29. Nie poznaje

43 9 7
                                    

Kolejna błyskawica poleciała w kierunku kobiety. Jej ciało wygięło się na tyle, na ile pozwoliły skrepowane nadgarstki i kostki. Była uparta. Trzeci dzień tortur i nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku, jakby nagle stała się niemową.

Jun po raz ostatni potraktował ją błyskawicą. Kobieta padła na słomę, włosy przykleiły się jej do spoconej twarzy, a z wargi pociekła krew, którą przegryzła w trakcie zadawania uderzeń.

Silny wiatr zerwał się i zgasił płomienie, pogrążając pomieszczenie w ciemności. Drugi książę spojrzał na pochodnie, po czym wyszedł bez słowa na korytarz. Na obydwu ścianach znajdowały się drzwi, a na końcu długiego korytarza stały schody prowadzące do tawerny, w której się zatrzymali.

– Nie poznaję mojego brata.

Jun wzdrygnął się na nagły dźwięk. Zamyślony, nie spostrzegł Satoshiego opierającego się o przeciwległą ścianę. Znów założył strój składający się z barw Narodu Błyskawicy i Narodu Światła.

– Mówiłem, abyś tak się nie ubierał.

– Owszem, mówiłeś – przytaknął, nic sobie nie robiąc ze zniechęconej miny Juna.

– Więc?

Satoshi wzruszył ramionami.

– Mam to gdzieś.

– Satoshi... a zresztą. – Machnął ręką. – Rób, co chcesz.

– I o tym właśnie mówię.

– O co ci tak właściwie chodzi? – zapytał, nie wytrzymując. – Jeżeli masz zamiar mnie denerwować, to sobie daruj.

– Po prostu nie poznaję mojego brata – odparł niewinnie. – Odkąd umarł Keiichi, chodzisz posępny, nie robisz mi kazań, kiedy nie wykonam polecenia, a do tego torturujesz kobiety...

– Po pierwsze, nie kobiety, tylko kobietę – powiedział. Żyłka zapulsowała mu na skroni. – Po drugie, nie torturuję pierwszy raz. A po trzecie, to jestem posępny, bo kobieta, która siedzi w celi, zamordowała naszego przyjaciela z drużyny.

– Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest cela? Tutaj przyjaciele Sorano przechowują towar. Tam są Wesołe Dzbanki. – Satoshi wskazał na drzwi, za którymi znajdowała się kobieta z Narodu Ciemności. – A na przykład tutaj – dodał, wskazując kciukiem na drzwi za sobą – przechowywane jest mięso.

Jun skrzyżował ręce na piersi, a jego brew poszybowała w górę.

– I mówisz mi to, bo...?

– A podobno to ja jestem ten niedomyślny – wymamrotał Satoshi pod nosem. Pokierował pewny siebie wzrok na brata, a jego głos stał się wyższy i stanowczy: – Nie jesteśmy w naszym klanie ani w naszym narodzie. Nie możesz robić tego, na co masz ochotę, bo targają tobą emocje. Nie tego nas uczono. – Zbliżył się do niego, a ich klatki piersiowe prawie się zetknęły. – Jeżeli nie potrafisz ukryć smutku i złości dlatego, że twój kompan został zatruty i zmarł, to oddaj przesłuchanie mnie. Jeżeli moje metody nie zadziałają, wrócimy do klanu, gdzie do twoich nikt się nie przyczepi.

Satoshi odszedł. Z niewiadomych przyczyn wydawał się poruszony i zdenerwowany sytuacją. Pozostawił osłupionego Juna, który patrzył na jego oddalające się plecy.

– I kto tu kogo nie poznaje? – zapytał, patrząc w pustą przestrzeń. 

Dokonać niemożliwegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz