, za tego jedynego.."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz