-Wiem że mnie chcesz Cassie.-wyszeptał w moje wargi.
Zamknęłam powieki ze strachu. Nie chciałam.
-Sprawie że będziesz jęczeć jak na dźwikę przystało.-w sekundę odwrócił mnie na plecy i dotknął mojego krocza.
Nie nie nie nie...
Obudziłam się z krzykiem. Mój oddech był przyśpieszonya serce waliło jak szalone. Wraz z przyjściem Leo wszystko wróciło.
Łzy spłynęły mi po policzkach. Nie chce już o tym myśleć, nie chcę czuć tego bólu. Nie chcę tak żyć.
Roztrzęsiona wyciągnęłam spod poduszki mały nożyk i zrobiłam szybkie głębokie cięcie na ręce. Bolało. O to chodziło. Nie wiedziałam co robię, cięłam się trochę na oślep. Po chwili natrętne myśli zastąpił ból i pieczenie. Czyli ukojenie. Krew spływała na białe prześcieradło tworząc plamę.
Wstałam z łóżka i weszła do łazienki. Odkaziłam rany i dokładnie zabandażowałam. Przemyłam twarz lodowatą wodą. Spojrzałam na swoje odbicie. Cera blada niż zazwyczaj, narazie lekkie cienie pod oczami i puste spojrzenie.
Gdzie się podziała ta zawsze wesoła i uśmiechnięta Cassandra Deilly? Jej nigdy nie było, nie ma i nie będzie.
Patrząc w swoje własne jasno zielone oczy, widziałam tylko pustkę która pożerała mój umysł z każdym następnym dniem. Nikt nie słyszał moich niemal bez głośnych krzyków o pomoc.
Nikt mnie nie ratował. Byłam pękniętą różą, którą jeszcze dało się uratować i załatać. Potem już może być za pòźno.
Wyszłam z pomieszczenia i ubrałam się w czarne jeansowe spodnie z wysokim stanem oraz czarny top na krótki rękaw w tym samym kolorze. Na to jakaś zwykła rozpinaną bluzę z kapturem. Zdjęłam poplamione prześcieradło mi wsunęłam narazie pod łóżko.
Już miałam wychodzić, ale na środku pokoju znów leżała koperta.
,,Nie uciekniesz przede mną"
Jeśli mam być szczera to po wydarzeniach z wczoraj nie dziwi mnie już to. Schowałam wszystko co dostałam od nie znajomego pod łóżko i wyszłam z domu nie oglądając się za siebie. Nie wzięłam ze sobą nic. Nagle gdy weszłam w głąb lasu, wszystkie latarnie zgasły.
Zatrzymałam się na chwilę w miejscu rozważając czy nie zawrócić. Zrobiłam kilka kroków w stronę mojej dzielnicy gdy jedna z z latarni się zapaliła tuż za mną. Odwróciłam głowę w stronę światła, a widok jaki tam zastałam sparaliżował mnie na dobre kilka sekund. Wpatrywałam się w chudą postać ubraną na czarno i z kapturem na głowie. Stał do mnie przodem więc mogłam zauważyć że wpatruje się prosto w moje oczy. Z daleka nie mogłam dojrzeć ale trzymał w dłoń coś białego, przypominającego chyba kopertę.
Szybkim krokiem skierowałam się do domu, patrząc ciągle za siebie. W pewnym momencie postać zniknęła.
Po chwili na kogoś wpadłam. Znowu.
Wydarłam się i odskoczyłam w tył gotowa do ucieczki. Ale to nie był ten sam człowiek. Przede mną stał czarno włosy chłopak.
-Chryste nie musisz się tak drzeć.-powiedział rozbawionym głosem.
-Bawi cię to?-zapytałam wściekła.
-Ale co?-zmarszczył brwi lekko.
-Po co dajesz mi jakieś koperty?
-Koperty?
Wyciągnęłam wspomniane przedmioty i wcisnęłam mu je w ręce. Gdy przeczytał co było w każdej z nich zhował je do kieszeń.
CZYTASZ
A beautiful rose can also have thorns.
Jugendliteratur,,Oddałam mu ostatni płatek róży, jaki ze mnie został, oddałam mu serce, siebie. Był moją kotwicą podczas sztormu. Ale nie wiedziałam że to on był sztormem." Siedemnasto letnia Cassandra Deilly to drobna blondynka unikająca problemów jak ognia. Jej...