Rozdział 12

32 6 48
                                    

Następny dzień również do najlepszych nie należał. Jesienna pogoda powoli zaczęła dawać o sobie znać, a z tym mnóstwo deszczu i chmur. Samo wygrzebanie się z łóżka graniczy z cudem, a co dopiero normalne funkcjonowanie w szkole.

Właśnie zaczęła się ostatnia lekcja, a ja zamyślona wpatrywałam się w krople deszczu, które uderzały w okno. Chciałam już do domu, chciałam iść do Tori i usłyszeć jej wersję wydarzeń.

W pewnym momencie poczułam jak uderza we mnie papierowa kulka, która wyrwała mnie z rozmyśleń. Poddenerwowana spojrzałam w stronę, z której przyleciała. Ku mojemu zdziwieniu, nie rzucił jej żaden klasowy śmieszek, a dziewczyna, z którą mam nawet przyjazne stosunki w klasie. Gdy zauważyła, że zwróciłam na nią uwagę, szybko pokazała palcem na mój plecak. Zdezorientowana spojrzałam w jego stronę i zauważyłam przeciekającą z niego wodę. Świetnie.

Po uzyskaniu zgody od nauczycielki, wzięłam plecak i szybkim ruchem udałam się do toalety. Wyjęłam wszystkie zeszyty oraz książki i położyłam je na kaloryferze. Wszystkie były przemoczone. Na koniec wyjęłam sprawcę całego zdarzenia, czyli źle zakręcony bidon. A tyle razy mama mi powtarzała, żebym pakowała się dzień przed, a nie 5 minut przed wyjściem do szkoły... Westchnęłam i wylałam resztki wody do zlewu.

Kiedy plecak był już opróżniony, wycisnęłam z niego najwięcej cieczy jak się da, po czym wypchałam go szkolnym papierem ściernym, bo toaletowego to napewno nie przypomina.

Dopiero kiedy skończyłam ratować swoje rzeczy, zauważyłam, że nogawki moich spodni również uległy zmoczeniu. Prawdopodobnie kiedy przenosiłam plecak, to trochę wody z niego poleciało na moje spodnie. Całe szczęście, że to ostatnia lekcja. Zdjęłam swoją bluzę i owinęłam wokół pasa, tak, aby mokre plamy nie rzucały się aż tak w oczy.

~🚬~

Po lekcjach wróciłam po swoje rzeczy. Tak jak można było się spodziewać - prawie nic nie wyschło. Szkolne grzejniki jak zwykle nie grzeją tak jak powinny.

Wsadziłam wciąż mokre rzeczy do plecaka i udałam się do szkolnej szatni, aby zabrać kurtkę i parasolkę... tylko, że zastałam jedynie parasolkę. Ktoś mi ukradł kurtkę, to musi być jakiś żart.

Ponownie założyłam swoją bluzę na siebie. Nie obchodziło mnie, że odsłoniło to moje mokre spodnie, było mi zbyt zimno.

Wyszłam na zewnątrz i otworzyłam parasolkę, gdyż wciąż padało. Nie zajęło długo, zanim zorientowałam się, że coś przecieka.

- Nosz kurwa mać, co się dzieje?! - krzyknęłam sama do siebie, kiedy zauważyłam dziury w materiale parasolki. Jeszcze rano była cała i sprawna. Zaczynam myśleć, że wylew mojego bidonu również nie był przypadkowy.

Ciężko westchnęłam i wyrzuciłam dziurawą parasolkę do kosza, po czym udałam się na przystanek. Następny autobus za pół godziny... Prędzej dojdę do domu na nogach.

I miałam rację, gdyż po zaledwie 20 minutach dotarłam pod klatkę i... NIE MAM KLUCZY ZE SOBĄ JA PIERDOLĘ.

Czułam jak powoli dopada mnie przeziębienie. Szybko chwyciłam telefon i zadzwoniłam do mamy.

Na całe szczęście właśnie wracała z pracy, więc niedługo będzie. W tym czasie będę musiała siedzieć na schodach, moknąć przy tym jeszcze bardziej.

~🚬~

- Dziecko, gdzie masz kurtkę i parasolkę, ty się dobrze czujesz?! - rodzicielka szybko wpuściła mnie do środka.

- Kurtkę zgubiłam, a parasolka mi się zepsuła. No i nie, nie czuję się dobrze - pociągnęłam nosem.

- Jak to kurtkę zgubiłaś? - spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 22 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

„Jesteś lepsza od nikotyny" ||Tori x reader|| (Eddsworld)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz