Rozdział 5

95 8 0
                                    

Szykowałam się do wyjścia, ale sukienkę i tak miała pożyczyć mi Daisy i ona również miała pomóc mi się ogarnąć więc czekałam aż przyjedzie. Nie musiałam długo czekać, bo już chwilę później w drzwiach mojej sali stała blondynka. Miała na sobie krótką białą spódnicę i jasno różowy top odkrywający brzuch. Włosy miała lekko pofalowane i spięte klamerką, a na jej twarzy błąkał się promienny uśmiech.
- Hej! - krzyknęła podekscytowana.
- Hej - powiedziałam i wskazałam na łóżko mówiąc, by usiadła - To masz dla mnie jakąś kieckę, czy mam pójść w dresach? - zapytałam ze śmiechem.
- Mam - powiedziała zaglądając do torebki, by chwilę później wyciągnąć z niej piękną czarną sukienkę, sięgała do kolan, a na spodzie się zwężała, była na prawdę piękna - proszę, na mnie jest już za duża więc możesz ją zatrzymać - Oznajmiła dając mi ubranie.
Otworzyłam usta przyglądając się jej od dołu do góry, nie mogłam uwierzyć, że będę mieć na sobie coś takiego. Byłam dosłownie w niebie.
- Wow, śliczna jest! - oznajmiłam posyłając jej uśmiech.
Weszłam do toalety i włożyłam na siebie sukienkę, a do tego czarne conversy.
- Przecież mam dla ciebie szpilki, ściągaj te trampki.
- Conversy - poprawiłam ją ściągając je.
Przewróciła oczami podając mi czarne szpilki, szybko wsunęłam je na stopy, po czym starałam się sensownie poruszać i przy tym nie spowodować wypadku. To nie było wcale takie łatwe. Czułam jakbym znów uczyła się chodzić, a Daisy w tym czasie poprawiała swój makijaż.
- Chodź umaluję ci rzęsy - powiedziała
Podeszłam do niej powolnym krokiem starając się nie upaść po czym stanęłam przed nią czekając aż skończy swoją „pracę" jak to nazwała.
- Dam ci jeszcze szminkę - powiedziała wyciągając przedmiot z torby.
Myślę, że jeśliby się postarać to dałoby się tam wepchnąć nawet odkurzacz.
Dała mi szminkę, którą od razu otworzyłam i przyłożyłam do ust, aby je umalować, Daisy psiknęła mnie jeszcze perfumami, po czym w pełni gotowe mogłyśmy wychodzić, ale na początku musiałam o tym poinformować lekarza oraz dać mu zgodę od Bell.
Wyszłyśmy z mojej sali i podeszłyśmy do wysokiego biurka za, którym siedziała brunetka.
- Dzień dobry, chciałabym wyjść na parę godzin po za szpital, tutaj jest zgoda od rodzica - powiedziałam do kobiety dając jej kartkę, z podpisem Bell.
- Dziękuję, możesz iść tylko się pod tym podpisze - oznajmiła i podpisała papier, po czym pozwoliła mi opuścić szpital na pewien czas.
Szłam za Daisy do auta, było całe białe i dosyć wysokie. Blondynka otworzyła mi drzwi, przez, które weszłam do środka, w środku było przestronnie, a w tle leciała jakaś piosenka Rihanny.
Daisy weszła za kierownicę i zamknęła za sobą drzwi, ja za to usadowiłam się z tyłu i zapiełam pas. Jechałyśmy około piętnastu minut w ciszy, po określonym czasie byłyśmy już na miejscu. Daisy weszła do klubu, a ja za nią, uważnie rozglądałam się po pomieszczeniu od prawej do lewej, aż mój wzrok zatrzymał się na stoliku przy, którym siedzieli znajomi Daisy, których już znałam. Niestety.
Posłałam Daisy wrogie spojrzenie, na co ona nerwowo się zaśmiała.
- Walę to! - niemal wysyczałam po czym wściekła wybiegłam na zewnątrz totalnie zapominając, że jestem w obcasach. Daisy chciała mnie zatrzymać, ale jej to nie wyszło, ponieważ lekko odepchnęłam ją ręką i wrzasnęłam:
- Odwal się!
- Ja, chciałam tylko pomóc - jąkała się, a po jej policzku spłynęła łza, na mnie nie działały takie rzeczy jak „płacz".
Odwróciłam się na chwilę, aby na nią spojrzeć.
- Ale nie pomogłaś - powiedziałam już spokojniej, po czym poszłam dalej i usiadłam przy stole, znajdującym się na dworze. Jak niby chciała mi pomóc przyprowadzając osoby, które mnie skrzywdziły? A może miało być na odwrót? Może chciała żebym się wkurzyła?
Zdecydowałam zostać w klubie, ale bez rozmawiania z Daisy i jej „znajomymi", podeszłam do barmana i zapytałam:
- Czy mogę poprosić o colę?
Brunet pokiwał głową i sięgnął po szklankę do, której wsypał kostki lodu po czym wlał do niej napój. Mężczyzna wyglądał na około trzydziestkę, miał brązowe włosy oraz niebieskie oczy, a ubrany był na czarno.
- Proszę - podał mi szklankę z piciem.
- Dziękuję - powiedziałam i wróciłam do stołu przy którym wcześniej siedziałam.
Usiadłam na krześle i napiłam się coli, po czym oparłam się ręką o głowę.
- Cola? - usłyszałam rozbawiony znany mi głos z tyłu. Gwałtownie odwróciłam głowę, aby zobaczyć rozbawioną twarz Jay'a, od razu się skrzywiłam.
- Tak? - zapytałam zdziwiona - co masz do mojej coli? - zaśmiałam się.
- Nie wolisz jakiegoś drinka czy coś? - zapytał.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem i powiedziałam:
- Jestem nie pełnoletnia.
- Nigdy nie piłaś?
- Nie, z wyjątkiem tego kiedy rodzice pozwolili mi spróbować - odpowiedziałam i lekko się zaśmiałam na wspomnienia, po czym po moim policzku spłynęła łza.
Jay do pił alkohol ze szklanki, a następnie podszedł do barmana i poprosił o kolejną szklankę alkoholu, wrócił do stolika przy, którym siedziałam i się dosiadł.
- Na pewno nie chcesz się napić? - zapytał, na co ja spojrzałam na napój. Bell, będzie zła, znienawidzi cię i wywali z domu, znów trafisz na stare tory. Stara napij się, co inni pomyślą? Nie to zły pomysł. Co inni pomyślą? - zasypywałam się masą myśli, chciało mi się płakać, nie wiedziałam co zrobić, jednak mogłam wybrać tylko jedną opcję.
Wyrwałam chłopakowi alkohol i wypiłam połowę picia i poruszyłam zabawnie brwiami.
Zapanowała niezręczna cisza, chciałam ją jak najszybciej przerwać, ale nie musiałam bo ktoś zrobił to za mnie.
- Czemu, wczoraj tak wcześnie wróciłaś do szpitala? - zapytał-W czym był problem?
Udawałam zamyśloną po czym odparłam:
- Problem był w tobie. Problem był w tobie Jay - powiedziałam podkreślając ostatnie zdanie.
Na moje słowa Jay zmarszczył brwi.
- Wal się - powiedział niewzruszony i założył ręcę na piersi.
- Ooo ktoś tu się obraził - powiedziałam śmiejąc się.
- Zamknij ryj - warknął tym razem groźniej.
- Groźby są karalne - odparłam, a
chłopak wyciągnął rękę przed siebie i zaczął celować w moją twarz.
- No uderz mnie jeszcze, ulżyj sobie - podniosłam głos.
Jay wyglądał na bardzo zdezorientowanego, jednak ja po prostu wyszłam z klubu i zamówiłam taksówkę.
Usiadłam na jakimś murku, czekając na moją limuzynę. Żart. Limuzyny nie mam. Wyciągnęłam telefon z płóciennej torby, by jakoś zabić czas i ujrzałam dwie wiadomości od nieznanego numeru, jednak zdecydowałam odczytać je później więc zgasiłam ekran telefonu.
Chwilę, później moim oczom ukazała się taksówka do, której wsiadłam.
- Dzień dobry - odezwałam się - mógł by mnie pan zawieść pod ten adres? - powiedziałam pokazując mężczyźnie telefon.
- Dzień dobry, da się zrobić - powiedział, a następnie się do mnie uśmiechnął.
Cała droga minęła w ciszy, za oknem było już ciemno, a z daleka widziałam kolorowe światła dochodzące z miasta. Ta cisza zaczęła mnie usypiać, ale w porę dotarliśmy na miejsce, wysiadłam z samochodu i zapłaciłam pieniądze kierowcy po czym pokierowałam się w stronę domu. Z przyzwyczajenia pociągnęłam za drzwi, jednak one były zamknięte, trochę spanikowałam, więc zadzwoniłam do Bell.
- Halo, ooo hej Leila, coś się stało? - zapytała kobieta.
- Otworzysz drzwi? Już jestem pod domem.
Bell mruknęła coś pod nosem, po czym mogłam usłyszeć już zbliżające się do drzwi kroki, gdy ustały drzwi się otworzyły.
Bell przepuściła mnie przez drzwi bym mogła wejść do środka, zdjęłam szpilki i poszłam do kuchni, aby coś przegryźć. Podeszłam do blatu kuchennego i sięgnęłam do miski, by wyciągnąć z niej jabłko. Wgryzłam się w nie i oparłam o blat, nogi tak mnie bolały, że czułam jakby zaraz miały mi odpadnąć.
- Jak było? - zapytała Bell.
- W porządku - odpowiedziałam, a następnie wzięłam kolejny gryz jabłka - Pójdę już do pokoju - wbiegłam na górę i poszłam do swojego pokoju.
Byłam strasznie zmęczona więc pierwsze co zrobiłam, było przebranie się w coś wygodniejszego, postawiłam na szare dresy i szeroką bluzę oversize. Szybko zmyłam makijaż wacikami i z uśmiechem na twarzy rzuciłam się na łóżko.
Zmieniłam pozycję do siadu i wzięłam telefon, aby odczytać anonimowe wiadomości, lecz na początku włączyłam telewizor, by coś leciało w tle.
Odblokowałam telefon i weszłam w wiadomości, na samym szczycie wyświetliła się ta, której treści nie znałam. Przeczytałam pierwsze słowo i wiedziałam, że to od Jay'a napisał, że przeprasza mnie za wszystko, coś boleśnie zakłuło mnie w serce, gdy popatrzyłam na telewizor na, którym wyświetliło się nagranie wypadku samochodowego, a uczestniczył w nim znienawidzony prze ze mnie chłopak. Jay. Poczułam się winna za wszystkie złe słowa, które wydobyły się z moich ust w jego stronę. Chciał popełnić samobójstwo. Prze ze mnie. Rzuciłam telefonem w ścianę, nie chciałam mieć go na sumieniu. Nikogo nie chciałam mieć na sumieniu. Nie wiedziałam co robić, było mi cholernie źle z faktem, że chłopak miał problemy psychiczne, a ja doprowadziłam do jego wypadku.
-Cholera!-Krzyknęłam już płacząc.
Zerwałam się z łóżka, założyłam moje czarne Conversy i związałam włosy w kitkę, szybko podniosłam telefon z ziemi i sprawdziłam czy jest cały. Był cały. Zbiegłam na dół, ocierając rękawem bluzy łzy.
Minęłam Bell, nic nie mówiąc, po prostu otworzyłam drzwi i wybiegłam z domu. Otworzyłam Google maps i sprawdziłam najszybszą drogę do szpitala, pieszo. Biegłam chcąc się nie spóźnić, chciałam go chociaż przeprosić. Na moje szczęście szpital nie był daleko, więc mogłam w parę minut dojść, a raczej dobiec na miejsce, a później już będę mogła tam zostać, bo raczej nigdzie już się nie wybieram, w szpitalu miałam spędzić jeszcze około dwa, trzy dni, zależy jak będę się czuła. Bałam się, że Jay już nie otworzy oczu. Prze ze mnie. Może i go nie lubiłam, ale w jakimś stopniu, było mi przykro, że ten chłopak może już nigdy nie postawić nogi na tym świecie. Dobiegłam do szpitala i ocierając łzy, otworzyłam drzwi do budynku, weszłam do niego i podeszłam do biurka.
- Gdzie jest Jay Anderson?
Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie ale odpowiedziała mi.
- Sala 94.
Biegłam szerokim korytarzem rozglądając się za numerem, który podała mi kobieta, aż ją zobaczyłam. Podeszłam do szyby i ujrzałam Jay'a był nieprzytomny, miał na sobie czarną koszulkę która odsłaniała jego wytatuowane ręcę, a jego włosy były roztrzepane na wszystkie strony. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy pomyślałam, że może być już za późno. Wtargnęłam do sali bez jakiegokolwiek pozwolenia, wtedy mnie to nie interesowało.
Kucnęłam obok łóżka szpitalnego i położyłam na nim rękę.
- Ja przepraszam, jest mi strasznie głupio i chodź tego nie słyszysz po prostu przepraszam - powiedziałam nie nie wstrzymując dłużej płaczu - Nie umieraj! - krzyczałam płacząc.
Wstałam i zaczęłam chodzić w te i we wte.
- Cholera! To wszystko moja wina, jestem okropna! Jak mogłam w ogóle tak się zachować. Usiadłam przy ścianie i schowałam głowę w dłoniach.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Żyj! - krzyczałam.
- Jak ja mogłam być taka..taka..taka wredna.
- Nie mogłaś wiedzieć, ale to fakt - usłyszałam czyjś głos, podniosłam wzrok.
- Żyjesz - powiedziałam, ocierając łzy.
- Żyję.
Podeszłam do niego i go przytuliałam.
- To się już więcej nie powtórzy nie myśl sobie nic więcej - zaśmiał się.
Odsunęłam się od niego i powiedziałam:
- Przepraszam cię, ja..ja.. nie wiedziałam.
Uśmiechnęłam się przepraszająco.
Chłopak odwzajemnił ten gest, co uświadomiło mi, że może jednak nie byłam aż takim czarnym charakterem.

This summer will stay in my heart forever || Dylogia forever#1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz