Połowa wakacji minęła mi na uczeniu się.
Nie dawałam już rady z samą sobą, miałam dości oglądania zawodu na twarzy matki, i słuchania obrzydliwych tekstów Franka Howarda.
Siedziałam samotnie w salonie, gapiąc się w ściane. Słyszałam jak drzwi się otworzyły, a naprzeciwko mnie usiadł postarzały facet. Mówił coś do mnie i pokazywał w książce, ale ja go nie słyszałam. Nie okazywałam uczuć, wszystko było mi obojętne. Ale nie on.
Od naszego ostatniego spotkania pisaliśmy, ale coraz rzadziej. Bałam się. Zależało mi na tej relacji, mimo że nie powinno. Z tyłu głowy mam myśl że to głupi żart, ale nie chce tego do siebie dopuścić.
Nie chce go stracić
-Cassandro Deilly!-wrzask podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody.
Spojrzałam na mężczyzne przede mną.
-Nie musiałeś się drzeć.-wymsknęło mi się, a ja w sekunde tego pożałowałam.
-Co ty powiedziałaś?-zapytał wściekły i złapał mnie mocno za nadgarstek.
Milczałam.
-Odpowiadaj jak cię pytam!-ścisnął mój nadgarstek z całej siły, a ja poczułam jak niemal łamie mi kości.
-Puści mnie!-w moich oczach pojawiły się łzy.
Howard zaśmiał się okrutnie i odepchnął mnie na oparcie kanapy.
-Gdyby nie twój rycerz na białym koniu to bym cię zerżnął-oblizał wargi i rzucił we mnie zeszytem-rozwiąż to.
Otarłam łzy z policzków i drżącą dłonią wykonałam działania. Po niedługiej chwili oddałam zeszyt.
Matematyk spojrzał na przykłady i rzucił zeszyt o ścianę. Milczałam patrząc w jego wściekłe oczy.
-Wszystko źle...-wyznął wkońcu ze spokojem, ale widziałam jak zaciskał pięści.
Spojrzałam na stolik, gdy wstał i podszedł do mnie, złapał za ramię i rzucił o ściane.
Krzyknęłam na ból w plecach, chciałam się odsunąć ale on już przy mnie był.
-Na jutro widze rozwiązane poprawnie.
Zmierzył mnie spojrzeniem i poklepał po policzku. Dopiero gdy usłyszałam trzask drzwi, osunęłam się po ścianie, chowając twarz w dłoniach.
Łzy poleciały mi po policzkach. Nie chciałam takiego życia, więc dlaczego tu jeszcze jestem?
Dlaczego nie potrafie odpuścić?
Pociągnęłam nosem, biorąc głębokie wdechy, ale mój oddech był drżący s serce waliło coraz szybciej. Poczułam pierwsze duszności.
Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na drzwi wejściowe które się otworzyły. W nich stanął Leo, a obok moja matka.
***
Pocałował ją. Na moich oczach. Leo całował się ze śliczną i zgrabną brunetką. Wyglądała na modelke, i może nią była.
Łzy zebrały się w moich oczach, gdy stałam jak słup soli pośrodku imprezy.
Wtedy mnie dostrzegł. Oderwał się od kobiety i ruszył w moją stronę. Przełknęłam ślinę.
-Chodź ze mną.-mój koszmar się zaczął.
Podniosłam się gwałtownie do siadu, łapiąc powietrze. Rozejrzałam się po pokoju i odetchnęłam głęboko.
CZYTASZ
A beautiful rose can also have thorns.
Teen Fiction,,Oddałam mu ostatni płatek róży, jaki ze mnie został, oddałam mu serce, siebie. Był moją kotwicą podczas sztormu. Ale nie wiedziałam że to on był sztormem." Siedemnasto letnia Cassandra Deilly to drobna blondynka unikająca problemów jak ognia. Jej...