XIV

1.3K 27 20
                                    

    Trzeci dzień wyjazdu, a pierwszy dzień, który zapowiadał się miarę przyjemnie. Starałam się wierzyć w to, że miałam zupełnie wolną rękę, co do swoich wyborów, jednak mimo to zdecydowałam się pójść na trening. Bo jeśli oczekiwałby tego ode mnie, a ja bym nie przyszła, mogłoby być nieciekawie. Po tym co odjebał, wolałam mieć pewność, że w żaden sposób go nie sprowokuję do złego zachowania.

Usiadłam w tym samym miejscu, co dzień wcześniej i patrzyłam jak chłopaki w takich samych strojach wchodzą na boisko. Zaczęli się rozgrzewać, w momencie w którym przyszła mi wiadomość. Widząc nazwę Mike'a, uśmiechnęłam się szeroko i od razu weszłam w wiadomości.

mike.e: STARA POMOCY

mike.e: JUTRO MAM WALKĘ

mike.e: PRZECIEŻ JA SIĘ TAM ZABIJĘ

mike.e: W SENSIE ON MNIE ZABIJE

Lekko się zaśmiałam, wyobrażając sobie, jak chłopak, który trenował boks od kilku lat, bał się swojej pierwszej walki. Tymbardziej, że koleś, z którym miał walczyć, był dużo gorszy od niego. Bił się już chyba trzy razy i za każdym przegrywał. Totalnie nie rozumiałam strachu przyjaciela, jednak mimo to spokojnie mu odpisałam:

rosal_ia: Weź na luzie to wygrasz!!

mike.e: Ale on się już bił! Co jeśli włączy mi się trema?

rosal_ia: Nie pierdol już tyle, bo każdy wie, że wygrasz

rosal_ia: On ci nawet oka nie podbije

Pisaliśmy chwilę, po czym powróciłam wzrokiem do miejsca treningu. Chłopaki, z których już niektórych kojarzyłam, grali właśnie w piłkę. Trener krzyczał wiele nazwisk a wraz z nimi, porady dla danych osób, a ja jedynie słuchałam tego, obserwując piłkę. W pewnym momencie wyszukałam wzrokiem osobę, która zmusiła mnie do tego wyjazdu. Akurat biegł do bramki z piłką. Na jego twarzy gościł ten typowy uśmieszek, jednak jego brwi były ściągnięte. Nagle kopnął piłkę, a ta idealnie wleciała do bramki. Cała drużyna krzyknęła szczęśliwa, podczas gdy ja lekko się uśmiechnęłam. Rozumiejąc jak właśnie zareagowałam, skarciłam się w myślach, a mój uśmiech zniknął szybciej, niż się pojawił. Nadal oglądałam mecz, co chwila zawieszając wzrok na brunecie.

Trening minął szybko, przez co ledwo się zorientowałam, gdy każdy wychodził już z boiska. Rozkojarzona również wstałam, a w tym samym momencie mój współlokator podszedł do mnie, wywołując u mnie mieszane uczucia. Nadal widziałam go takiego, jaki był wczoraj w łazience..

- Mogę wrócić do pokoju, czy..?

- Nie wiem - odpowiedziałam ponuro i przeszłam obok niego. Po jego tonie wyczuwałam, że był dużo łagodniejszy, niż dzień wcześniej.

- Jeśli nie to spoko, tylko pytam.

- Nie wiem Will, czy chcę - zaczęłam delikatnie, idąc w stronę pokoju - to w sumie twój pokój, ale boję się i tyle.

- Spoko.

- Dobra wiesz co? - powiedziałam, po chwili namysłu - chodź. Pierdoli mnie to wszystko. Jak mi coś zrobisz, będziesz najwyżej odpowiadać za życie człowieka.

- Nie będę.

- Będziesz jeśli..

- Nic ci nie zrobię. Jeśli zrobię, odetniesz mi ręce. Albo chuja. Albo obydwa. - odpowiedział zupełnie szczerze, co wywołało mój nerwowy śmiech. Nie odzywaliśmy się już ani słowem i w kompletnej ciszy weszliśmy do pokoju.

- Jak się umyje pójdziemy do restauracji. Chłopaki idą pić, ja wolę sobie dziś odpuścić.

- Mhm - mruknęłam w odpowiedzi, wykręcając sobie palce we wszystkie możliwe strony.

Lost Chance "bo ponownie uznałam kogoś, za tego jedynego.."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz