Kolejna błyskawica poleciała w kierunku kobiety. Jej ciało wygięło się na tyle, na ile pozwoliły skrepowane nadgarstki i kostki. Była uparta. Trzeci dzień tortur i nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku, jakby nagle stała się niemową.
Jun po raz ostatni potraktował ją błyskawicą. Kobieta padła na słomę, włosy przykleiły się jej do spoconej twarzy, a z wargi pociekła krew, którą przegryzła w trakcie zadawania uderzeń.
Silny wiatr zerwał się i zgasił płomienie, pogrążając pomieszczenie w ciemności. Drugi książę spojrzał na pochodnie, po czym wyszedł bez słowa na korytarz. Na obydwu ścianach znajdowały się drzwi, a na końcu długiego korytarza stały schody prowadzące do tawerny, w której się zatrzymali.
– Nie poznaję mojego brata.
Jun wzdrygnął się na nagły dźwięk. Zamyślony, nie spostrzegł Satoshiego opierającego się o przeciwległą ścianę. Znów założył strój składający się z barw Narodu Błyskawicy i Narodu Światła.
– Mówiłem, abyś tak się nie ubierał.
– Owszem, mówiłeś – przytaknął, nic sobie nie robiąc ze zniechęconej miny Juna.
– Więc?
Satoshi wzruszył ramionami.
– Mam to gdzieś.
– Satoshi... a zresztą. – Machnął ręką. – Rób, co chcesz.
– I o tym właśnie mówię.
– O co ci tak właściwie chodzi? – zapytał, nie wytrzymując. – Jeżeli masz zamiar mnie denerwować, to sobie daruj.
– Po prostu nie poznaję mojego brata – odparł niewinnie. – Odkąd umarł Keiichi, chodzisz posępny, nie robisz mi kazań, kiedy nie wykonam polecenia, a do tego torturujesz kobiety...
– Po pierwsze, nie kobiety, tylko kobietę – powiedział. Żyłka zapulsowała mu na skroni. – Po drugie, nie torturuję pierwszy raz. A po trzecie, to jestem posępny, bo kobieta, która siedzi w celi, zamordowała naszego przyjaciela z drużyny.
– Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest cela? Tutaj przyjaciele Sorano przechowują towar. Tam są Wesołe Dzbanki. – Satoshi wskazał na drzwi, za którymi znajdowała się kobieta z Narodu Ciemności. – A na przykład tutaj – dodał, wskazując kciukiem na drzwi za sobą – przechowywane jest mięso.
Jun skrzyżował ręce na piersi, a jego brew poszybowała w górę.
– I mówisz mi to, bo...?
– A podobno to ja jestem ten niedomyślny – wymamrotał Satoshi pod nosem. Pokierował pewny siebie wzrok na brata, a jego głos stał się wyższy i stanowczy: – Nie jesteśmy w naszym klanie ani w naszym narodzie. Nie możesz robić tego, na co masz ochotę, bo targają tobą emocje. Nie tego nas uczono. – Zbliżył się do niego, a ich klatki piersiowe prawie się zetknęły. – Jeżeli nie potrafisz ukryć smutku i złości dlatego, że twój kompan został zatruty i zmarł, to oddaj przesłuchanie mnie. Jeżeli moje metody nie zadziałają, wrócimy do klanu, gdzie do twoich nikt się nie przyczepi.
Satoshi odszedł. Z niewiadomych przyczyn wydawał się poruszony i zdenerwowany sytuacją. Pozostawił osłupionego Juna, który patrzył na jego oddalające się plecy.
– I kto tu kogo nie poznaje? – zapytał, patrząc w pustą przestrzeń.
CZYTASZ
Dokonać niemożliwego
خيال (فانتازيا)Jeżeli jeden z żywiołów wygaśnie, to za nim przepadną wszystkie! Ta zasada jest przekazywana przez władców, którzy dbają o równowagę pomiędzy żywiołami. Prawowity spadkobierca ciemności nie zamierza się podporządkować i pragnie zawładnąć narodami. R...