31. Bransoleta bram

44 8 16
                                    

Boczne uliczki opustoszały, a w wąskich przejściach pomiędzy budynkami przywiązano grube sznury, na których zawieszono mokre ubrania. Mamoru ściągnął schnące szaty w kolorach Narodu Powietrza i zakrył nim swój fioletowy strój. Błękitnym kapturem zasłonił ciemnobrązowe włosy, wyróżniające go od blond kosmyków świadczących o pochodzeniu z tutejszych stron.

Bocznymi uliczkami przemieszczały się pojedyncze osoby, przeważnie pijane. Mamoru nie przypuszczał, że w plotkach o beztrosce Narodu Powietrza było tyle prawdy. Co prawda Satoshi wspominał mu, jak bardzo uwielbiał misje powiązane z Narodem Powietrza, bo jego pijaństwo oraz sposób pogrywania z kobietami niczym nie różnił się od tutejszych tubylców, ale Mamoru teraz widział to dokładnie.

Tak niewiele trzeba było, aby niechciane uczucie pobudziło się w nim na nowo. Zazdrość. Bracia wspólnie odkrywali nowe rejony i poznawali świat, a on? Został sam z powodu choroby. Zepchano go na skraj przepaści, z której końca miał niebawem spaść.

Zagryzł wargę i pełen determinacji stanął przed niedużą witryną. Nie widział żadnych kolorów czy symboli świadczących o obecności Narodu Powietrza. Pomimo tłoku na ulicy i gwaru w sklepach, ten konkretny omijano.

Dla pewności wyciągnął z rękawa zwinięty pergamin. Wskazówki od mentor Hikari wskazywały, że był we właściwym miejscu. Napis nad drzwiami – „BROŃ" – tylko to potwierdził.

Niepewnie wszedł do środka, popychając drzwi. Na ścianach, od parkietu po sufit, wisiały miecze, sztylety i ostrza. Błyszczały w pełnej okazałości. Przeróżne wzory, formaty i kolory sprawiały, że można było dobrać dla siebie odpowiednie uzbrojenie, jeżeli, oczywiście, potrafiło się nim posługiwać. Tu zdecydowanie żaden narodowiec Powietrza nie znalazłby niczego do ćwiczeń. Ich techniki wymagały bardziej sprzyjających przedmiotów do kontroli wiatru, jak łuki czy wachlarze.

Z takim biznesem Mamoru przestało dziwić, że nie było tu klientów. Broń dziedziczono, przekazywano je nowym pokoleniom lub, kiedy nie znajdywała ona właściciela, oddawano do magazynu klanu. Tam czekała dni, miesiące, nawet lata. To przedmiot decydował, kogo wybierze na właściciela. Nowo zrobione nie cieszyły się taką popularnością. Wykorzystywano je do treningów.

Za długim blatem siedział mężczyzna. Broda została nierówno ostrzyżona, a podsiwiałe włosy nastroszone były w każdą stronę. Czerwone ubranie ze srebrnymi nićmi było wymiętoszone i brudne; w niektórych miejscach wystawała nitka. Ciemne oczy patrzyły w dół, wprost na sztylet, który trzymał w dłoniach. Starzec przyglądał się mu, jakby poszukiwał choćby najmniejszej rysy.

Mamoru stanął przed ladą.

– Mam na sprzedaż tylko to, co wisi w tym pomieszczeniu – mocny głos wydobył się z mężczyzny, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

– Nie przyszedłem...

– Nie zrobię jej, więc odejdź. – Machnął dłonią, próbując odgonić go jak natrętną muchę.

Książę zmrużył oczy i wyprostował się sztywno, mówiąc:

– Zastanawiam się, jak zareagują gwardziści na informację o nielegalnym interesie obywatela Ognia na terenie Narodu Powietrza. A może bardziej zainteresuje ich fakt, że jesteś bezklanowcem i wkradasz się nocami do Akademii Niebiańskiego Lotosu?

Mężczyzna drgnął. Wstał gwałtownie, a kula ognia otoczyła jego dłoń.

– Spokojnie. – Mamoru uniósł ręce do góry. Sprowokował go specjalnie, ale tak gwałtownej reakcji się nie spodziewał. – Nie mam złych zamiarów.

– Nie ruszaj się! – Mężczyzna warknął, a płomień powiększył się dwukrotnie. – Kim jesteś?

– Nie mam złych zamiarów – ostrożnie powtórzył Mamoru, w myślach przeklinając Hikari.

Dokonać niemożliwegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz