ROZDZIAŁ 2

356 12 48
                                    

Giyuu.

Naprawdę nie widzę sensu w zgłoszeniu tej sytuacji do Mistrza. O tym, że Sanemi mnie nienawidzi wie każdy. Oczywiście nie ma usprawiedliwienia dla tego co zrobił, ale czy mi to aż tak przeszkadzało? Nie odniosłem praktycznie żadnych obrażeń.

Dlaczego się nie broniłem? Nie chciałem zrobić z tego tak wielkiego zamieszania. Gdybym też go uderzył, byłoby jeszcze gorzej.

Jednakże wszystko już się wydarzyło, a teraz trzeba zmierzyć się z konsekwencjami.

Szedłem piaszczystą drogą, rozmyślając, dlaczego w zasadzie Mistrz wzywa nas wszystkich. Wystarczył bym ja, Shinazugawa i na przykład Tengen, który widział całe zdarzenie.

Wszystkiego dowiem się na miejscu.

- Tomioka-san! - mój spokój został zagłuszony przez głos Mitsuri. - Idziesz do Mistrza? Wspaniale, bo ja też! A tak w ogóle to cześć, bo zapomniałam się przywitać, a powinno się witać, bo wrednie jest jak się tego nie zrobi! - powiedziała, biegnąc w moją stronę. Kiedy zrównała swój krok z moim, kiwnąłem jej głową na powitanie. Czy słowo cześć byłoby na miejscu? Sam nie wiem. To tak jakby witał się równy z równym, a ja... A z resztą, już po wszystkim. Gdybym teraz powiedział cokolwiek, uznałaby że jestem jakiś opóźniony.

Szliśmy w milczeniu, ale czułem jak dziewczyna wpatruje się we mnie, jakby chciała wzrokiem przewiercić mnie na wylot.

O co chodzi? Dlaczego się tak na mnie patrzy? Zrobiłem coś źle?

- Boli cię policzek? Po wczorajszym uderzeniu przez pana Shinazugawę? Raczej kość policzkowa, ale to prawie to samo, prawda?

- Jest dobrze - powiedziałem tylko i odetchnąłem głęboko. Jednak po chwili zacząłem zastanawiać się, czy nie powinienem podziękować za troskę. Tylko że... Teraz już za późno... Dlaczego zawsze myślę tak długo?

Kiedy zobaczyłem rezydencję Mistrza, odetchnąłem z ulgą. Słońce już w połowie wyszło zza horyzontu. Przyszliśmy na czas.

Podszedłem do budynku i zapukałem. Gdy usłyszałem ciche: "proszę," wszedłem do środka. Byli tam już Tengen i Kochou. Mitsuri przeszła koło mnie i usiadła koło filarki owada. Mi pozostał Tengen.

Zająłem swoje miejsce. Mistrz był tego dnia w wyjątkowo dobrej formie, choroba pozwoliła mu nawet na przejście do pozycji siedzącej. Mimo to każdy wiedział, że za niedługo będzie mu dane pożegnać się z tym światem. Do tego w tak młodym wieku.

Do moich uszu doszedł odgłos pukania w drzwi. Po raz kolejny dało się usłyszeć ciche " proszę."

Drzwi rozsunęły się, a do środka wszedł Shinazugawa. Od razu spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłem przebłysk niechęci, więc popatrzyłem gdzieś w bok. Nie lubię nawiązywać kontaktu wzrokowego.

Chłopak ukłonił się przed Mistrzem i zajął swoje miejsce.

- To już wszyscy? - spytał mężczyzna.

- Nie, Oyakata-sama. Jeszcze Muichiro. Odkryliśmy jego obecność przy zdarzeniu dopiero po powrocie z raportu.

- Rozumiem. A czy jest możliwość, że... Zapomniał o przyjściu?

Wszyscy popatrzyli po sobie, szukając odpowiedzi, której nie mogli uzyskać. Ja czułem, że nie zapomniał, tylko coś go zatrzymało. Od jakiegoś czasu zapominał różne rzeczy coraz rzadziej i myślę, że zapamiętałby tak ważną sprawę, jak spotkanie z Mistrzem.

- Myślę, że... Jest taka opcja - powiedziała po chwili Shinobu. - Ale zaczekajmy jeszcze chwilę, może się zjawi.

Chłopak przyszedł po paru minutach, przeprosił za spóźnienie, ale nikomu nie wyjaśnił dlaczego tak się stało. Nie zdziwiło mnie to, bo czternastolatek nigdy nie zagłębiał się w szczegóły. Zawsze mówił prosto i otwarcie.

Chyba Cię Lubię... |Sanegiyuu fanfiction|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz