~ Rozdział 6 ~

128 17 4
                                    

•Vanessa•

Z radia wybrzmiały pierwsze słowa piosenki ,,Him & I". Zaczęłam na kierownicy wystukiwać paznokciami rytm. Delikatnie kiwając głową nadal skupiona byłam na drodze. Po chwili miała się zacząć nasza ulubiona zwrotka, więc popatrzyłam znacząco na Nicole po czym już obie wykrzyczaliśmy tekst:

- Cross my heart, hope to die
To my lover,
I'd never lie
He said, "Be true", I swear I'll try
In the end, it's him and I
He's out his head,
I'm out my mind
We got that love,
the crazy kind
I am his, and he is mine
In the end, it's him and I...

Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc jak dziewczyna śpiewa słowa razem ze mną. Wie, że to jedna z moich ulubionych piosenek. Miałam na nią fazę w tamtym roku, gdy po raz pierwszy wzięłam udział w wyścigu. Pamiętam jak się stresowałam. Mimo, że ćwiczyłam do tego dnia bardzo dużo to wtedy zapomniałam nawet gdzie jest skrzynia biegów.

Lubiłam wracać do tego dnia wspomnieniami, które skrywały za sobą maskę nie powodzeń. Zaraz po tym jak wygrałam, na telefon zaczęły napływać mi podejrzane wiadomości. W takim stylu jak:
,,Następnym razem przegrasz." bądź
,,Kiedy cię znajdę, zemszczę się Żmijko." Pamiętam, że jak to odczytałam natychmiastowo zablokowałam numer, z którego to przychodziło. Każdy niby mógł to napisać, ale pierwsza osoba z którą miałam wyścig i małą wojnę to ich były król. Dlaczego były? Ponieważ na jego miejsce weszła królowa, a rządzić może tylko jeden. I tą osobą jestem ja.

***
Jeszcze tylko prosta droga i meta. Naciskam więc pedał gazu i momentalnie przyspieszam. Gdy jestem już prawie na linii, czuję jak w tył auta coś wjechało. Patrzę w lusterko i jak się okazuje to był mój przeciwnik. Zwalnia aby po chwili znów zrobić to samo, lecz ja jestem nieco sprytniejsza i dodaję gazu jak tylko mogę. Dzięki czemu unikam kolejnego wgniecenia. Mijam właśnie dziewczynę, która stoi na środku z dwoma wielkimi, czerwonymi flagami i dopiero teraz dochodzę do wniosku, że przekroczyłam metę. Walę w kierownicę ze szczęścia, po czym pędem wyskakuję z samochodu.

Blisko tego drugiego pojazdu, który się ze mną ścigał, zauważam Nicole z chłopakiem, więc chcę pokierować się w ich stronę. Zanim jednak stawiam krok, na moim nadgarstku czuję mocny uścisk. Nim zdążę sprawdzić kto to, ta osoba sama odwraca mnie do siebie.

Mentalnie mam ochotę, przywalić tej osobie pizzą, najlepiej taką co już spleśniała. Na miejscu na początku nieznajomej mi osoby stoi ten debil, Charlie Brooks. Boże, czemu ja?

Co ja wam takiego na górze zrobiłam, aby mi piekło z życia robić. O, a przede mną to sam diabeł stoi. Stoi, i się gapi. Nadal trzyma moją rękę. I nawet pociaśnia chwyt z obawy, że mu ucieknę. Z chęcią bym to zrobiła. Byle by być jak najdalej od niego.

Chyba uznaje, że to mnie boli, bo puszcza moją dłoń. Po dobrej sekundzie, zaczyna rozmowę:

- Przepraszam...

- Jeśli myślisz, że tak po prostu zapomnę o tym co mi zrobiłeś, to się grubo myślisz.

Chłopak prycha na moje słowa, przybliżając się do mnie znacznie bliżej.

- A co, boisz się, że znów złamię Ci te serduszko? - mówi z pogardą. - Wiesz, nigdy nie byłaś taka modra, za jaką cię brałem Vanesso.

Mimo, że jego słowa łamią moje serce, nie uroniłam nadal ani jednej łezki. Mój wzrok utrzymuję cały czas na jego oczach identycznie jak on. Przybliża się do mnie jeszcze bliżej, czuję jego oddech na szyi.

- Może jeszcze się popłaczesz? Tak jak zawszę to robiłaś kiedy miałaś problem.

Nagle chłopak leci na podłogę, a ja czuję silne ręce na mojej talii. Cała się spinam, kiedy do moich uszu dobiega niski głos. Głos z nutką przewagi.

- Sory gościu, ale ta mała Żmija jest już zajęta.

Chłopak na ten widok, zaciska pięści po czym wstaje i tak po prostu odchodzi. Tak jak kiedyś. Bez słowa. Kiedy czuję jak ręce znikają z mojego ciała, przypominam sobie o obecności mojego wybawiciela. Odwracam się w jego stronę. Po czym napotkuję wzrok zielonych oczu. Są one tak hipnotyzujące, że nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. Nagle się otrząsam i już chcę podziękować, lecz on tak po prostu się odwraca i na odchodne mówi:

- Nie ma za co. Do zobaczenia Żmijko.

Odchodzi tylko w sobię znanym kierunku, a ja patrzę za nim, przetwarzając co się właśnie stało. Nagle uświadamiam sobie jedną rzecz. On powiedział na mnie Żmijka...

___

Hejj, przepraszam, że takie krótkie... :/
Oraz za każdy możliwy błąd.

Take my hand Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz