Sanemi.
- Nie ma za co - odparłem na podziękowanie. - Swoją drogą, boisz się psów? - spytałem, unosząc brwi.
- Nie - powiedział. Widocznie nie chciał, by inni wiedzieli o jego lęku.
- Okej, czyli to jak panikowałeś, bo to małe coś - lekko uniosłem zwierzę do góry - cię obszczekiwało, to tylko moje halucynacje? - spytałem z drwiącym uśmiechem. Wtedy zrozumiałem także, że po raz pierwszy nie miałem na celu go urazić. Najzwyczajniej w świecie się z nim przekomarzałem. Ciekawe uczucie.
Chłopak uniósł palec wskazujący do góry i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili zamknął je i oplótł się rękami w pasie.
- One mnie chyba nie lubią - powiedział, patrząc na zwierzaka, którego nadal trzymałem w rękach.
- Bardzo możliwe. - cały czas powstrzymywałem się od śmiechu, widząc czujną twarz Tomioki. Jakby w każdej chwili spodziewał się ataku od strony stworzenia.
- Co z nim robimy? - spytał z obawą w głosie.
- Chcesz potrzymać? - wyciągnąłem psa w jego stronę.
Chłopak odskoczył szybko, zatrzymując mnie pionowo ustawionymi dłońmi.
- Podziękuję.
Uśmiechnąłem się pod nosem i postawiłem psa na ziemi.
- Siad - wydałem polecenie, a zwierzę od razu je wykonało.
- Wytresowany - spojrzałem na Tomiokę, który wzruszył ramionami.
- Wydawał się dziki.
Jeszcze raz spojrzałem na czworonoga. Leżał i dyszał, wystawiając język na zewnątrz. Wyglądał po prostu uroczo.
- Normalnie urodzony zabójca - powiedziałem sarkastycznie, a Tomioka podarował mi w zamian obojętne spojrzenie.
Tak szybko? Jeszcze sekundę temu... Zachowywał się zupełnie inaczej, widać było po nim jakiekolwiek emocje, a teraz nagle znów przywdział maskę.
I nagle poczułem się dziwnie. Wcale nie chciałem, żeby z jego oczu znowu promieniowała ta sama obojętność. Bardziej emocjonalny Tomioka był lepszy, nawet jeśli jedynymi emocjami jakie dotąd okazał były stres i strach. Ten nienaturalny spokój był po prostu...
Bardzo wkurzający.
Giyuu.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego jak się zachowuję. Z tego, że okazuję przy nim strach, nawet przed tym głupim psem.
Szybko przewróciłem na swoją twarz opanowanie i obojętność. Nikt nie powinien wiedzieć co czuję. Tym bardziej Shinazugawa.
Chłopak spojrzał na mnie, mówiąc kpiąco:
- Normalnie urodzony zabójca.
Popatrzyłem na niego, starając się, by w moim wzroku nie było żadnej emocji.
Chwilę milczeliśmy, cisza stała się zbyt uciążliwa, ale nie chciałem rozpoczynać rozmowy, więc powiedziałem coś, co nie miało szansy rozwinąć się w konwersację.
- Chodźmy dalej.
- A co z psem? - spytał Shinazugawa, a ja spojrzałem na niego pytająco.
- A co ma z nim być?
- Gdzie mam go dać? Przecież go tu tak nie zostawię. Zaraz coś go zeżre.
Nagle z daleka usłyszeliśmy odgłosy nawoływania. Dziewczęcy głos co chwila niósł się echem pomiędzy drzewami.
Osoba, która krzyczała, musiała zbliżać się w naszą stronę, ponieważ odgłosy ciągle przybierały na sile. Po kilku sekundach można było już rozróżnić słowa.
- Milo! Milo! Gdzie jesteś piesku?
Spojrzałem szybko na zwierzę. Może to był właśnie pies tej dziewczyny?
Najwidoczniej tak, bo zwierzę poderwało się i zaczęło szczekać.
- Milo? - słychać było jak ktoś przedziera się przez krzaki. Chwilkę później z zarośli wypadła zdyszana dziewczyna, mniej więcej w wieku czternastu lat.
Na początku nie zwróciła na nas uwagi. Pies zaczął obskakiwać ją i wesoło merdać ogonem.
- Wszędzie cię szukałam!
Po chwili podniosła wzrok na nas, czujnie studiując nasze twarze.
- Konnichiwa - ukłoniła się. - Nigdy was tutaj nie widziałam, jesteście nowi? - spytała.
- Nie, tylko przechodziliśmy.
Dziewczyna kiwnęła głową i zmarszczyła brwi.
- Nie radziłabym wam tędy chodzić o tak później porze. Ostatnio w okolicy grasuje dziwne stworzenie, które już parę razy zraniło człowieka. Na szczęście ofiary zostały pozostawione na miejscu ataku i można było je uleczyć. Mimo to nigdy nie wiadomo kiedy ktoś zostanie zabity.
Spojrzałem na Shinazugawę.
- Tutaj też?
- Skąd mamy wiedzieć czy to na pewno demon? Może to jakiś dzik lub niedźwiedź?
- Demon? Co macie na myśli? - dziewczyna spojrzała na nas z zaskoczeniem.
- Tomioka, mam pomysł - zaczął białowłosy, ignorując ją.
Kiwnąłem głową z pytającym wzrokiem, pokazując mu, żeby mówił.
- Do zachodu zostały niecałe dwie godziny, czyli tyle ile zostało nam, żeby dotrzeć do wioski, do której nas wysłano. Jednak to miejsce także potrzebuje ochrony. Musimy się rozdzielić.
- A rozkaz, byśmy na misje chodzili razem?
- Teraz jest to nieważne, po powrocie możemy powiedzieć wszystko Mistrzowi. Na razie chodzi o ludzkie życie. Ja idę do tej wioski, do której nas wysłano, ona - wskazał na dziewczynę - zaprowadzi cię do miejsca, w którym grasuje to stworzenie. Jak tylko je zabijesz, możesz ruszyć za mną, ale wtedy pewnie już będzie po wszystkim.
Kiwnąłem głową. Ten plan miał sens.
- Dobrze, że rozumiesz. Do zobaczenia Tomioka.
I zaraz go nie było.
Spojrzałem na miejsce, w którym zniknął. Nie zdążyłem wypowiedzieć słów pożegnania. Może to nawet dobrze? Pewnie znów bym coś zepsuł.
Mimo wszystko poczułem dziwne uczucie, którego nijak nie mogłem określić.
Aż w końcu zrozumiałem. To był żal.
Dlaczego go wtedy poczułem? Sam tego nie wiedziałem. Wiec najlepiej było go stłumić.
Spojrzałem się na nieznajomą dziewczynę. I upewniłem się, że moja twarz nie wyraża żadnych emocji.
- Zaprowadź mnie do tej wioski.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za opóźnienia, ale zupełnie nie chciało mi się pisać. Wena nie chciała zza nic przyjść.
A wczoraj nadeszła o godzinie 22.50. po obejrzeniu kilku filmów gacha (oczywiście o Giyuu, bo jakżeby inaczej)
Filmów było 6. Jeden mnie ztraumatyzował, a gdy się ogarnęłam, obejrzałam pozostałe 5 (seria) i moje "ogarnięcie się" poszło się walić. Ryczałam przez czas trwania wszystkich, a potem jeszcze trochę.
Moje oczy po prostu nauczyły się oddechu wody. Z solą.
Tak czy inaczej, mam trochę więcej weny niż zwykle, więc możliwe że już jutro wleci kolejny rozdział. Ale nic nie obiecuję.
Żegnam ja Was.
P.S. To opowiadanie o Muichiro, o którym mówiłam jednak nie będzie opublikowane tak szybko, bo nie miałam zbytnio czasu, by zrobić cokolwiek z nim związanego. Myślę, że zacznę je pisać dopiero za parę tygodni.
Także no.
Żegnam ja Was.

CZYTASZ
Chyba Cię Lubię... |Sanegiyuu fanfiction|
ФанфикJaka jest szansa na to, że zakochasz się we własnym wrogu? Na to, że ktoś, kto denerwuje cię samym swoim istnieniem stanie się najważniejszą osobą w twoim życiu? Najwyraźniej całkiem duża. Sanemi i Giyuu darzą się szczerą niechęcią. Nikt nie wie dla...