~ Rozdział 2 ~

173 18 10
                                    

•Vanessa•

Po tym telefonie wszystko co było dobre się skończyło. Wiedziałam, że jedynym sposobem na zobaczenie ich jest śmierć, ale czy tego właśnie chciałam?

Po obudzeniu wyglądałam jak jakieś widmo. Normalnie drugi diabeł. Uważaj ty tam, konkurentka się pojawiła. Miałam wory pod oczami, a one same dawały oznakę jakbym nie spała przynajmniej przez kilka dni. Chyba nawet straciły swój kolor... Lecz nie tylko to go straciło. Moje życie także. Może jeszcze zaznam szczęścia w innym uniwersum. Bo w tym, to raczej już się nie wydarzyły.

Jagbym wiedziała jakim te słowa będą błędem..

***

Muszę jeszcze poinformować Charliego, że niestety ale muszę się wyprowadzić do ciotki. Jak wczoraj rozmawialiśmy, a raczej płakałyśmy to dowiedziałam się o tym, że jestem zmuszona do przeprowadzki, a najgorsze w tym, że ciocia mieszka w Californii a to dość daleko i pewnie nasz kontakt się urwie...

Mimo, że bardzo tego nie chcę, sięgam po komórkę i wybieram numer chłopaka.
Pierwszy sygnał, drugi i odebrał czyli nic się nie zmieniło mimo, że od wczoraj się do niego nie odzyw-

- Czyli jednak żyjesz, wow, mega nie widziałem a teraz gadaj czemu nie odbierałaś! - przerwał mi myśl, a na dodatek nakrzyczał.

Głupek...

No tak. Od wczorajszego wieczoru, ignoruje każde połączenie od niego, było ich masa tak samo jak innych powiadomień, ale musiałam poukładać sobie to wszystko w głowie, mimo że jeszcze wiele niewyjaśnionych zagadek przychodzi mi do głowy.

Odchrząknięcie wyrywa mnie z letargu i przypominam sobie, że Brooks coś do mnie mówił.

- Przepraszam, za dużo rzeczy się stało i... I musiałam pobyć sama - mówię cicho.

- Carter, wszystko w porządku?

- Jak najlepszym, no bo co by miało być źle?

- Będę za dziesięć minut, nie ruszaj się nigdzie - mówi zaniepokojony po czym się rozłącza.

On zawszę wiedział.

Zawszę.

Już po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka. Więc poszłam, nie raczej pobiegłam w stronę korytarza o mało się nie wywracając. Na szczęście, udało mi się znaleźć przy drzwiach. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam mieszkanie. Gestem ręki, zaprosiłam go aby wyszedł do środka, bo nadal stał na ganku. On zamiast wykonać moją niemą prośbę, przyciągnął mnie do siebie i zamknął w ramionach. Spięłam się na to lecz gdy poczułam rękę gładzącą moje plecy minimalnie rozluźniłan ciało.

Po chwili odrywam się od Brooks'a i czuję jak łzy chcą wyrwać się z pod moich powiek, więc daję im upust. Chłopak widząc moją zapłakaną twarz, podnosi rękę i stara się je zetrzeć, co mu się udaje. Po czym szepcze:

- Hej, już wszystko w porządku. Pamiętaj, co by się nie działo będę przy tob-

- Nie, nie będziesz przy mnie jak się wyprowadzę. Opuścisz mnie tak samo jak rodzice...- mówię smutno.

- C-co zrobisz? Błagam powiedz mi, że to co mówisz nie jest prawdą. Błagam! I.. wiesz może coś więcej na temat no wiesz.. ich? Oczywiście współczuję ci bardzo, ale to bardzo.

Nie odpowiadam więc już zna odpowiedź. Ponownie przyciąga mnie do uścisku. To będą jedne z naszych ostatnich przytulasów...

Nagle przypomina mi się, że nadal drzwi wejściowe są otwarte więc, odrywam się od chłopaka i zamykam je. Ludzie przechodzący ulicą pewnie dziwnie się patrzyli ale to już nasza wina. No w sumie moja dopiero teraz przypomniałam sobie o ich istnieniu. Odwracam nie w stronę Charlie'go i wybucham głośnym śmiechem kiedy patrzę na jego minę. Wygląda ona jagby pomieszał smutek, radość i próbował do tego ukryć śmiech.

Po uspokojeniu się, przechodzimy do kuchni połączonej z salonem, aby napić się czegoś no i nie stać tak w korytarzu. Pokazałam skinieniem głowy chłopakowi, żeby usiadł na kanapie. A ja udałam się w tym czasie do kuchni. Otworzyłam szafkę nad kuchenką gazową i sięgnęłam z niej dwie torebeczki herbaty. Oczywiście malinowej, ubóstwiałam ją. I przy okazji zaraziłam tą sympatię również w Charlie'm. Wstawiłam wodę na herbatę i wyjęłam dwa kubki. Jeden z słoneczkiem a drugi z księżycem. Dostałam je na dwunaste urodziny właśnie od niego i starałam się ich nie zbić. Były to moje ulubione naczynia w całym domu. Już miałam wracać do pomieszczenia, ale nagle przypomniało mi się, że nie wzięłam żadnych ciastek. Więc szybkim krokiem wróciłam po nie. Kiedy już wszystko było gotowe, włożyłam na tackę dwa kubki z napojem, cukiernicę i talerzyk z słodkościami.

Już po chwili, znalazłam się obok niego. Zażenowana patrzyłam jak chłopak rozłożył się na całej kanapie. No chyba sobie ze mnie żartuje. Podchodzę bliżej i kładę to wszystko na stolik. Po czym odwracam się w jego stronę. Chcąc usiąść, podnoszę jego obie nogi i siadam obok. Oczywiście kładąc jego nogi na moich kolanach. Patrzę na niego i mówię:

- Nie za wygodnie ci?

-Niee, wcale.

Uśmiecha się przebiegle, po czym zmienia ustawienie. Siadam, krzyżuje nogi i sięgam po kubek. Po czym dosypuje łyżeczkę cukru. Chłopak widząc mój ruch, robi to samo lecz daję więcej łyżeczek. Nie wiem jak on może to pić. Ja bym tego nie tknęła.

Nagle wyplucie czegoś budzi mnie z własnych myśli. Patrzę zdziwiona na Charlie'go a on nadal lekko dusi się napojem. Co mu się stało? Może się zachłysnął?

Nim zdążę go po pukać, on odwraca się w moją stronę. Po czym krzyczy:

- Czemu to jest do cholery jasnej słone?!

- Czekaj co?

Biorę do ręki herbatę po czym upijam jej łyk. Wypluwam zawartość do naczynia od razu. Faktycznie słone... Fujj.

Patrzę na niego a on od razu sięga po cukier, nie jednak sól. I macza w niej palca. Przystawia do ust krzywiąc się. Czyli już wszystko jasne. Musiałam się pomylić. Chyba muszę przestać myśleć, bo tak to robię głupoty. Ale i tak śmieszy mnie ta sytuacja mimo tego, że też stałam się ofiarą.

Wspomnienia z tego dnia będą towarzyszyć mi już chyba zawszę. No właśnie chyba. Pomyśleć, że on stanie się również jedynym z nich...

_____

Heja!! Jak wam się narazie podoba książka?
Jeśli chcecie dalej śledzić losy Vanessy to czekajcie na kolejne rozdziały. Będzie się działo..

Take my hand Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz