Rozdział 4

95 9 0
                                    

Leżałam na łóżku, słuchając piosenek Taylor Swift. Robiłam to od godziny, bo nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Wstałam z łóżka i postanowiłam ubrać nowe ciuchy, w szpitalu przecież też muszę ładnie wyglądać. Wybrałam szerokie jeansowe spodnie i czarny top na ramiączkach oraz szarą bluzę, na wypadek jakby jakimś cudem zrobiło mi się zimno. Zanim ponownie położyłam się na łóżku dostałam SMS od Daisy, napisała w nim, że później do mnie wstąpi. Zgodziłam się i usiadłam na łóżku. Po chwili drzwi do mojej sali się otworzyły, nie, proszę tylko nie Jay.
  - Nie ma tu dla ciebie miejsca  - Warknęłam.
Jednak chłopak nie ustąpił i wszedł do pomieszczenia.
  - Powiedziałam coś!
Przewrócił oczami
  - Przepraszam - powiedział, jednak na jego twarzy nie było ani śladu współczucia, czy też żalu.
Zignorowałam go, nie miałam ochoty z nim rozmawiać był chory i tyle.
  - Mam coś dla ciebie.
  - Myślisz, że jak kupisz mi prezencik i przeprosisz, to będzie w porządku?! Nie jestem rozpieszczoną dziewczynką lecącą na kasę - wrzasnęłam -  Wy wszyscy oceniacie po tym co widzicie, nie wiedząc co przeżyłam co się ze mną działo, nic o mnie nie wiecie!
  - Przepraszam - powiedział i położył rękę na moim ramieniu, szybko ją strzepnęłam.
  - Wiesz, co..zaraz wracam - wyszłam z sali, nie zamierzając do niej wrócić, wolałam uciekać niż walczyć, nie chciałam tracić czasu. Jednak chwilę potem Jay stał już przede mną, próbując mnie przeprosić.
  - Dobra, wybaczam, ale nie chcę twojego durnego prezentu - powiedziałam przez ramię z powrotem wchodząc do sali.
  - Masz - nie ustąpił i wręczył mi kwiaty.
  - Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione? - zapytałam biorąc czerwone róże, niby były najzwyklejsze, ale i piękne, i ślicznie pachniały.
  - Ma się kontakty - uśmiechnął się.
  - Dziękuję - powiedziałam zaciągając się zapachem kwiatów.
Usiadłam na łóżku, a Jay obok mnie, i siedzieliśmy tak w niezręcznej ciszy.
  - To może ja już będę się zbierał - powiedział drapiąc się po głowie.
  - W porządku, to do nie zobaczenia - zaśmiał się.
Wyszedł z sali, a ja czekałam na Daisy.

***
Dochodziła ósma, a Daisy dalej się nie zjawiła, nie chciało mi się na nią czekać, postanowiłam napisać, żeby przyszła jutro, bo jest już późno i poszłam zagrać w kosza.
Wyszłam ze szpitala kozłując piłkę, oczywiście najpierw poinformowałam lekarza o swoim wieczornym wyjściu. Szpital z zewnątrz prezentował się na prawdę ślicznie przed budynkiem było pełno krzaków i drzewek, nocą wyglądało to przepięknie. Gwiazdy na niebie błyszczały i aż prosiły się o zwrócenie na nie uwagi. Szłam do przodu patrząc na niebo dopóki nie natknęłam się na jakąś przeszkodę.
  - Cholera - powiedziałam cicho.
Zadrapałam sobie kolano o drewnianą ławkę. Wspaniale. Na szczęście to nie była wielka głęboka rana tylko malutkie zadrapanie, i poczułam zaledwie lekkie pieczenie. Szłam dalej tym razem patrząc przed siebie, a nie nad siebie i szło mi to o wiele lepiej niż ciągłe obawy, że zaraz w coś wpadniesz. Na ulicach powoli zapaliły się wszystkie latarnie, choć nie było jeszcze jakoś bardzo ciemno, Hollywood miało swój klimat: palmy, śliczne uliczki i jeszcze te zachwycające zachody słońca.

***
Dotarłam na boisko i starałam się trafić piłką prosto do kosza, wielokrotnie mi się to nie udawało jednak chwilę później ktoś zaszedł mnie od tyłu.
Wiedziałam, że to Jay, tylko on się tak zakradał.
  - Wybaczyłam ci, ale nie mówiłam nic o chęci rozmawiania z tobą, a co dopiero o spotkaniu na boisku - powiedziałam i przeniosłam na niego wzrok.
Zmarszczył brwi.
  - Spróbuj tak - powiedział ignorując moje słowa, po czym pokazał jak powinnam trzymać piłkę.
Uniosłam brwi, ale w końcu uległam i rzuciłam, tak jak polecił.
  - Muszę się już zbierać. - P
Powiedziałam niewzruszona.
  - Dopiero przyszłaś - zauważył.
Zignorowałam go.
  - Mówię coś, nie słyszysz? - zapytał wkurzonym głosem.
  - A jak ja mówiłam, żebyś wynosił się z mojej sali to jakoś nie słuchałeś - powiedziałam dalej idąc do przodu - Więc czemu ja miałabym to robić? Wynoś się z mojego życia! - Krzyknęłam na odchodne i spokojnie wracałam do szpitala.
Nie usłyszałam już żadnego słowa z jego ust więc mogłam przestać się nim przejmować.

***
Leżałam na łóżku cały czas myśląc o chłopaku, tak o tym, który wczoraj mnie uderzył i tym, który dzisiaj grał ze mną w kosza, tak o tym, którego nie nawiedziłam, przynajmniej to sobie mówiłam. Dzisiejszy wieczór nie dawał mi spokoju, po tym co się wydarzyło Jay nie zjawił się w szpitalu, a myślałam, że przyjdzie do mnie z kolejnymi kwiatami i będzie błagał żebym zagrała z nim w kosza. (Żart)
Postanowiłam jednak pójść spać, zamiast zadręczać się wyrzutami sumienia, że go tam zostawiłam.

***
Obudziłam się rano i przetarłam twarz dłońmi podniosłam się z łóżka, aby zobaczyć dzięwięć nieodebranych połączeń od Daisy. Chyba powinnam życzyć sobie powodzenia.
Wzięłam telefon do ręki, a następnie odblokowałam go i oddzwoniłam do siostry.
  - Słucham, o co chodzi? - Zapytałam.
  - Czemu nie odbierasz telefonu do cholery? - zapytała wkurzona.
  - Bo spałam?
  - Okej, martwiłyśmy się - powiedziała już spokojniej.
  - Żyje? - usłyszałam czyjś głos w tle. Za pewne to była Bell.
   - Tak - odpowiedziała jej Daisy.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
  - Amm.. - zaczęła nie pewnie - Może lekarz, by się zgodził byś poszła ze mną do klubu - Tylko ty i ja.
  - W porządku, tylko wyślij mi pinezkę z lokalizacją - odpowiedziałam
  - Może poprostu po ciebie przyjadę? O szóstej wieczorem?
  - Okej - powiedziałam i zakończyłam połączenie.

This summer will stay in my heart forever || Dylogia forever#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz