XV

1.4K 29 6
                                    

Will

Pół nocy nie spałem, przypominając sobie to przerażenie w oczach dziewczyny. Miałem ją zniszczyć, nie zgwałcić. Czułem się chujowo. Sam ze sobą. Poczucie winy z każdą chwilą zalewało mnie coraz bardziej. Całe szczęście Taylor wpuścił mnie i bez słowa pozwolił u siebie przenocować. Jedynym minusem był fakt, że musiałem spać na podłodze, chociaż wiedziałem, że zasłużyłem.

Przez swoje idiotyczne wybory po całej nocy byłem zmęczony, bolało mnie dosłownie wszystko, a myśli nadal krążyły wokół jej przerażonych, fioletowych oczu. Miałem dodatkowy mętlik w głowie, po tym jak nazwała mnie pełnym imieniem. To przypomniało mi o nim. To był jedyny raz, gdy rozmawialiśmy, a ja jak dziś pamiętałem jego słowa: William przepraszam. Pokręciłem głową, próbując powstrzymać nawracające wspomnienia. Na szczęście zaczynaliśmy trening, a ja już wiedziałem, że dam z siebie wszystko. Dam sobie taki wycisk, aby przynajmniej na chwilę poczuć ulgę. Zaczęliśmy rozgrzewkę. Pięć kółek biegu, następnie jedno sprintu. Najpierw biegnąc nie czułem nawet minimalnej ulgi, jednak przy przedostatnim okrążeniu płuca zaczęły mnie przyjemnie palić. W momencie sprintu, biegłem ile sił w nogach, ledwo dysząc. Nawet nie zauważyłem, gdy skończyłem bieg. Oparłem ręce na udach, lekko się pochylając,  aby dostarczyć swoim płucom jak więcej tlenu. Nie było mi jednak dane długo odpoczywać, bo gdy ostatni z chłopaków dobiegł do końca, zaczęliśmy dalszą część rozgrzewki.

Biegaliśmy za piłką dopiero kilka minut, a moja drużyna zdążyła już strzelić dwie bramki. Dzięki temu na mojej twarzy widniał uśmiech. Może przynajmniej ta gra nie okaże się istną katastrofą, jak wszystko inne. Gdy nasz bramkarz trzymał piłkę, a West coś ustalał z trenerem, pozwoliłem sobie spojrzeć na trybuny. Były one w większości puste, a na zajętych miejscach były jakieś laleczki barbie. Nienawidziłem tego typu dziewczyn. Niedość że były sztuczne, to najczęściej puste.

I nagle ujrzałem ciemne, blond włosy. Dziewczyna siedziała w dokładnie tym samym miejscu, co dzień wcześniej i pisała coś na telefonie. Widząc jej uśmiech, poczułem że coś się we mnie zmieniło. Automatycznie porównałem ten uśmiech do jej płaczu i ataku paniki. Odwróciłem szybko wzrok, abyśmy nie złapali kontaktu wzrokowego, a w następnej chwili biegłem już z piłką do bramki. Nie podałem ją Taylorowi, a Williamsowi. Taylor był spoko ziomem, ale nadal nie rozumiałem co on robił w naszym składzie. Był gorszy niż chujowy.- Było blisko! - krzyknąłem do Williamsa, który niestety nie trafił w bramkę. Ten pokazał w moją stronę podniesionego kciuka i obiegł. Ja podążyłem za jego śladem.

   Koniec końców było pięć - trzy dla nas. Wygraliśmy, a to sprawiło że automatycznie miałem trochę lepszy humor. Zeszliśmy z boiska rozmawiając. Chwilę minęło zanim pogratulowaliśmy sobie świetnego meczu i usłyszeliśmy kilka rad od kapitana, ja jednak myślami byłem już obok Rosalii. Nie wiedziałem czy powinienem do niej podejść czy nie. Walczyłem ze sobą w myślach. Musiałem zrobić cokolwiek, aby przestała się mnie bać. Bo czułem się wtedy, jak potwór.

Potwór, którym byłem.

- Taylor! - krzyknąłem jeszcze do znajomego- nie wiem, czy pogodzę się z dziewczyną, więc jak coś zostaw drzwi otwarte - wymyśliłem na szybko wymówkę i odszedłem od grupy.

Szybkim krokiem poszedłem w stronę blondynki. Złapałem ją idealnie w momencie, w którym wstała z siedzenia.

- Mogę wrócić do pokoju, czy..? - spytałem przyjemnym głosem.

- Nie wiem - słysząc jej głos lekko się spiąłem. Brzmiała na dość przybitą i zmęczoną.

- Jeśli nie to spoko, tylko pytam.

Lost Chance "bo ponownie uznałam kogoś, za tego jedynego.."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz