Rozdział 1

1.9K 213 243
                                    

Tradycyjne słowo wstępu, bo nadal zdarzają się zaskoczone osoby, więc od razu mówię, że to jest SNARRY! To dla tych, którym się nie chce czytać hasztagów, a teraz do rzeczy. Dawno nie było fluffu, więc będzie taki trochę fluff, ale też będzie trochę intrygi i angstu, więc myślę, że będzie ciekawie i może nie aż tak słodko, jak się spodziewacie. To jak? Chcecie, czy nie?

Rozdział 1

Harry usiadł ciężko na schodach prowadzących do gabinetu Dumbledore'a i włożył ręce do kieszeni bluzy. W jednej z nich ściskał fiolkę ze wspomnienia Snape'a i poczuł, że oczy zachodzą mu łzami. Powinien czuć ulgę, że Voldemort już nigdy nikomu nie zagrozi, ale nie potrafił się cieszyć.

Wcześniej w obecności Rona i Hermiony zniszczył Czarną Różdżkę, a jej kawałki postanowił ukryć, żeby nikogo nie kusiło ich badać. Poprosił ich potem, żeby zostawili go na chwilę samego.

– Potrzebuję chwili, żeby się jakoś ogarnąć – powiedział. – Zobacz, co z twoim bratem, Ron.

Jego najlepszy przyjaciel skinął głową, a potem wziął Hermionę za rękę i wyszli z gabinetu. Fred dosłownie otarł się o śmierć. Był cały połamany i nawet magomedycy nie byli pewni, czy wróci do pełni zdrowia, ale żył i to było najważniejsze. Remus i Tonks nie mieli tyle szczęścia, tak samo, jak wielu innych. Nie wiedział, ile osób dokładne zginęło, ale zamierzał zadbać o to, żeby uhonorować ich poświęcenie. I przede wszystkim oczyścić pośmiertnie ze wszystkich zarzutów człowieka, którego tak źle zawsze oceniał.

Oparł się o zimny mur na wąskich, krętych schodach. Poczuł się nagle taki strasznie zmęczony, jakby kompletnie zeszło z niego powietrze i pozwolił, żeby łzy spływały mu po twarzy. Wątpił, żeby ktoś zjawił się w tym miejscu w najbliższym czasie. W Wielkiej Sali trwało masowe pomaganie rannym i opłakiwanie tych, którzy zginęli. Pomyślał nagle o Teddym, który nigdy nie pozna swoich rodziców. Zupełnie jak on.

– Biedne dziecko – mruknął pod nosem, ale to nie do końca była prawda. Teddy miał przynajmniej babcię, która na pewno zaopiekuje się nim, jak należy. Wiedział, że będzie musiał porozmawiać z Andromedą o odwiedzinach u chłopca. Nie chciał, żeby ten przeżywał to samo, co on. Mieć ojca chrzestnego i nawet go nie znać.

Wrócił myślami do swoich rodziców, do Syriusza i Remusa, których zobaczył, gdy postanowił dać się zabić. Nie był pewien, czy ta rozmowa naprawdę miała miejsce, czy Kamień Wskrzeszenia tworzył jakiś rodzaj iluzji, ale i tak cieszył się, że zobaczył ich wszystkich razem chociaż ten jeden raz. Było to gorzko-radosne wspomnienie, które zamierzał pielęgnować.

Pomyślał znowu o Snapie, który zmarł na jego rękach. Były wtedy całe we krwi. Nie zdołał zatamować krwawienia. Mężczyzna wiedział, że umiera i dlatego w ostatniej chwili dał mu swoje wspomnienia, żeby Harry wiedział, co powinien zrobić. Przekazał mu też prawdopodobnie więcej niż informacji, niż chciał Dumbledore. Właśnie dlatego nie mógł pozwolić, żeby ktoś jeszcze je oglądał. Musiał się zastanowić, jak to wszystko załatwić, ale na razie chciał po prostu odpocząć. Przymknął na chwilę oczy i nawet nie wiedział, że odpłynął.

Głód i zmęczenie w końcu dały o sobie znać, podobnie jak nerwy, w których żył przez ostatnie miesiące. Może właśnie dlatego nie usłyszał kroków kogoś, kto właśnie wspinał się po schodach do gabinetu dyrektora. Ten ktoś zatrzymał się, kiedy zobaczył śpiącego młodego mężczyznę, który zakończył w końcu wojnę. Tajemnicza postać wyminęła go cicho, pozwalając mu spać.

Jakiś czas później ponownie rozległy się kroki, a szczelnie ukryta pod peleryną z kapturem postać, spojrzała na zmęczonego bohatera czarodziejów. Odziane w rękawiczki ręce podniosły Harry'ego, jakby ten nic nie ważył, a potem oboje zniknęli w jednym z tajnych przejść, którymi niepostrzeżenie można było opuścić szkołę.

EpidemiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz