14. Здравствуйте, товарищ!

34 5 8
                                    

— I ja chyba tam pojadę, wiesz? Zarobię tam trochę, zawsze będzie więcej.

— No. Rozumiem.

— Zawołaj Piotra na kogel-mogel.

— Zuckerei! — ojciec podniósł głos, przewracając stronę gazety. Chłopak od razu przyleciał do kuchni, rzucając zadanie domowe z matematyki na bok.

— Gdybyś zawsze tak szybko przychodził, gdy cię wołam, to byłoby fantastycznie. — powiedziała matka z grymasem.

— Oj, tam, mamo. Pomóc?

— Nie, siadaj. — jak mu powiedziano, tak zrobił. Uniósł wzrok na rodziców. Spojrzał na ojca, po czym na matkę. Gapił się przez chwilę, przenosząc spojrzenie to na tatę, to na mamę.

— Co się patrzysz jak cielę na malowane wrota? — mężczyzna uniósł brew.

— Mamo. Tato. — zaczął poważnym głosem, wstając.

Matka odwróciła się ze zdumionym wyrazem twarzy, przerywając to, co robiła. Ojciec spojrzał znad gazety bez słowa.

— No, co? Mów! — niecierpliwiła się.

Patrzył na nich w ciszy przez następne kilka sekund, kolejno przemówił stanowczo.

— Ja chcę mieć psa.

Matka spojrzała przerażona na męża, zanim przemówiła rozpaczliwie.

— O mój Boże... Ale, widzisz, Piotruś, jakie małe mamy mieszkanie! Nie mamy ogrodu, i...

— Danuta. — ojciec odłożył gazetę. — Zależy jaki pies. Nieduży może być.

— Ale ja chcę dużego psa! Nie będę chodził z takim kurdupelkiem, co to ucieka przed kotami. — Piotr tłumaczył załamanym tonem.

— Góra taki pies. — ojciec pokazał rękoma dość małą odległość. — Odpada owczarek, może być góra taki wysoki.

— Ale... — zaczął, lecz nie skończył. Zmarszczył brwi i zrobił obrażony wyraz twarzy. — W porządku. Znajdę takiego psa! Żeby tata nie myślał, że się poddaję. — wyszedł z pokoju głośnymi krokami.

— Kogel-mogel weź, bo zrobiłam! Piotrek! — zawołała za nim matka.





Zarzuciwszy bluzę, chłopak wyszedł się przejść. Przechadzał się po chodniku, powietrze było chłodne. Zagubiony w myślach, ledwo pamiętał, że sezon wakacyjny niedawno się skończył. Wakacyjna atmosfera osłabła wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. Rzuciwszy okiem w stronę pobliskiego placu zabaw, zauważył garstkę dzieci, które brykały i wrzeszczały z zachwytu. Usiadłszy na pobliskiej ławce, rozmyślał nad psem.

Przy zjeżdżalni stał młody chłopak, łapiąc mniejszego w ramiona. Na krótką chwilę jego wyraz twarzy stał się poważny, zanim puścił dziecko, które z zapałem pobiegło w stronę huśtawek. Podszedł do Piotra z uśmiechem na twarzy.

— Hej. — przywitał się, stając przed nim. Piotr poznał ten głos, dzieciaki też skądś kojarzył.

— Buenos dias.

— Привет, привет. [Cześć, cześć.] — zasiadł obok Piotra, spoglądając na swoje rodzeństwo. — Co słychać?

— Twój irytujący głos. — przewrócił oczami.

— Zabawne. A tak naprawdę, to jak się masz?

— Nie twoja rzecz.

— Moja. — zaprotestował geszefciarsko. Spojrzeli sobie w oczy i przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy.

Rozerwałem sobie getry, Panie WładzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz