Worek

10 1 0
                                    

Musiałam zasnąć, ponieważ auta, które w ciągu dnia jeździły tu znacznie częściej ucichły.
Bol nogi ciągle towarzyszył, jednak nie czułam go aż tak bardzo.
Nie byłam sama w pokoju, moim towarzystwem był zwisający nade mną duży pająk, uwieziony tutaj tak samo, jak ja. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy się ich boja, są małe i bardzo produktywne. Robią sieci, by złapać przeszkadzające nam owady służące im za pożywienie, a my w pewien dzień przychodzimy, niszczymy ich ciężką pracę i je zabijamy.

Okropnie niesprawiedliwe.

Zupełnie jak mój pobyt w tym miejscu, nie wyróżniałam się niczym od innych dziewczyn w moim wieku, nie byłam najgrzeczniejszym dzieckiem, jednak starałam się być najlepsza wersja siebie, wiec, dlaczego mnie to spotkało, na dodatek w dniu moich urodzin?

Uśmiechnęłam się na myśl o tym dziwnym porównaniu i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego mój umysł w takiej chwili postanowił rozpaczać nad losem pająków, a nie myśleć o ucieczce.
Pomimo że chciałam, nie miałam na nią żadnego pomysłu, musiałabym poznać rozkład domu lub chociaż wiedzieć gdzie są drzwi wyjściowe, a ja nie wiedziałam zupełnie niczego, wiec jedyne, co przyniosłaby mi następna ucieczka to kolejny bol.

Drzwi otworzyły się z głośnym hukiem, a łysy mężczyzna podbiegł do mnie i podniósł, łapiąc za kołnierz bluzy jego wspólnika. Widziałam jedynie zarys jego mimiki, jednak nie ciężko było odgadnąć, że był wściekły.

On za to miał idealny widok na moją twarz, ponieważ byłam zwrócona w stronę światła, które zdradzało każda emocje, jaka trzymałam w sobie.
Zdążałam zauważyć, że cos było nie tak, po tym, jak szybko działał, jednak ostatnie, czego się spodziewałam, był worek wciągnięty na moją głowę, a ręce pociągnięte w jego stronę by po chwili zostały związane grubym sznurem.

Przerażenie mnie sparaliżowało, więc facet musiał pociągnąć mnie w stronę drzwi siłą. Praktycznie ciągle mnie ciągnął, ponieważ bol nog i osłabione ciało nie pozwalało mi samej stawiać kroków.

-Ani słowa.- Wyszeptał, nachylają się do mojej głowy.

Więc zaczęłam krzyczeć. Najgłośniej jak potrafiłam.

Liczyłam, że będzie tam policja, która mi pomoże, jednak niedane mi było przekonanie się o tym.

-Ty dziwko! Kurwa, Armando!.- Wydarł się, wołając czarnowłosego mężczyznę.

Na tyle mojej głowy wylądowała pięść. Uderzenie było tak mocne, że poleciałam na ziemie, a oczy zaszły łzami. Nie straciłam przytomności, jednak w głowie mi wirowało.

Któryś z mężczyzn podniósł mnie za rękaw bluzy i zaczął, ciągnąc po drodze, na której ciągle potykałam się o wystające kamienie.

Słysząc krzyki jakiś mężczyzn, przyspieszyli jeszcze bardziej, a gdyby nietrzymająca mnie ręka już dawno leżałabym na ziemi.

Wepchnęli mnie do samochodu, dość wysokiego, ponieważ poczułam próg na swojej łydce, gdy próbowali mnie do niego wrzucić.

Wdrapałam się na siedzenie, próbując usiąść bokiem, by nie czuć krepującego mnie sznura.

Usiadł obok mnie Mando, jedyne, po czym go rozpoznałam, był to mocny zapach męskich perfum, które już po chwili zaczęły mnie drażnić.

Drugi z mężczyzn usiadł na przodzie samochodu po chwili go odpalić i opuścić moje więzienie.

Nie miałam okazji złapania świeżego powietrza, przez worek, z którego kurz dostawał się do mojego nosa przy każdym wdechu, przez co zaczęłam kichać. Próbowałam to powstrzymać i nie zwracać na siebie uwagi, jednak nie wytrzymałam, wywołując parskniecie siedzącego obok mnie mężczyzny. Złapał za koniec worka i rozwiązał dolne więzy.

-Tylko spróbuj.-Warknął mężczyzna siedzący przede mną, patrząc na nas w lusterku- jak się domyślałam.

-Wyluzuj Herman, przecież jej teraz tego nie zdejmę.- Wysmiał łysego, zmieniając pozycje. Teraz dotykał kolanem mojego uda, a ja nie mogłam się już bardziej wcisnąć w drzwi, by uciec od jego dotyku, wiec zostało mi czekanie, aż samochód się zatrzyma.

Nie musiałam długo czekać, bo po zaledwie chwili zjechaliśmy z trasy, a z mojej głowy został ściągnięty worek.

Oślepiło mnie światło, którego tak długo nie widziałam. Pomimo że leżałam w tamtym pokoju zaledwie piec dni, nie sądziłam, że aż tak mi go zabraknie.

-Idź z nią, uważaj, żeby nic nie wywinęła.- Powiedział mężczyzna, patrząc na nas w lusterku. Skierował zmrużony wzrok na mnie, by mi zagrozić.
-Wiem, gdzie mieszkasz i wiem, kim są twoi rodzice. Wiem, gdzie aktualnie przebywają, więc jeżeli tylko zauważę, że coś kombinujesz, moi ludzie ich załatwia. Rozumiesz?!- Podniósł glos, czekając na moja odpowiedz, która nie nadeszła.

Nie wiedziałam, kim są ci mężczyźni i czym się zajmowali, ale nie było to na pewno nic dobrego.

Mando przyciągnął mnie do siebie, by rozwiązać sznur na moich nadgarstkach. Wyciągnął mnie z pojazdu, nie patrząc na mój stan, przez co od razu, gdy stanęliśmy na popękanej kostce prowadzącej na stacje benzynowa, poleciałam na kolana.
Mężczyzna westchnął, a wytatuowaną dłonią złapał za kaptur bluzy i podciągnął moje ciało do góry. Ciężko mi było stać, a co dopiero iść, jednak nie miałam wyboru i starałam się stawiać kroki w podobnym tempie, co on, by nie być znowu ciągniętą.

Doszliśmy do toalet, przy których dopiero poczułam, jak bardzo potrzebuje skorzystać z toalety, do której już chciałam się dostać, jednak przeszkodził mi chwyt oprawcy.

-Masz 2 minuty. Jeden podejrzany ruch a twoich rodziców nie ma, pamiętasz słoneczko?- Wysyczał prosto do mojego ucha.

Obrzydziło mnie przezwisko, jakim się do mnie zwrócił. W jego ustach brzmiało to jak największa obelga, a nie pieszczotliwe słówko.

Zabrał ręce z mojego ciała, a ja skierowałam się do kabiny.
Po skorzystaniu z toalety podeszłam na umywalki, by umyć ręce. Bałam się spojrzeć w swoje odbicie, bo nie wiedziałam, co mogę tam zastać.

Wytarłam dłonie w spodnie, oszczędzając sobie używanie suszarki, omijając lustro dwoma szybkimi krokami.

Mando ponownie mnie złapał i zaczął prowadzić do samochodu.

Gdy mnie do niego wepchnął, a spojrzenie Hermana spotkało się razem z moim, wiedziałam, że będzie to długa podróż.

AFTER DARKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz