Randka w ciemno - 5

37 21 68
                                    

Pojazd cicho sunął przez nieco już opustoszałe o tej porze ulice. Zbliżała się cisza nocna, za oknem na dobre rozgościła się ciemność, a oni jechali, rozmawiając o spędzonym wspólnie wieczorze.

– Gdzie mieszkasz? – Charlotte w końcu zdecydowała się zadać kluczowe pytanie.

– Na Whitechapel High Street – mruknął, sznurując buta.

– Ulica, na której mordował Kuba Rozpruwacz? – Zgadła. – Idealne miejsce na mieszkanie, nie ma co.

– Do tej pory nie doszło tam jeszcze do kolejnej zbrodni – powiedział. Po chwili wjechali we wspomnianą okolicę.

– Miejsce sprzyjające zabójstwom – szepnął. Zaśmiała się, jakby usłyszała wspaniały dowcip, lecz śmiech uwiązł jej w gardle, kiedy poczuła chłodne ostrze noża na swojej szyi. – A teraz wjedziesz grzecznie w tę ciemną bramę po lewej i nie będziesz się drzeć, bo w przeciwnym razie natychmiast pożegnasz się z życiem. Pamiętaj, że jeśli omsknie mi się ręka…

Przycisnął delikatnie ostrą krawędź do delikatnej skóry, a ona poczuła, jak cienka strużka krwi ścieka jej po dekolcie. Wjazd w tę przecznicę był jak portal do innego świata. Po tamtej stronie zostawiała bezpieczeństwo, światła, innych ludzi i miłego, potencjalnego nowego partnera, po tej zastała szaleńca który chce ją zabić.

Żarty o zbrodniach przestały być śmieszne.

Nie mogła nic zrobić, jeden ruch oprawcy i czeka ją śmierć na miejscu. Najlepszym rozwiązaniem było słuchanie wydawanych poleceń, posłusznie więc skierowała się na ciemne podwórko.

W tym czasie mężczyzna całkiem stracił maskę uprzejmego biznesmena z teatru. W jego oczach dostrzegła nienawiść i okrucieństwo, a także wyrachowanie. Pochylił się i dyskretnie zapiął jej kajdanki, na tyle, by mogła prowadzić, ale nie dała rady się oswobodzić. Ani na moment nie odłożył broni.

Drżąc ze strachu, zatrzymała samochód. Chciała wyrwać się i uciec, pobiec do głównej ulicy, ale daleko by nie zawędrowała. Zawahała się, i to ją zgubiło. Prześladowca otworzył drzwi i wypchnął ją na zewnątrz.

Głowa uderzyła w twarde płyty chodnikowe, poczuła łupanie w czaszce, a przed oczami zatańczyły jej mroczki.

„Nie wolno ci stracić przytomności, nie wolno, nie wolno!!!” – nakazała sobie i rozchyliła opadające powieki. Peter, jak się przedstawiał, stał przed nią nagi. Kiedy zdążył pozbyć się garnituru?

– Rozbierz się – warknął ostro. Nie posłuchała, zbyt była przerażona, a zresztą powoli traciła przytomność. Drżała, gdy zdzierał z niej siłą ubranie i mocno przejechał ostrzem po wewnętrznej stronie uda, powodując nieznośny ból. – Później zabiorę cię do „Antykwariatu dusz” i zapewnię ci rozrywkę, czy też raczej ty zapewnisz ją mi. Zobaczymy jak długo pociągniesz, ale mam nadzieję, że wytrzymasz dłużej niż twoje pośredniczki…

Jej pośredniczki. Było ich więcej, a ten gwałciciel grasował bezkarnie. Jęknęła cicho i spróbowała ocenić sytuację, odganiając się od dotyku zimnych dłoni w najbardziej intymnych miejscach. Kiedy chciał się w nią wbić, odsunęła się gwałtownie i zerwała do biegu.

Krzyczał, lecz nie mogła rozróżnić słów, ogarnięta paniką. Posłał coś w ślad za nią. Nóż o milimetry minął jej głowę.

– Pomocy!!! Błagam, pomocy! Jestem gwałcona! Tu, na podwórku!!! – wrzeszczała, ile sił w płucach.

Wypadła na główną ulicę, pozbawiona sukni i bielizny. Jakaś kobieta na jej widok zrobiła wielkie oczy i przyspieszyła kroku. Płacząca pokrzywdzona dalej wolała pomocy, uczepiła się nawet barczystego nieznajomego, ale on odtrącił ją i kazał spadać, rozglądając się przy tym na boki z niepokojem. 

Krew ściekała po nogach i poranionej szyi; musiała wyglądać okropnie, całkiem naga, ranna, z obłędem w oczach. Po głowie wciąż i wciąż tłukły jej się pojedyncze frazy: „Antykwariat dusz”, „Poprzedniczki”...

Nie docierało do niej, że stała się ofiarą przemocy i napaści seksualnej. Biegła, by ratować życie.

Coraz więcej świateł zapalało się w oknach kamienic, nikt jednak nie zszedł na dół i jej nie pomógł. A ona wciąż leciała przed siebie, byle dalej, byle uciec. Kolejne skrzyżowanie, dom, płot…

– Psst! – syknął ktoś z garażu. W pierwszej chwili odskoczyła, obawiając się prześladowcy, ale na widok niskiej staruszki odetchnęła z ulgą. – Chodź!!!

Bez namysłu wbiegła za nią do budynku. Kobieta otworzyła drzwi w głębi i wprowadziła ją do małego mieszkania. Gdy ujrzała swojego gościa w świetle lampy, krzyknęła cicho. Taki sam dźwięk wyrwał się z gardła Charlotte na widok odbicia w wiszącym na ścianie lustrze.

– Boże, dziecino, kto cię tak skrzywdził? Czemu jesteś skuta? – zapytała ze zgrozą. – Usiądź, skarbie, i wszystko mi opowiedz. Nie można tego tak zostawić, natychmiast trzeba zgłaszać! Podać ci telefon, żebyś mogła się skontaktować z policją?

– Tak – wydusiła i bez pytania opadła na najbliższy fotel, starając się zasłonić miejsca intymne. – Przepraszam, ja…

Płacz przyszedł jak wielka fala, niszcząca wszystko na swojej drodze. Nie mogła nabrać tchu, plecami wstrząsały spazmy wywołane gwałtownym szlochem.

– Ciii, skarbie, już jesteś bezpieczna. – Starsza pani usiadła koło niej i podała jej chusteczki. – Przyniosę ci ubranie i opatrzę skaleczenia, a ty spróbuj się uspokoić, dobrze?

Skinęła głową i ukryła głowę w dłoniach. Kiedy wybawicielka wróciła z workowatą spódnicą i zmechaconym sweterkiem, wzięła je, wydukała podziękowanie i pospiesznie na siebie wciągnęła. Potem wspólnie przemyły przecięte miejsca. Nóż nie wszedł głęboko w skórę szyi, jednak szkarłatne kropelki krwi nadal zbierały się w miejscu nacięcia. Gorzej prezentowało się udo, bo tu ostrze zagłębiło się w skórę, a ciepła ciecz wypływała przy każdym ruchu.

– Masz szczęście, że ominął tętnicę – wymamrotała zdruzgotana kobieta. – Byłaś o krok od śmierci. Co się stało? Zakładam, że ktoś cię skrzywdził, sama byś tego nie zrobiła. Trzeba to jak najszybciej zgłosić odpowiednim służbom!!!

– Chętnie s-skorzystam z telefonu – powiedziała, kiedy tylko udało jej się nieco opanować. – Prawie padłam ofiarą gwałtu, a mój oprawca powiedział, że „ma nadzieję, że wytrzymam dłużej niż poprzedniczki”. Pamięta pani wzmiankę o dwóch kobietach z Londynu, które zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach? Czy to mogą być one?

– Nie wiem, kotku. – Delikatnie poprawiła jej włosy. – Tu masz telefon, zadzwoń.

Ostrożnie chwyciła sprzęt, choć w kajdankach było to znacznie trudniejsze, i wybrała numer alarmowy. W słuchawce rozległ się głuchy dźwięk, oznaczający czekanie na połączenie z asystentem. Strach ścisnął jej gardło, a podbrzusze pulsowało nieznośnym bólem.

Mroczne (o)powieści Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz