Rozdział 9: ,,Przebudzenie sumienia" ~ William Holman Hunt

148 14 7
                                    


Sumienie «zdolność oceny własnego postępowania i świadomość odpowiedzialności moralnej za swoje czyny»

— Zawsze to miejsce jest moim przystankiem, jeśli istnieje taka możliwość lub jeśli uważam, że mogę już więcej tutaj nie powrócić. — Colton oznajmił mi od razu po tym, gdy wysiedliśmy z taksówki.

Przespałam większość lotu i nie było mowy, że miałam znowu pójść spać, gdy noc dopiero zawitała w progi Nowego Orleanu. Miasto tętniło życiem. Do moich uszu dochodziła głównie muzyka jazzowa. Na chodniku mijali mnie młodzi i wiekowi ludzie, pijani, i ci, którzy ratowali tych nietrzeźwych. Tak zwane Miasto-Półksiężyc nigdy nie spało. Ono dopiero budziło się w nocy, aby ukazać swój blask piękna.

— Więc gdzie idziemy najpierw? — Chciałam zabrać od niego swój bagaż, ale ponownie spojrzał na mnie z mordem oczach. Krwawy, brutalny i zabójczy gentleman. Jak mogłam o tym zapomnieć?

— Nie wolisz najpierw się przespać? — Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, a Colton puścił mi oczko. — Wołałem zapytać, gdybyś jednak okazała się być większą emerytką, niż sądziłem. Popołudniowa herbata może była jedynie zalążkiem twoich preferencji łóżkowych, które odnoszą się do wczesnego pójścia spać.

— Śmiej się dalej, a skończysz dzisiejszej nocy martwy.

— Jesteś pewna tego, co teraz powiedziałaś? — Spojrzał na mnie inaczej niż zawsze. Jego oczy były oczami drapieżnika i nic w tej kwestii się nie zmieniło, ale coś jeszcze się w nich znalazło. Niewypowiedziane emocje i słowa, które można było interpretować na kilka sposobów. Wyzwanie, roześmianie się albo pewność, że nie wiem, o czym mówię.

— A mam nie być? — Przechyliłam głowę, gdy otworzył mi drzwi do starej, ale zadbanej kamienicy.

— Myślę, że oboje tej nocy przekonamy się o wielu fascynujących rzeczach. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się tym, co dla ciebie przygotowałem. Byłbym zdruzgotany.

Ruszyłam po drewnianych schodach, które z każdym krokiem skrzypiały coraz bardziej. Colton zaprowadził mnie na najwyższe piętro, a do tego, do samego końca korytarza czteropiętrowego budynku. Wydawało się dziwne, że nie słychać żadnych, nawet najmniejszych odgłosów, choć podobno był to popularny hotel w tej części miasta. Trzecie piętro było odgrodzone drzwiami, które otworzyły się dopiero po wpisaniu kodu przez Coltona. Tak samo, jak najwyższe piętro. Wszędzie były jakieś podwójne zabezpieczenia.

— Dam ci chwilę, abyś mogła się odświeżyć. — Powiedział, gdy weszliśmy do przestronnego pokoju, który przypominał...

— To nie wygląda jak pokój hotelowy. Tylko twoje mieszkanie w mniejszej wersji i w Nowym Orleanie. — Wszystko miało swoje miejsce, ale nie mogłam przeoczyć jego małych trofeów porozrzucanych po najróżniejszych częściach pomieszczenia. W centralnej przestrzeni znajdowało się olbrzymie łóżko z baldachimem i na tym kończyła się normalność tego miejsca. Wszędzie były uginające się regały z książkami, mnóstwo pojedynczych zapisek, drobnych elementów oraz rysunków. Na biurku leżały stosy papierów, łupy, kompasy oraz okulary. Byłam ciekawa czy Colton miał je tam dla chwytu, którym chciał pokazać, jaki nie był inteligenty czy naprawdę jego wiek nie dawał o sobie zapomnieć.

— Bo to moje drugie mieszkanie, do którego wracam bardzo często. Moja dusza jest rozłożona między Nowym Orleanem, Londynem i kilkoma innymi miejscami na świecie.

— Ale mówiłeś, że...

— Reszta pokoi jest do wynajęcia na piętrach poniżej. Czwarte, jak i trzecie w całości należy do mojej skromnej osoby. Tak dla niepoznaki. Nie mógłbym mieć całego budynku, bo to wzbudza więcej podejrzeń niż małe mieszkania w starej kamienicy.

Krwawa przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz