Rozdział 7: „Śmierć Sokratesa" ~ Jacques-Louis David

146 19 4
                                    

Trucizna «substancja, która może zakłócić funkcje życiowe organizmu, a nawet spowodować śmierć»

Powoli otworzyłam oczy, słysząc głośny huk. Wydawało mi się, jakbym jeszcze śniła. Odgłos przypominał mi jeden z tych, gdy dziadek zabrał małą mnie na wykopaliska. Jego ludzie musieli przesunąć stosy kamieni, aby dostać się do zapadniętego przez teren miejsca.

Zamrugałam kilka razy, ale głosy ludzi stawały się coraz bardziej wyraźne. Zerwałam się z łóżka i natychmiast przygryzłam dolną wargę. Wokół mnie nie było żadnych mebli.

W pokoju znajdowało się tylko łóżko, moje rzeczy z wcześniejszego dnia i pustka. Chwilę zajęło mi to, aby dotarła do mnie pełna świadomość sytuacji, w której się znalazłam.

Spojrzałam na swoje dłonie, opuszkiem kciuka dotykając innych palców. Czułam w nich wszystkich mrowienie, jakby coś zbyt długo krążyło w moich żyłach.

Włożyłam na siebie spodnie i bluzkę, nie zdejmując koszulki, którą Colton dał mi ze swojej szafy. Weszłam do łazienki, napotykając pustkę, oprócz pasty do zębów i szczoteczki, która dał mi wcześniej. Spojrzałam w lustro, dotykając drżącymi palcami policzków.

Miałam wrażenie, że resztka czegoś krążyła w moim organizmie, sprawiając że czułam się, jakbym była ciałem w apartamencie Coltona, ale moja dusza znajdowała się gdzieś indziej.

Próbowałam przywołać w pamięci wszystkie trucizny i leki, które mogły powodować taki efekt. Ale mógł podać mi je tylko podczas posiłku, a żadna nie działała tak wolno i z opóźnieniem czasowym. Coś było nie tak.

Wyszłam z łazienki, spotykając oczami dwóch mężczyzn ubranych jak agenci FBI z bronią w dłoniach. Musiałam mieć naprawdę ogromny zjazd i problemy z konsekracją oraz odbieraniem rzeczywistości, jeśli nie doszło do mnie wcześniej to, że ktoś wszedł do apartamentu, a ja spokojnie przeglądałam się w lustrze.

— NCA*. Mamy do pani kilka pytań. — Mężczyzna pokazał mi swoją odznakę. Miałam wrażenie, że zaraz odpłynę.

~*~

Dół mieszkania Coltona wyglądał jeszcze gorzej niż piętro. W jego sypialni było chociaż łóżko, a w łazience prysznic czy zlew. Na dole znajdowała się tylko pustka. Nie było nawet lodówki czy pierońska, który wydawał się niemożliwy do zabrania.

Wszystkie obrazy, maski, drogocenne zabytki i jego zapiski tak po prostu zniknęły. Nie wiedziałam, jak w ogóle to było możliwe. Gdy sprawdziłam godzinę na telefonie, który praktycznie był wyładowany okazało się, że spałam dwanaście godzin. A on zdążył pozbyć się każdej rzeczy z mieszkania.

Siedziałam na schodach na piętro z kubkiem herbaty z kawiarni, którą wręczył mi jeden z policjantów. Dwóch agentów zostało ze mną, aby porozmawiać. Zaczęli od wypytywania mnie na temat Coltona, który nie miał wcale na imię Colton, ale jego imię zaczynało się na literę B, jednak nie potrafili określić jego całkowitych danych. Czy wiem, jakie ma nazwisko, czy potrafię wykonać jego rysopis, czy był sam, od kiedy go znam i czy wiem cokolwiek, co może im pomóc. Zapytali czy źle się czuję, bo podobno wyglądałam okropnie. Ustalili, że prawdopodobnie podał mi pewien środek odurzający. Pytali też, czy istnieje możliwość, aby Colton wykorzystał mnie w jakikolwiek sposób. Pytali o wszystko, a dopiero później zaczęli mówić mi, co robią w jego mieszkaniu.

Mieszkaniu, które podobno należało do zagranicznego biznesmena, który został uznany za zaginionego ponad cztery miesiące wcześniej.

— Chyba nic nie rozumiem. Szukacie tylko tego mężczyzny czy...

Krwawa przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz