Nadchodziło lato, czyli długo wyczekiwane wakacje przez wszystkich uczniów w całej Polsce. Piotr wychodził z budynku szkoły, u boku jego koledzy — Waldek, Gucio oraz Tomek. Wszyscy z rękami w kieszeniach, uśmiechy na twarzy i głośne śmiechy.
— No, to co? Nowa fryzura i marynara na jutro.
— Ja mam dziurę w marynarce! Cholera... — Waldek podrapał się po głowie niezaradnie. — A matka... — zawahał się, nim mruknął. — ...wyjechała na wyjazd służbowy.
— Nie bój nic — odpowiedział Piotr. — przecie stara Feldman jest trzy piętra niżej. Poprosisz ładnie i marynarka będzie jak nowa. Może nawet da ci jabłka albo na pierogi zaprosi.
Stanęli przed szkołą na chodniku, żeby jeszcze chwilę pogadać. W tym miejscu zawsze każdy szedł w swoją stronę.
— Odpada.
— Dlaczego?
— Odkąd rozbiłem jej szybę, nie lubi mnie...
— Bracie, ale kiedy to było? Jesteś pewien, że ona w ogóle to pamięta? — zaśmiał się Tomek, poprawiając okulary.
Rozmawiali przez jakiś czas, stojąc na środku chodnika. Każdy z nich był podekscytowany następnym dniem, a mianowicie zakończeniem roku szkolnego. Ubranie na ten dzień oczywiście musiało być odświętne, a nie garnitur z dziurawym rękawem...
— To ja idę. Do jutra! — Gucio poszedł w drugą stronę. Jako jedyny mieszkał w tamtej okolicy, więc zawsze wracał sam ze szkoły. Wydaje się niesprawiedliwe, że jako jedyny z jego kolegów mieszka w przeciwnym kierunku.
Wkrótce potem pożegnali się z Tomkiem, który wracał pieszo do domu. Mieszkał dość blisko szkoły, więc nie jechał tramwajem. Natomiast Piotr z Waldkiem zawsze wracali razem, swoją ukochaną poznańską bimbą.
Jak zwykle ledwo co udało im się wcisnąć do środka, musieli się przepychać. Kilku ludzi zostało na przystanku, nie zostało dla nich miejsca. Piotr pomachał im na pożegnanie w ramach triumfu. Tramwaj ruszył, a Waldek mocno chwycił się ramienia kolegi. Zupełnie nie zwracając uwagi na duchotę i ludzi stających sobie na czubkach butów, rozmawiali.
— Ty, może pójdziesz do starej Feldman za mnie? Że niby ta marynarka to twoja. Ona ciebie lubi, nie?
— No nie wiem... Wiesz, lubi czy nie lubi, krzywo się na mnie gapi na korytarzu.
— Weź, chociaż spróbuj, co? Dla mnie...
— A co mi dasz w zamian? — uśmiechnął się przebiegle Piotr.
— Buziaka. — zażartował Waldek, poprawiając kołnierz bluzki kolegi.
— To podziękuję. Wiesz, co innego, gdyby to od twojej siostry...
— Ona nigdy by ci nie dała buziaka. Ona się podkochuje w tym Ruskim z trzeciej klasy. Ona myśli, że on ją w ogóle zauważy.
— Oszalałeś? Jak tak w ogóle można? — oburzył się Piotr, pochylając się bliżej.
— A co, Ruski to gorszy?
— Oczywiście, że gorszy! Na pewno nie lepszy! — burknął, nadąsany, na co kupel prychnął śmiechem.
— Ale wiesz, jak on ma na imię?
— No a skąd mam wiedzieć? — odwrócił wzrok, zamyślony.
— Matwiej. — i oboje wybuchli śmiechem. Ludzie wokół posłali im potępiające spojrzenia.
Wysiedli i udali się do bloku. Po drodze obgadywali siostrę Waldka, swawoląc — jak to chłopcy w ich wieku. Zatrzymali się przed drzwiami Piotra.
— Ty — Waldek wskazał palcem na drzwi sąsiadki — to jak będzie?
CZYTASZ
Rozerwałem sobie getry, Panie Władzo
Narrativa StoricaRok '79 XX wieku w Polsce Rzeczpospolitej Ludowej, piętnastoletni Piotr chodzi do liceum w Poznaniu, jego rodzinnym mieście. Ojciec pracuje w Energopolu-7, a matka jest fryzjerką. Poznając inną historię Polski na lekcjach, a inną od swoich rodziców...