~ Rozdział 1 ~

272 26 5
                                    

•Vanessa•

Zaczęłam pozwoli schodzić po drewnianych schodkach. Wchodząc do niewielkiego pomieszczenia, wymamrotałam ciche ,,Cześć" i zasiadłam przy stole, na którym położone było już śniadanie. Ziewnęłam, biorąc w rękę tosta i wsunęłam go między wargi. Spojrzałam przelotnie na resztę domowników, zauważając, że w kuchni brakowało taty, lecz już po chwili słyszałam standardowy stukot jego butów. Normalnie jakby chodził w szpilkach, mówię wam.

- Cześć ty moje słoneczko! Jak się spało córciu? - zapytał zaciekawiony, chwytając w rękę drugiego tosta z mojego talerza.

- Ejj! Zostaw moje jedzenie! A po za tym to dobrze. - wypowiedziałam zła.

Jednym ruchem wsunął całego do buzi. Po czym wstał i sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej kluczyki. No tak, życie w biegu. Praca prawnika. Nic dziwnego. Spojrzałam na jego ubiór a po chwili przeniosłam wzrok na mamę. Ubrana tak samo czyli elegancko. No tak, oboje pracowali w tej samej kancelarii. Jak pojadą to pewnie za szyję się pod kocem z jakimś romansem i herbatą malinową albo posiedzę na social mediach, oczywiście słuchając muzyki. No bo świat byłby bez niej dziwny, nie?

 ***

Czuję na swoim ramieniu dotyk na co się wzdrygam. Więc ze strachem spoglądam w stronę tego czegoś. Czuję wielką ulgę, jak zamiast jakiegoś potwora widzę Charlie'go.

- Boże Brooks, ty debilu, nie strasz mnie takk - wykrzyczałam, po czym walnełam go w tył głowy.

- Oj tam Vanessko, nie moja wina, że jak się wciągniesz to nie kontaktujesz - powiedział rozbawiony - A poza tym to AŁAA!! Czemu tak mocno? - pisnął udając urażenie i ból.

Nie no takiej mocy to ja w rękach nie miałam, więc niech nie przesadza.

Zaśmiałam się ale nic nie odpowiedziałam. Chciałam z powrotem wracać do czytania, lecz poczułam jak z mojego ucha zostaje wyciągnięta słuchawka. Ze zmarszczonymi brwiami popatrzyłam w stronę chłopaka i zauważyłam jak wkłada sobie ją do ucha.
Spogląda na mnie i wzrusza ramionami. Więc już po chwili, opieram głowę o jego ramie. No to czytamy dalej...

***

Słyszę dzwonek w telefonie i mimowolnie spoglądam na ekran. Charlie poszedł jakieś dwie godziny temu, bo musiał pomóc w domu rodzicom, więc zostałam sama. Zdziwiona unoszę brwi bo dzwoni do mnie ciotka Madisson czyli siostra taty.

Odbieram i słyszę ciche szlochanie.

- Cześć... Posłuchaj stała się tragedia, twoi rodzice ulegli wypadkowi. Jakiś kierowca zderzył się z nimi kiedy wracali z pracy. Oni zginęli na miejscu... A ten człowiek uciekł z miejsca zdarzenia... Naprawdę mi przykro... Vanessko...

Nie odzywam się.

Nie mogę.

Słowa tak jakby ugrzęzły mi w gardle.

Nie chcą wyjść.

Jedyne co wyszło ze mnie, a raczej z pod moich powiek to wodospad łez. Zaczęłam przeraźliwie płakać. Zapewne osoba będąca po drugiej stronie słuchawki słyszała mnie bardzo dobrze. Z głośnika wydobył się płacz podobny do mojego. Valente musiała się z tym czuć bardzo źle, zresztą ja nie czułam się wcale lepiej. Mimo, że wolałam cierpieć w samotności to ta sytuacja była dla mnie za duża.

Błagam aby to nie było prawdą...

To nie mogło być prawdą...

Take my hand Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz