Rozdział 11: „Samson i Dalila" ~ Antoon van Dyck

184 17 3
                                    

Zaufanie «przekonanie, że jakiejś osobie lub instytucji można ufać»

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zaufanie «przekonanie, że jakiejś osobie lub instytucji można ufać»

Otworzyłam oczy, czując delikatny powiew wiatru na nagim ciele i przebijające przez zasłony promienie słońca. Przez chwilę wpatrywałam się w baldachim nad łóżkiem, aby odwrócić się w stronę Coltona. Tylko że jego nie było. Pościel nie była już ciepła, a jego torba zniknęła z miejsca, w którym zostawił ją dzień wcześniej. Gwałtownie wstałam z łóżka, czując delikatne pieczenie między nogami.

Nigdzie nie było Coltona. Znowu mnie oszukał, a ja dałam się nabrać na jego pieprzone gry. Zaufałam mu, jak głupia idiotka. Ponownie. To już nie było śmieszne, tylko żałosne.

Zaczęłam szukać torby z ubraniami, ale nigdzie jej nie było. Musiałam się uspokoić i głęboko oddychać. Może to nic takiego i tylko panikowałam bez powodu. Chyba nie uprawialiśmy seksu w nocy po tym, jak kogoś zabiliśmy, żeby on ponownie zostawił mnie nad rankiem?

Wzięłam kilka głębokich oddechów. Ze stresu zaczęło robić mi się gorąco, ale nie mogłam dać się pochłonąć furii. Gdy się skupiłam, zauważyłam, że torba była schowana pomiędzy meble w najmniej widocznym miejscu, jakie mogło istnieć w tym cholernym pokoju. Wzięłam ją na łóżko i otworzyłam główny zamek. Zapamiętałam, że dzienniki położyłam na samą górę, aby mieć do nich łatwy dostęp. Ale nie było ich na miejscu. Pomyślałam, że może się zsunęły. Bez paniki. Zaczęłam przerzucać ubrania z jednej strony na drugą, ręką szukając czegoś w twardej i skórzanej oprawie. Nie mogłam panikować. Gdyby okazało się, że naprawdę ich nie ma, to wtedy równie dobrze mogłabym skończyć z okna. Te dzienniki były dla mnie dziedzictwem rodowym i jedynym, co pozostało po mojej rodzinie. Nie miałam nic innego.

Nic nie znalazłam. Wyjęłam połowę ubrań z torby, ale nigdzie ich nie było. Ponownie zaczęłam skanować pokój wzrokiem. Zaczęłam rozważać to, co robiłam w pokoju dzień wcześniej. Zajrzałam pod łóżko, biblioteczki i komodę. Otworzyłam każdą szufladę, która należała do Coltona, ale oprócz zapisków, notatek, książek i jakiś starych ksiąg rachunkowych, nie znalazłam niczego, co przypominało mój dziennik. Ruszyłam zrezygnowana do łazienki, choć to było najgłupszym pomysłem, na jaki mogłam wpaść. Tam również przeszukałam każdą półkę, miejsce pod umywalką i wanną. Zajrzałam nawet do zbiornika spłuczki, gdyby właśnie tam, przez przypadek, Colton coś schował, ale również nic.

Spojrzałam w lustro, próbując je otworzyć, ale nie chowała się za nim żadna ukryta skrytka. W tym czasie mój wzrok padł na coś zgoła innego. Na moim gardle ciągnął się fioletowy odcisk po naszej nocy. Musiał odbić się od dyb, o których nie chciałam wiedzieć, jak się tam właściwie znalazły. Ale moje nadgarstki zdobiły identyczne, tylko mniejsze pręgi. Spojrzałam na pośladki, na których znajdowały się zaczerwienione odbicia dłoni Coltona. Nie czułam ogromnego bólu, gdy wczoraj mnie uderzał czy podduszał. To wszystko mieszało się z przyjemnością i tworzyło we mnie coś nowego. Wyglądałam, jakby ktoś się nade mną znęcał, ale właściwie tak było. Colton znęcał się nade mną, gdy potrzebowałam, aby całkowicie mnie wypełnił, a on się mną bawił w ramach gry wstępnej. Pozwoliłam sobie na chwilę wspomnień. Nigdy w życiu nie doświadczyłam czegoś takiego. Colton nie był ode mnie przecież aż tak wiele lat starszy, zaledwie siedem, ale miałam wrażenie, że to było aż siedem lat. Czułam przed nim, pewnego rodzaju respekt, ale w praktyce, on był po prostu bardziej doświadczony, a to nakręcało mnie jeszcze bardziej.

Krwawa przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz