ROZDZIAŁ 3

322 9 52
                                    

Sanemi.

Kiedy tylko otworzyłem oczy, wróciły wspomnienia z zeszłego dnia. No i oczywiście wkurwienie na Tomiokę.

Szybko wstałem na nogi, ponieważ już świtało i pewnie zaraz wyślą mnie na misję.

Z Tomioką.

Na samą myśl o tym chciałem rozwalić jakieś krzesło. Chociaż w sumie...

Od momentu, w którym czarnowłosy wyszedł z rezydencji Mistrza z tym dziwnym wzrokiem, zastanawiałem się co go tak przybiło.

Jakie tam "zastanawiałem", ciekawość aż zżerała mnie od środka.

Gdybym tylko miał okazję się o to spytać... Ale przecież tego nie zrobię, to byłby w jakiś sposób przejaw ciekawości jego osobą, a nie chcę żeby myślał że cokolwiek w nim mnie obchodzi. Gdyby tylko ta przeklęta Shinobu nie wtrąciła się, gdy chciałem przekupić Tengena... Ale cóż, czasu nie cofniemy. Teraz mam tylko dwie opcje. Żyć ze świadomością, że się nigdy się nie dowiem co się wtedy stało albo jakoś się tego dowiedzieć.

Może i te wspólne misje mają jakiś plus? Może dam radę czegoś się dowiedzieć? Ale na pewno nie chcę nic wiedzieć kosztem przybliżenia się do Tomioki. Nigdy.

Arogancki, zarozumiały dupek. Moje myślenie o nim nigdy się nie zmieni.

W tym czasie zdążyłem już się ubrać i przygotować katanę. Nie myliłem się, po chwili przyleciał do mnie mój kruk z głośnym okrzykiem:

- Kra, kra, na południu w małym miasteczku grasuje dość silny demon! Nie wiadomo czy nie jest jednym z niższych księżyców! Udaj się tam razem z panem Tomioką!

- Jasne - odburknąłem wkurzony, gdy przypomniał mi o tym dupku.

Żeby tylko ten miesiąc minął szybko...

***
Giyuu.

W pełni przygotowany szedłem piaszczystą drogą do wyznaczonego mi przez kruka miejsca. Tam miałem spotkać się z Sanemim, by wyruszyć na południe.

Nie widzę sensu w braniu na taką misję aż dwóch filarów. To jedynie sprawia, że jeden z nas będzie w miejscu, w którym nie jest potrzebny, bo gdzie indziej sprawiłby się lepiej.

Jednak nie mam tu nic do gadania.

Już z daleka zobaczyłem Sanemiego, który w oczekiwaniu na mnie bawił się kataną, co chwila obracając ją w dłoniach. Wyraźnie było widać, że się nudził. Jednak nie przyspieszyłem kroku, ciągle rozmyślając.

Kiedy do niego dotarłem, stanąłem, nie wiedząc co powiedzieć. Nie słyszał jak szedłem, więc nie wiedział, że za nim stoję. Przywitać się, a może nie? Co powiedzieć na powitanie osobie która cię nienawidzi?

Za dużo myślisz Giyuu.

Bez zastanowienia wyciągnąłem rękę do przodu i położyłem ją na ramieniu Shinazugawy.

Chłopak w niecałą sekundę obrócił się, odepchnął mnie i czubek katany podstawił mi pod gardło. Zimna stał kontrastowała z ciepłem mojej skóry, nie było to przyjemne uczucie.

Spojrzałem na niego z obojętnością. I tak nic mi nie zrobi, pewnie zostałby surowo ukarany.

- Kto pozwolił ci mnie dotknąć, Tomioka? - wycedził, mrużąc oczy.

Nie ruszyłem się ani o centymetr, nie chcąc tego przedłużać. Po co ja to robiłem? Mogłem jej człowiek się przywitać, a nie zakradać się i kłaść mu rękę na ramieniu. Dlaczego jestem aż tak głupi?

Chyba Cię Lubię... |Sanegiyuu fanfiction|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz