Randka w ciemno - 2

43 22 131
                                    

Ashley wróciła do domu po ciężkim dniu w pracy. Jeśli jeszcze raz ktoś powie jej, że posada nauczyciela w podstawówce wcale nie jest ciężka i niewdzięczna, wyjdzie z siebie. Nie chodziło nawet o wynagrodzenie, a o trud, jaki musiała włożyć w prowadzenie lekcji i uspokajanie dzieciaków.

Na domiar złego w tym roku dostała kolejną klasę, której miała być wychowawcą. O ile dzieciaki z poprzedniej były względnie ułożone i posłuszne, to te „aktualne” jawiły się jako istny koszmar.

Rozwrzeszczane, aroganckie i nieokiełznane przyprawiały biedną kobietę o nieustanny ból głowy. Naprawdę próbowała, usilnie starała się je uspokoić i przekazać im trochę wiedzy, której bez jej pomocy nie przyswoją, lecz mimo najszczerszych chęci nie udało się.

Szczególnie zalazł jej za skórę (i nie tylko jej, koledzy i koleżanki po fachu również nieustannie się na niego skarżyli) jeden chłopak, Ben. Złośliwy do granic, dziesięcioletni sadysta, robił wszystko, by podnieść ciśnienie personelowi szkoły. Zbierał zdechłe szczury z pułapek w piwnicy i wrzucał je do sedesów, gdzie unosiły się na powierzchni brzuchami do góry, rozprzestrzeniając ohydny fetor dookoła, a woźne musiały je wyławiać, kiedy przerażone dzieciaki przybiegały na skargę… do torby matematyczki  nieustannie wrzucał wielkie chrabąszcze, które wchodziły na rękę, ilekroć chciała coś wyjąć. Biedna kobieta dostała ataku histerii, kiedy żuk po pasku torebki wspiął się na nią i wszedł pod koszulkę. Po tym wydarzeniu wzięła urlop na żądanie, by nieco się uspokoić.

Ashley rzuciła ubranie na wieszak i przeszła do kuchni. Kot Baltazar już na nią czekał i podbiegł do niej, mrucząc głośno. Gdy już go wygłaskała, włączyła czajnik elektryczny i wyjęła z lodówki talerz z naleśnikami, które usmażyła wczoraj. Wypełniła je twarogiem, poczekała, aż woda się zagotuje, zalała proszek (uwielbiała aromat parzonej kawy) i tak zaopatrzona, z parującym kubkiem w jednej dłoni i naczyniem w drugiej opadła ciężko na krzesło przy biurku. Baltazar natychmiast władował się na jej kolana, machając rudym ogonem.

Odpaliła komputer i zalogowała się na swoje konto nauczyciela na dzienniczku. Przynoszenie roboty do domu to kolejny minus zajęcia, jakie sobie wybrała. Wolała nawet nie myśleć o stosie dziecięcych wypracowań, jaki czekał na nią w przedsionku.

Na razie skontrolowała oceny swoich podopiecznych i ostrożnie weszła w zakładkę „uwagi”. Nowy wpis u Bena, świetnie. Kliknęła w odpowiednie okienko i na ekranie wyświetlił się napis: "Ben bywa bardzo agresywny. Dzisiejszego dnia wpadł na lekcję języka angielskiego i zaczął okładać przyjaciela rondlem. Gdy udało się ich rozdzielić, zapytany, dlaczego rzucił się z garnkiem na chłopaka, odparł bezczelnie: „nie miałem wolnej patelni"”.

Czytając wpis, zaczęła niekontrolowanie i histerycznie chichotać. Przecież ten uczeń wpędzi ją do grobu. Będzie miała dług wdzięczności wobec osoby, która w końcu wydali go ze szkoły.

Poza skargami na chłopaka i kilkoro jego klasowych kolegów, z którymi tworzył pewnego rodzaju „gang”, nie znalazła nic ciekawego. Jakaś jedynka z odpowiedzi, ogłoszenie o nadchodzącym konkursie, nic wielkiego. Wylogowała się i zajęła konsumpcją słodkich placków.

Skończyła i już miała iść odnieść brudne naczynia do zlewu, kiedy leżący obok telefon pisnął cicho, jakby przyszło powiadomienie. Uniosła brwi z konsternacją. Nie spodziewała się niczego, a poza matką i innymi nauczycielami raczej nie miał kto do niej napisać.

Powiadomienie pochodziło z aplikacji Tinder, gdzie niedawno założyła profil. Zrobiła to raczej z powodu naiwnej nadziei na odnalezienie kogoś podobnego do niej, ale w głębi duszy wiedziała, że szanse są marne. Mimo to nie chciała później wyrzucać sobie, że nawet nie spróbowała.

Mroczne (o)powieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz