Rozdział 5

1.1K 173 119
                                    

Rozdział 5

Z każdym dniem z Andromedą było coraz lepiej, ale nic nie wskazywało na to, że chciałaby wrócić do domu. Nikt jej zresztą nie wyganiał. Harry doszedł do wniosku, że kobieta czuła się zwyczajnie samotna. Mieszkając z nimi, miała namiastkę rodziny, którą straciła.

To było trochę dziwne, bo Harry czuł większą więź z nią i Teddym, niż z własnymi krewnymi. Dogadywał się nawet ze Snapem, a to już o czymś świadczyło. Co jakiś czas widywał się w mugolskim Londynie z Ronem i Hermioną, ale poza tym nie widywał innych i nie zabiegał o to. Było mu dobrze tak jak teraz. Nie musiał się przejmować, że ktoś nagle wytknie go palcami.

Gdy Teddy spędzał czas ze swoją babcią, młody czarodziej szedł do pracowni Snape'a i bez pytania pomagał mu w prostszych pracach. Sprzątał, kroił, segregował składniki, ale nie odważył się zbliżyć do kociołków. Andy miała rację, gdy powiedziała mu, że Snape może wyczuwać jego magię. Mężczyzna sam to potwierdził któregoś dnia, gdy kazał mu się nie zbliżać do kociołków.

– Masz tak ogromne pokłady magii w sobie, że to może destabilizować niektóre eliksiry.

– Może dlatego nie szło mi na twoim przedmiocie? – zapytał.

– Nie. Zwyczajnie jesteś tępy.

Takie właśnie były jego rozmowy z Mistrzem Eliksirów, ale teraz jego obelgi bardziej go śmieszyły, niż złościły. On po prostu taki był, że musiał komuś dogryźć. Nawet Andy kilka razy usłyszała coś na swój temat.

– Przesadzasz trochę – powiedział mu wtedy Harry. – To kobieta po przejściach. Może by tak nieco delikatności?

– Delikatność jest ostatnią rzeczą, jakiej ona teraz potrzebuje. Potrzebna jest jej normalność. Tak jak nam wszystkim tutaj.

– Znaczy, że co? Też powinienem iść na terapię?

– Jeśli czujesz taką potrzebę.

Harry nie czuł takiej potrzeby. Miewał gorsze dni, ale poza tym wygadywał się na spotkaniach Ronowi i Hermionie, ale najwięcej rozmawiał z Andromedą. Czarownica miała do niego naprawdę sporo cierpliwości. Nie obarczał jej swoimi problemami. Raczej szukał rady kogoś bardziej doświadczonego w życiu na pewnych płaszczyznach. Na przykład związkowych. Nadal nie był przekonany do randkowania z facetami, ale z dziewczynami tym bardziej.

– Może byłoby lepiej, gdybym po prostu był już zawsze sam? – zapytał kilka miesięcy później.

Nie miał pojęcia, kiedy ten czas zleciał. W międzyczasie doszedł do wniosku, że wypadałoby jednak mieć dyplom ukończenia szkoły, ale nie wrócił do niej. Uczył się sam w domu. Z niektórych przedmiotów pomagała mu Andy, ale eliksirami i obroną zajął się Snape. Nadal uważał, że Harry jest beztalenciem w tak pięknej sztuce, jaką było warzenie i nie omieszkał mu tego wypominać, ale w czasie pojedynków w pewien sposób go chwalił.

– Zrób bardziej zdecydowany ruch, a zaklęcie będzie mocniejsze – polecił, gdy ćwiczyli pewnego marcowego dnia. Było na tyle ciepło, że mogli wyjść na dwór na wzgórze za domem i nie martwić się o ewentualne szkody.

– A nie mówiłeś, że wtedy moja magia ma zbyt zdecydowany efekt? – zapytał.

– Cała filozofia w tym, żebyś nauczył się prawidłowo z tego korzystać i odpowiednio ją przekierowywać.

– Dlaczego takich rzeczy nie uczą w Hogwarcie? – zapytał.

Gdy zdawał SUMy, nie miał takich problemów. Dopiero teraz dowiadywał się o pewnych rzeczach. Na przykład o osobach, których magia była tak silna, że aż miała wpływ na otoczenie.

EpidemiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz