Na początku chciałabym tylko ostrzec, że ten rozdział jest nieźle popierdolony. Jednak mam nadzieję, że wam się spodoba. Bo co jak co, ale wyobraźnia nieźle mi tu popracowała;))
___
I ponownie ten wzrok. Te przeszywające oczy i pełny sarkazmu uśmiech. I znowu te same słowa, niczym odtwarzane w zapętleniu "Zwykły zbieg okoliczności, co?". Następne wydarzenia działy się jeszcze szybciej. Wybiegnięcie Willa z toalety, jego niezrozumiałe dla mnie słowa i dziwne spojrzenia wszystkich pięciu osób.
Zerwałam się z łóżka, jak poparzona, cała zalana łzami. Wytarłam mokrą twarz i odpaliłam telefon. Była za dziesięć szósta. I tak nie najgorzej.
Z braku ciekawszych rzeczy do roboty, odpaliłam Instagrama. A dokładniej profil mojego byłego przyjaciela. Rzeczywiście na jego profilu było kilka zdjęć jego, trzymającego za talię śliczną i szczupłą brunetkę. Jeszcze trzy lata temu, to mnie tak trzymał.. Sfrustrowana, pod wpływem impulsu, odinstalowałam aplikację i przerzuciłam się na Tiktoka. Miałam już szczerze dość moich uczuć do Gabriela. Marzyło mi się, aby jakikolwiek chłopak spojrzał na mnie i pomyślał "Ta dziewczyna jest taka.. urocza." Nie chciałabym aby oceniał mnie za moje ciało, czy twarz. Chciałabym, aby widział we mnie na przykład jego uroczą siostrę, czy mamę. Chciałabym, aby najbardziej nie kochał mojego wyglądu, a moje wnętrze. Marzyłam, aby jakiś chłopak powiedział mi kiedyś "Kocham kolor fioletowy. A wiesz dlaczego? Ze względu na twoje fioletowe oczy." I chociaż zdawałam sobie sprawę, że było to niemożliwe, marzyłam.
Jednak z tyłu głowy wierzyłam, że kiedyś uda mi się znaleźć właśnie takiego chłopaka. Takiego, który będzie ze mną na zawsze. Takiego, który pomoże mi pozbyć się całego syfu, który póki co zaśmieca moje życie.
- Japierdole, moja głowa - moje myśli przerwał męczeński głos Willa. Ha, karma kutasie - o wstałaś. Siema.
Parsknęłam śmiechem, widząc zbolałą minę chłopaka. Jednak uśmiech zszedł z mojej twarzy równie szybko, co się pojawił, gdy przypomniałam sobie, że skoro miał kaca to może wkurwiać się jeszcze łatwiej.
- Daj mi coś do picia i przeciwbólowe jakieś - odetchnęłam z ulgą, gdy nie zareagował w żaden sposób na moje parsknięcie, a nawet poczułam się trochę lepiej, gdy zrozumiałam, że skacowany Will, nie jest takim potworem, niż na co dzień.
Mimo to, nie wolałam igrać z ogniem i rzuciłam mu tabletki przeciwbólowe, które sama miałam w kosmetyczce, leżącej na mojej szafce nocnej.
- Picia nie mam, sory - powiedziałam i ponownie położyłam się w łóżku. Może jeśli udam, że znów usnęłam, nie będzie mi kazał iść po picie, czy coś.
- Spoko, przeżyje - mruknął i połknął trzy tabletki na raz, bez nawet najmniejszej popitki. Odważnie - za dwie godziny zaczynam trening. Schodzisz na niego ze mną, okej?
Byłam w szczerym szoku i zachwycie, że w ogóle spytał mnie, czy to jest okej, a nie jedynie poinformował mnie o tym, co mam zrobić.
- Yhym - powiedziałam i ziewnęłam.
Gdy chłopak po jakimś czasie zaczął krzątać się po pokoju, ja leżałam udając, że nadal śpię. Dopiero, gdy została godzina do treningu, podniosłam się i poszłam do łazienki. I wtedy przypomniałam sobie jedno. Nie miałam makijażu. I on na pewno to zauważył. Przełknęłam ślinę i czym prędzej zaczęłam się malować, licząc że nic nie będzie pamiętać, przez jego nie najlepszy stan, po wypiciu alkoholu. Najpierw nałożyłam korektor i zaczęłam go blendować, gdy usłyszałam pukanie, a następnie głos Willa:
-Jak coś biorę kolejne dwie tabletki. A i zaraz wracam.
Prychnęłam pod nosem, kręcąc głową. Czemu on nie mógł być taki codziennie? Nie narzekałabym jakby ciągle był na kacu. Wtedy mogłybyśmy nawet się kolegować. Bo był taki.. do wytrzymania.

CZYTASZ
Lost Chance "bo ponownie uznałam kogoś, za tego jedynego.."
RomanceZnasz to uczucie, gdy najmniej spodziewana osoba, okazuje się kimś, kto wyciągnie do ciebie rękę? Zacznie powolnymi krokami wchodzić z twoje życie, aby wreszcie je zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Wywrócić całą twoją dotychczasową rutynę do góry...