66

453 31 16
                                    

- Ally kochanie! - krzyknął momentalnie do mnie podbiegając - Nic ci nie jest? Tak bardzo się o ciebie bałem. - dodał mocno mnie do siebie przytulając.

Zamurowało mnie. Dosłownie nie wiedziałam jak zareagować. Spodziewałam się tego że pierwszym co zrobi gdy mnie w końcu znajdzie będzie zabicie mnie. Czyli że on nie wiedział do końca co się wydarzyło?

- Gdzie jest Ash? - zdecydowałam się zadać to dosyć ryzykowne pytanie.

Bałam się reakcji na imię jego tak właściwie wroga lecz to było silniejsze ode mnie. Skoro Luke do mnie przyszedł to oznaczało to że wygrał tę toczącą się między nimi wojnę. Tylko co w takim razie stało się z Ash'em?

- Nie bój się już. Ten tchórz gdy tylko nas zobaczył od razu spieprzył. Dobrze wiedział co go czeka.

- Zostawił mnie? - szepnęłam z wyrzutem lecz na szczęście Luke nie wyczuł go w moim głosie.

- Tak kochanie. Zostawił cię. Już jesteś bezpieczna. Jednak przysięgam ci że za to co zrobił prędzej czy później go znajdę i zabiję. Jeśli chcesz to sama będziesz mogła to zrobić.

- Co? Luke nie! Nie chcę! - krzyknęłam przerażona lecz chłopak szybko mi przerwał.

- Już spokojnie. Wiem że masz dobre serce ale za coś takiego to i tak jest zbyt łagodna kara. Jeszcze się zastanowię w jaki sposób dodać mu większego cierpienia.

Mimowolnie moje policzki zrobiły się mokre od łez. Byłam zła na Ash'a za to że mnie zostawił lecz mimo wszystko dalej zawdzięczałam mu tak wiele. Nie chciałam żeby z mojego powodu cierpiał. Chciałam żeby był bezpieczny.

- Wracamy do domu kochanie. Nie bój się już. - pocałował mnie delikatnie w czoło i biorąc na ręce opuścił budynek.

Nie protestowałam ani w chwili gdy mnie podnosił ani wtedy gdy wsiadaliśmy do helikoptera czy samolotu. Totalnie mnie odcięło. Luke co jakiś czas próbował do mnie zagadywać lecz całkowicie go ignorowałam. Zwyczajnie nie byłam w stanie racjonalnie myśleć i jakkolwiek reagować na otoczenie. Chłopak na szczęście z cierpliwością znosił mój stan bo ani razu nie odpowiedział agresją na moją ignorancję co do jego osoby. Wręcz przeciwnie obchodził się ze mną jak z jajkiem.

Pamiętam że po tym jak wylądowaliśmy  zostaliśmy zawiezieni przez kierowcę do domu a tam bez zwłoki Luke zaprowadził mnie do sypialni. Podał mi jakieś tabletki. Nie obchodziło mnie zbytnio co to było. Byłam tak wypruta z chęci do życia że równie dobrze mógłby mi podać wtedy truciznę którą bez problemu bym zażyła.

Dał mi chyba jednak coś na sen bo niedługi czas później odpłynęłam a ostatnim co zobaczyłam była jego sylwetka i ręka gładzącą mnie po ramieniu.

Otworzyłam oczy od razu przypominając sobie minione wydarzenia co bardzo mnie dobiło. Pierwszy raz od tych kilku dni wstałam w tak ponurym nastroju. Nie miałam siły na nic. A już na pewno nie na ponowne spotkanie z moim oprawcą.

Wstałam powoli z łóżka wyglądając ostrożnie przez okno. Tak jak zawsze po ogrodzie kręcili się ochroniarze. Teraz jednak już na pierwszy rzut oka było widać że zwiększyła się ich ilość. Tylko dlaczego? Przecież było już po wszystkim.

A ja za to byłam na totalnym dnie. Co jak co ale ucieczka napełniła mnie nową nadzieją która teraz kompletnie zanikła. Ja już nie widziałam szans na ratunek. Nawet jeśli Luke nie zdawał sobie sprawy z tego że nie zostałam porwana to i tak mimo wszystko byłam skazana na jego towarzystwo do końca swoich dni. A z tego co opowiadał mi Ash to mój koniec mógł szybko nastąpić.

Jedynym co dodawało mi otuchy było to że chłopak nie wiedział o tym że dobrowolnie dopuściłam się tej ucieczki. Z drugiej jednak strony z tego właśnie powodu dręczyły mnie ogromne wyrzuty sumienia. No bo czy to było z mojej strony w porządku że cała wina spadła na Ash'a? Co prawda był to jego pomysł no ale przecież ja na to pozwoliłam. On dla mnie zaryzykował i naraził się na gniew ze strony Luke'a a ja siedziałam sobie bezpiecznie w domu zgrywając rolę ofiary. O ofiarą w tym całym planie to na pewno nie byłam.

Przetarłam dłońmi twarz zalewając się niepokojem o przyszłość zarówno swoją jak i tego biednego chłopaka. Tylko czyje dobro w tej sytuacji powinnam wybrać? Kogo miałam obronić?

Przyznając się do winy Luke zapewne cały swój gniew wyładowałby na mnie no ale gdyby się tak zastanowić to była to w końcu moja wina. Nie mogłam obarczać problemami chłopaka który zaryzykował dla mnie swoje życie i który o mnie zadbał zapewniając bezpieczne schronienie. Tylko czy byłam w stanie przyznać się do winy?

Moje przemyślenia zostały jednak przerwane przez chłopaka który pojawił się w drzwiach. Gdy mnie zobaczył od razu na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Powolnym krokiem podszedł do mnie zamykając mnie w delikatnym uścisku.

- Tak się cieszę że już tu jesteś. - wyszeptał odsuwając mnie od siebie po czym złożył delikatny pocałunek na moim policzku.

- Luke...- zaczęłam łamiącym się głosem - Muszę ci o czymś powiedzieć.

To był ten moment. Czułam że albo teraz przyznam się do winy albo nie zrobię tego już nigdy.

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz