PROLOG

41 4 1
                                    


Szedłem w swoim ulubionym garniturze korytarzem prowadzącym do hali . Już od dawna nikt tu nie zaglądał . Ochrona , policja czy sam właściciel obiektu . Chyba wszyscy zapomnieli , że tu stoi .

Dotarłem do drzwi i otworzyłem je z impetem . Rozejrzałem się po dużej przestrzeni . Dookoła porozrzucane były krzesła , biurka i pozostałości taśm produkcyjnych . Wcześniej mieściła się tu duża fabryka okien . Gdzieniegdzie zwisały kawałki foli , sznury i kable . Na środku zobaczyłem krzesło , a na nim chłopaka . Miał może z 20 lat . Gdy patrzyłem na swoją ofiarę, nie czułem litości ani żalu. Zamiast tego, czułem niemalże ekstazę, jakby każda chwila była świadectwem mistrzostwa i nieograniczonej mocy. W tej mrocznej symfonii życia i śmierci, to ja byłem dyrygentem, który czerpał nieocenioną przyjemność z każdego dźwięku, każdej nuty tej brutalnej melodii.

Moi przyjaciele już z nim rozmawiali, ale jak widać po siniakach na jego twarzy , nie współpracował . Każdy ruch ofiary sprawiał, że narastała we mnie frustracja. Nie rozumiałem, jak ktoś mógł tak łatwo odrzucić lojalność, którą doceniałem ponad wszystko.

W umyśle kłębiły mi się wątpliwości – może byłem zbyt naiwny, by wierzyć, że w tym brutalnym świecie można być prawdziwie wiernym? Może miłość i lojalność były tylko złudzeniem, które szybko się ulatnia, gdy pojawiają się pokusy? Ostatecznie, w sercu przeważał gniew, a oblicze ofiary stało się dla mnie symbolem niewierności.

Wiedziałem, że muszę działać. Nie tylko dlatego, że zdrada wymagała kary, ale i dlatego, że moja osobista chwała była zagrożona. To była sprawa honoru – w świecie, gdzie lojalność była walutą, nie mogłem pozwolić, aby ta zdrada pozostała bez odpowiedzi. „Niech ta lekcja będzie przestroga dla innych", pomyślałem z wewnętrznym spokojem, ale jednocześnie z niepokojem o to, czy kiedykolwiek zrozumiem prawdziwą istotę zaufania w tym mrocznym świecie.

- No witam ... - podszedłem bliżej. Mój wzrok spoczywał na ofierze z zimną, beznamiętną intensywnością, jakby każdy szczegół był częścią mrocznej układanki, którą musiałem rozwiązać. Serce biło mi szybciej, ale nie z emocji – raczej z chłodnej pewności siebie, którą starałem się ukryć pod warstwą beznamiętnej obojętności. - Kogo ja tu widzę . – wyjąłem papierosa I odpaliłem go . Moi towarzysze wyszli z pomieszczenia . - Czy udało się nam dojść do porozumienia ? - Zapytałem blondyna na krześle .

Rozpłakał się .

- Czyli mam rozumieć , że nie . No cóż - puściłem ręce wzdłuż ciała i odetchnąłem głęboko .

- Obiecuję , oddam Ci co do grosza , ale nie teraz ! Przysięgam ,że jakoś załatwię te pieniądze . - chłopak łkał .

Normalnie beczał jak dziecko .

- Miałeś wystarczająco dużo czasu ... - zacząłem zdejmować marynarkę i podwijać rękawy koszuli . -Wstań . - moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu . Każdy krok, każde słowo, które wypowiadałem, niosło ze sobą nutę przekonania, że jestem w swoim żywiole. To było jak swoisty taniec – precyzyjny, wyrafinowany, pełen gracji, a zarazem pełen nieokiełznanej pasji.

Świadomość, że mam pełną kontrolę nad sytuacją, dawała mi głęboką przyjemność, której nie mógłbym znaleźć nigdzie indziej. Czułem się jak artysta na scenie, a moja publiczność była jedynie tłem dla wielkiego występu.

To lubiłem najbardziej . Po ciele przebiegł mnie dreszcz ekscytacji .

Teraz dopiero zacznie się zabawa ...

- Błagam ! – Łkał. – Czy Ty nie masz serca ?

- Przykro mi . Nie .

WiaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz