Rozdział 5

195 11 10
                                    

Ktoś pukał do drzwi rezydencji. Może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że było to wejście głównie dla rodziny i gości zapraszanych przez nas. Dla pracowników i partnerów biznesowych było stworzone osobne wejście z parkingiem pod nim, prowadzące wprost do skrzydła pracowniczego. Zmarszczyłam brwi i szybkim krokiem przebyłam dystans do drzwi. Otworzyłam je, ale nie odbezpieczyłam łańcucha, przez co tylko się uchyliły.
- Co się stało ? - spytałam nieprzyjemnie na naszego pracownika.
- Najmocniej przepraszam, panno Monet - powiedział z skruchą. - Nie chcieliśmy pani przeszkadzać, ale ktoś uparcie próbuje dostać się do rezydencji i od prawie pół godziny nie chce odejść. Cmoknęłam i wywróciłam oczami. Chwyciłam za pierwszą lepszą kurtkę i wyszłam szybko na zewnątrz. Nie wzięłam szalika ani czapki i od razu tego pożałowałam, dreszcze przeszły przez tył szyi. Rozejrzałam się. Było ciemno, słyszałam ujadanie psów. Wiedziałam, że o tej porze były już spuszczone i wolałam uniknąć kontaktu z wściekłym pitbulem czy dobermanem. Doszłam do wielkiej, żelaznej bramy.
- Ej ty - wskazałam na przybysza, który kłócił się z którymś z ochroniarzy. - Możesz mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego utrudniasz nam dzisiejszy wieczór swoją obecnością ? Tak trudno zrozumieć, że rezydencja to zamknięty teren, który jest własnością prywatną ?
-Hailie Monet ? - spytał ignorując moje słowa.
- Zależy dla kogo - warknęłam.
- Dostałem zadanie dostarczenia paczki, prosto do pani rąk - wyjaśnił. - Słono mi za to płacili, ale nie wiedziałem, że będą takie problemy.
- Nie chcę - odpowiedziałam. - Możesz uznać zadanie za wykonane.
- Nie, nie mogę. Nie możesz po prostu tego wziąć i będziemy mieli spokój ? - spytał, lekko poirytowany.
- Chyba nie wiesz z kim masz do czynienia - powiedział ktoś z tu obecnych.
- To niebezpieczne - tym razem to ja się odezwałam. Ten z braku lepszego słowa kurier nie rozumiał kim jesteśmy. Nie wiedział, że jestem córką i prawą ręką członka Organizacji, ugrupowania rządzącego całym światem, że w tej grupie wybuchła wojna, a ja od kilku lat jestem na celowniku jako nie dość, że użyteczna broń to jeszcze słaby punkt Camdena Moneta, że tato wychował mnie tak, że w każdej nawet z pozoru błahej sytuacji doszukiwałam się niebezpieczeństwa.
- To tylko jakaś paczka ! - gość się zirytował. - Czego się doszukujecie ?
- Dobra daj - wyrwałam mu rzecz z ręki. - To to ? Tak. Świetnie. A teraz opuść nasz teren, albo będziemy musieli użyć siły.
Wróciłam do domu przyśpieszonym krokiem. Starałam się nie myśleć negatywnie, ale panika wdarła się do mojego umysłu.
Kto mi to wysłał ?
Czego ode mnie chce ?
Co jest w paczce ?
Czemu ma służyć ?
Ma to mnie jakoś zranić ?
A może to urządzenie szpiegowskie ?

Przemaszerowałam przez cały dom, zatrzymując się dopiero przy drzwiach do gabinetu ojca. Zapukałam do drzwi. Usłyszałam dźwięk przesuwanego krzesła, a potem przede mną stanął ojciec.

Pov Camden :

Rozmowę zakłuciło pukanie w drzwi.
Wstałem i otworzyłem drzwi.
Za nimi była Hailie. Zmarszczyłam brwi, a następnie się zaniepokoiłem.
Jej broda i dłonie się trzęsły. Źrenice się rozszerzyły, oddech przyśpieszył. Już wiedziałem, że coś musiało się stać.
- Królewno, jesteś w stanie chwilę poczekać ? Widzę, że coś cię trapi - pokiwała głową.

Pov Hailie :

Położyłam paczuszkę na biurku.
- Nie wiem co to jest, a ten gość co przyjechał nie chciał się odwalić dopóki tego nie wezmę. Nie wiem co to i od kogo, nie otwierałam, bo się bałam.
- Bardzo mądrze postąpiłaś - pochwalił mnie, a mnie zrobiło się cieplej na sercu. Chwycił za pakunek i obrócił ją w rękach.
- Ktoś zapłacił, domyślam się, że dużo, by to dostało się w moje ręce - szepnęłam, wpatrując się w przesyłkę. - Mógłbyś rzucić na to okiem.
- Oczywiście - skinął głową. Rzuciłam jedynie smutne spojrzenie i już miałam wychodzić. Tak bardzo chciałam zostać, bo to przy nim czułam się najbardziej bezpieczna , ale przecież wiedziałam, że nie powinnam marnować jego czasu.
- Choć no tu - Cam rzucił jakby od niechcenia, gdy już się odwróciłam. Spojrzałam na niego niepewnie. - Przecież wiem, że chcesz - podeszłam więc i od razu przytuliłam. Trzęsłam się, bo nadal się bałam zawartości paczki. 
Tata nigdy nie należał do uczuciowych ani wylewnych osób. Oczywiście, że mnie kochał, wiedziałam to doskonale, ale rzadko kiedy to okazywał w strikte fizyczny sposób.
- Hailie, to tylko głupia paczka. Nic ci się nie stanie - pogłaskał mnie po włosach.
- Wiem - mruknęłam. - Wiem, ale nadal się boje.

Hejka serduszka ! Ten rozdział jest troszeczkę dłuższy. Strasznie mozolne jest publikowanie tej opowieści, bo mam całą historię spisaną tylko na papierze, bo jak ją wymyślałam to nie miałam dostępu do laptopa. A teraz, przez to, że chcę ją upublikować, to muszę ją ręcznie przepisywać. Poza tym pomyślałam sobie, że może jak za starych dobrych czasów, wrócimy do ,, hasła rozdziału " ? Więc jeżeli doczytałxś do tego momentu napisz ,, Pizza " w komentarzu.
Ach ta nostalgia.
Bajo !
Autorka

,, Krwiste Wino " - Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz