Rozdział 7

9 4 7
                                    


Zgięłam się z bólu, a znamię na skroni płonęło ogniem, który przenikał moje ciało od środka. Czułam, jak coś wstrząsa mną od wewnątrz, a ciemna energia, która mnie zaatakowała, przenikała moje zmysły. W powietrzu czułam ciężki zapach magii, a w uszach słyszałam pulsowanie własnej krwi. Nagle coś się zmieniło. Znamię na mojej skroni zaczęło pulsować jeszcze mocniej, rozlewając czarne żyłki po obu stronach mojej twarzy. Moje paznokcie wydłużyły się nienaturalnie, a w ustach poczułam, jak moje kły rosną, ostrzejsze i dłuższe niż powinny być. To było coś pierwotnego, dzikiego, ale nie było to dziedzictwo mojej wilczej krwi, to była magia, o której nigdy wcześniej nie miałam pojęcia.
Krew... czułam, jak płynie szybciej, jak zaczyna dominować moje myśli. Przejęcie kontroli nad ciałem, własnym i cudzym, było nagle czymś naturalnym, jakby od zawsze drzemało to we mnie. To nie była moja moc. To była moc wiedźmy, która płynęła w moich żyłach. Z trudem stawiłam opór tej sile, ale wiedziałam, że zbyt długo jej nie zatrzymam. Czułam, jak ciemna energia wywiera presję na mój umysł, próbując wedrzeć się głębiej, przebić się przez moje bariery. Ale zamiast tego, to coś we mnie zaczęło z nią walczyć.
Raelan patrzył na mnie z intensywnością, której wcześniej nie dostrzegałam. To, co działo się ze mną, nie wywoływało w nim strachu, ale zaciekawienie. Był jak obserwator na arenie, a ja... ja byłam tylko pionkiem w tej grze. Nagle zrozumiałam. To, co wydarzyło się podczas koronacji, to, jak ktoś przejął kontrolę nad moim ciałem, to nie był przypadek. To była magia, której nie znałam, ale która teraz stawała się częścią mnie. Teraz, kiedy byłam świadoma tej siły, mogłam próbować ją kontrolować. Ale czy potrafiłam?
Próbując skupić się na teraźniejszości, spojrzałam na Raelana, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. Tym razem to ja poczułam kontrolę, nie on. Powoli wyprostowałam się, ignorując palący ból i napięcie mięśni, które niemal mnie paraliżowały.
—Nie jestem twoją zabawką, — wyszeptałam przez zaciśnięte zęby, czując, jak energia we mnie zaczyna się uspokajać, a żyłki powoli zanikają. —I nigdy nie będę.
Raelan uśmiechnął się ledwie zauważalnie, ale w jego oczach czaiła się duma, jakby czekał na ten moment, jakby wiedział, że wcześniej czy później dojdę do tej chwili. A może to on mnie do tego pchnął? Moje ciało zaczynało odzyskiwać siły, ale ból, który wywołała ta ciemna energia, wciąż pulsował wewnątrz mnie. Zacisnęłam pięści, a krew w moich żyłach zdawała się wrzeć. Złość wzbierała we mnie, napędzana poczuciem, że coś zostało mi odebrane, wolność nad własnym ciałem, własnym umysłem. Raelan. To musiał być on. Czułam, jak jego słowa wciąż rezonują w mojej głowie, jakby to on pociągał za niewidzialne sznurki.
Unosząc się nieco na nogach, obróciłam się gwałtownie w jego stronę, z oczyma pełnymi gniewu.
— Ty! — warknęłam, wskazując go palcem, który drżał od emocji. — To ty to zrobiłeś! Próbowałeś przejąć nade mną kontrolę, prawda
Raelan uniósł brwi, jakby zaskoczony moim oskarżeniem, ale jego twarz pozostała opanowana, a oczy błyszczały lodowatą determinacją.
— Clary... — zaczął, ale przerwałam mu, zanim zdążył dokończyć.
— Nie udawaj, że nic nie wiesz! — Mój głos załamał się od emocji, które wzbierały we mnie jak fala. — To było jak na koronacji, tylko wtedy... wtedy nie wiedziałam, kto za tym stoi. Teraz wiem. To ty! Od samego początku miałeś swój plan, prawda? Pionek w twojej grze!
Raelan zrobił krok w moją stronę, jego twarz pozostawała spokojna, ale w oczach widziałam iskrę czegoś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Czy to była troska? Nie, to była gra. Manipulacja.
— Clary, uspokój się. To nie ja. Nigdy nie próbowałem cię kontrolować, — powiedział, jego głos był niskim, spokojnym szeptem, ale to tylko wzbudziło we mnie jeszcze większy gniew.
— Kłamca! — Wstrząsnęłam głową, odpychając od siebie myśli o jego słowach. — Każdy twój gest, każde spojrzenie... wszystko było częścią twojej gry. A ja... ja byłam zbyt naiwna, żeby to zobaczyć!
— Posłuchaj mnie... — Raelan podniósł ręce w geście uspokojenia, ale ja zrobiłam krok do tyłu, nie chcąc go słuchać. Znamię na mojej skroni znowu zapłonęło, a czarne żyłki zaczęły rozchodzić się po mojej skórze.
— Nie! To koniec. Nie pozwolę ci już dłużej mną manipulować! — Krzyknęłam, a mój gniew przeszedł w coś głębszego, coś, co sprawiało, że moje ciało drżało. Czułam, jak paznokcie wydłużają się w szpony, a kły zaczynają wystawać z moich ust. Moc krwi, która we mnie pulsowała, była jak dzikie zwierzę, gotowe do ataku. Raelan nie ruszył się, ale widziałam, jak jego spojrzenie staje się bardziej napięte, a jego głos przybrał ostrzejszy ton.
— Clary, to nie jest to, co myślisz. Ktoś próbuje cię kontrolować, ale to nie ja. Musisz się uspokoić, zanim zrobisz coś, czego pożałujesz.
— Nie mów mi, co mam robić! — Wrzasnęłam, czując, jak gniew przechodzi przez mnie jak fala niszczycielska. To była walka o kontrolę nad sobą, ale również nad uczuciami, które z każdym momentem stawały się coraz bardziej niebezpieczne.
Gniew wypełniał mnie od środka, krew pulsowała w moich żyłach, a ciało wrzało, jakbym była gotowa eksplodować. Czarne żyłki na mojej skroni pulsowały w rytm bicia serca, a dłonie zaciśnięte w pięści drżały od emocji. Czułam moc, która wzbierała we mnie z każdą sekundą, dziką i nieokiełznaną. Byłam gotowa zrobić coś, czego nie powinnam, ale wszystko we mnie krzyczało, by walczyć. Walczyć o siebie. O wolność. O kontrolę.
Zanim zdążyłam pomyśleć, rzuciłam się w jego stronę. Moje pazury, dłuższe niż zwykle, rozcięły powietrze, celując prosto w jego gardło. Chciałam poczuć, jak jego krew kapie na moje ręce, jak jego arogancja kruszy się pod moim dotykiem. Raelan był zbyt pewny siebie, zbyt spokojny, zbyt... dominujący. Musiałam go powstrzymać. Musiałam go zdominować.
Ale zanim moje pazury dosięgnęły jego ciała, poczułam, jak jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku. Jak stal, twarda i nieugięta. Zatrzymał mnie jednym ruchem, jakby moje wysiłki były niczym. Jego uścisk był bezlitosny, ale w jego oczach widziałam coś więcej – triumf. Jakby już wiedział, że nie mam szans.
—Clary... — Jego głos był nisko tonowany, niemal szept, ale wibrował siłą. —Przestań.
Zerwałam się, próbując uwolnić, szarpnąć się, zrobić cokolwiek, by zyskać przewagę. Ale on się nie ruszał. Nie drgnął nawet o centymetr. Wciąż trzymał mnie mocno, bez wysiłku, jakby byłam jedynie dzieckiem, które z uporem próbuje zrzucić jarzmo dorosłości.
—Puść mnie! — wrzasnęłam, rzucając się w jego stronę, z desperacją próbując uderzyć go drugą ręką, ale Raelan był szybszy. Złapał mnie za drugi nadgarstek równie łatwo, a moje pazury ledwo otarły się o jego skórę. Stał tam, pewny siebie, nieustraszony.
—Walczysz ze mną, bo boisz się tego, kim jesteś, —wyszeptał, pochylając się bliżej, jego twarz niebezpiecznie blisko mojej. —Ale Clary, nie jesteś w stanie mnie pokonać.
Jego słowa paliły mnie bardziej niż uścisk. Szarpałam się, próbując wyrwać się z jego rąk, ale on trzymał mnie w miejscu, jakby kontrolował każdy mój ruch, każdą myśl. Moje serce biło jak oszalałe, a złość wciąż narastała, jednak była przytłoczona bezsilnością.
—Nigdy nie będziesz mną rządził, —wycedziłam, patrząc na niego z wściekłością.
Raelan uśmiechnął się, ale nie był to uśmiech zadowolenia. To był uśmiech kogoś, kto wie, że ma nad tobą przewagę. Powoli przyciągnął mnie bliżej, aż nasz oddech się zmieszał, a ja czułam jego siłę, która emanowała z każdej komórki jego ciała.
—Clary, nigdy nie chciałem tobą rządzić. — Jego głos był cichy, niemal ciepły, ale w jego spojrzeniu wciąż czaiła się chłodna kalkulacja. —Ale musisz zrozumieć, że nie możesz walczyć ze swoją naturą. A ja nie pozwolę ci zrobić sobie krzywdy.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, puścił moje ręce z gracją, jakby chciał pokazać, że od początku miał wszystko pod kontrolą. Osunęłam się o krok w tył, zaskoczona, że mogłam znowu się poruszać, ale czułam upokorzenie. Jak mogłam myśleć, że mogłabym go pokonać? Raelan przyglądał mi się przez chwilę, jego twarz była niewzruszona, ale w jego oczach dostrzegłam cień czegoś innego. Czy to była... troska, współczucie?
—Przestań walczyć z samą sobą, Clary, — powiedział spokojnie, odchodząc. —Dopiero wtedy zrozumiesz, kim naprawdę jesteś.
Stałam tam, drżąca, z mieszanką gniewu, frustracji i czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. Właśnie teraz, bardziej niż kiedykolwiek, byłam pewna jednej rzeczy – nie zamierzałam mu się poddać. Stałam tam, próbując uspokoić oddech, chociaż moje serce wciąż waliło jak oszalałe. Gniew kłębił się we mnie niczym burza, ale pod tą warstwą frustracji i złości pojawiało się coś innego – niepokój, strach, a może nawet wątpliwość. Co, jeśli Raelan miał rację? Co, jeśli nie walczyłam z nim, a z samą sobą? Spojrzałam na swoje dłonie, wciąż drżące po tej konfrontacji, a znamię na skroni pulsowało lekko, przypominając mi o mocy, którą nosiłam w sobie, o której nic nie wiedziałam. Moje ciało zmieniało się, kły wydłużone, paznokcie ostre jak szpony. Te zmiany były dzikie i niekontrolowane. Moja moc była obca, obłędna. Kim byłam?
Z zamyślenia wyrwał mnie cichy krok. Odwróciłam się gwałtownie, czując napięcie w każdym mięśniu. Przy drzwiach stała moja służka, cicha, lecz z wyrazem zmartwienia na twarzy.
—Pani, — szepnęła, składając dłonie przed sobą. —Czy wszystko w porządku?
Jej głos, choć delikatny, wydawał się przebijać przez mój chaos. Poczułam nagle przypływ zmęczenia, tak jakby cała ta walka wyssała ze mnie resztki sił. Opuściłam wzrok, starając się ukryć wstyd i niepewność.
—Tak, —odpowiedziałam, ale mój głos brzmiał niepewnie nawet w moich własnych uszach. —Muszę się tylko... przemyśleć.
Służka skinęła głową, jej oczy przesunęły się na Raelana, który stał teraz obok okna, odwrócony plecami, jakby nie miał z tą sytuacją nic wspólnego. Wiedziałam, że obserwował każdy mój ruch, każdą emocję, choć nie dał tego po sobie poznać. Zwróciłam się z powrotem do służki i skinęłam głową, chcąc zakończyć tę scenę.
—Chodźmy, — powiedziałam. —Muszę odpocząć.
Wraz z nią skierowałam się do łazienki, wciąż czując na sobie ciężar spojrzenia Raelana. Moje myśli były rozproszone, pełne pytań bez odpowiedzi. Dlaczego wydawało mi się, że to on miał nade mną kontrolę podczas koronacji? Wciąż nie mogłam pozbyć się tej myśli, że był w tym wszystkim zamieszany. Nawet jeśli twierdził, że nie.
W łazience moje kroki były powolne, ciało obolałe od intensywności magii i emocji. Spojrzałam w lustro, a czarne żyłki wokół skroni wciąż były widoczne, choć przygasały. To znamię... to coś więcej niż tylko znak. To był dowód na to, że moja moc nie należała do wilków, lecz do kogoś, czegoś, innego.
Przyłożyłam dłoń do skroni, zastanawiając się nad tym, co tak naprawdę się ze mną dzieje. Co to wszystko znaczyło? Czy mogłam zaufać sobie? A co z Raelanem? Czy naprawdę był moim wrogiem, czy tylko... próbował mnie ochronić?
Czasem bycie słabą było bardziej przerażające niż walka. Stanęłam przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie z mieszanką strachu i niedowierzania. Służka zbliżyła się ostrożnie, jej drobne dłonie uniosły dzban z ciepłą wodą i zaczęły napełniać kamienną misę. Obserwowałam, jak woda wlewa się do środka, tworząc małe fale na powierzchni, które odbijały moje zniekształcone odbicie. Moje ciało drżało, choć łazienka była ciepła. Nawet ciepło nie mogło złagodzić tego, co działo się wewnątrz mnie.
Gdy pochyliłam się nad miską, by obmyć twarz, moje spojrzenie natrafiło na to przeklęte znamię. Czarne żyłki wokół skroni wyraźnie kontrastowały z moją bladą skórą. Każda pulsacja tego znamienia przypominała mi o mocy, która przelewała się przeze mnie w sposób niekontrolowany, dziki. Nie była to moc wilka, jakiej spodziewałam się od dziecka. To było coś mroczniejszego, coś, co wykraczało poza naturę. Dotknęłam delikatnie skroni, czując zimne pulsowanie. Znamię wciąż wydawało się gorące, jakby skrywało w sobie nieokiełznaną energię, czekającą na odpowiedni moment, by znów wybuchnąć. Czułam, jak moje serce przyspiesza, gdy przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia, koronację, gwałtowną moc, która przeszła przez moje ciało, jakbym była marionetką w cudzych rękach. A potem Raelan... jego obecność w mojej głowie, jego spojrzenie. Byłam przekonana, że to on wtedy mnie kontrolował.
Czy mogłam się mylić? Próbowałam znaleźć odpowiedź w lustrze, ale moje odbicie zdawało się pytać mnie o to samo.
Służka podała mi miękką tkaninę, którą wytarłam mokrą twarz. Jej ręce delikatnie uniosły moje włosy, a ja stałam tam, patrząc na swoje odbicie, próbując zrozumieć, co się ze mną dzieje. Ciało nadal bolało, szczególnie szyja i plecy, jakby wszystkie mięśnie wciąż były napięte po tym, co się wydarzyło. Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić.
— Co się ze mną dzieje... — wyszeptałam do siebie, choć słowa odbijały się echem w pustce. Nie oczekiwałam odpowiedzi, ale potrzebowałam ją usłyszeć. Nawet jeśli tylko z moich własnych ust.
Służka, nieświadoma wewnętrznego chaosu, który we mnie narastał, zaczęła starannie czesać moje włosy, ale ja wciąż nie mogłam pozbyć się myśli o Raelanie. Jego spojrzenie, to chłodne, natarczywe spojrzenie, które zdawało się przenikać mnie na wskroś. Każda część mojego ciała krzyczała, że to jego wina. Że to on odpowiadał za to, co działo się na koronacji. Ale czy na pewno? Zacisnęłam dłoń na brzegu umywalki, czując metalowy chłód. W mojej głowie rozgrywała się walka, z jednej strony gniew na Raelana, z drugiej... niepewność. Byłam zbyt wściekła, by przyznać, że mogłam się mylić. Tyle razy widziałam go przy mnie, zbyt blisko. Jak mogłam mu zaufać? Ale z drugiej strony, dlaczego miałby chcieć mnie skrzywdzić? Dlaczego miałby to robić w taki sposób?
— Jesteś pewna, że to on? — Zapytał mnie wewnętrzny głos, ten sam, który zawsze pojawiał się, gdy byłam bliska podjęcia ważnej decyzji. Moje serce zabiło mocniej. Czy naprawdę byłam pewna? Wiedziałam tylko jedno: to znamię na mojej skroni, ta dziwna moc, która we mnie rosła, była kluczem do wszystkiego. Musiałam to zrozumieć, zanim zrobię kolejny krok. Służka skończyła, a ja odsunęłam się od lustra, czując ciężar całego świata na swoich ramionach. Wstałam powoli, starając się ukryć przed nią moje wątpliwości. Musiałam być silna, niezależnie od tego, co działo się w moim wnętrzu. Ale kiedy wróciłam do pokoju i zobaczyłam Raelana stojącego przy oknie, cały gniew, który próbowałam stłumić, powrócił ze zdwojoną siłą. Nie mogłam dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Jego obecność była jak kolec wbity głęboko w moje serce.
— Dlaczego to zrobiłeś?! — Wybuchłam, zanim jeszcze zdążyłam pomyśleć. Moje słowa wypełniły przestrzeń między nami niczym zatrute ostrza. Raelan odwrócił się powoli, jego twarz była niewzruszona, ale w oczach błysnęło coś, czego nie mogłam rozszyfrować.
— Clary... — zaczął, ale przerwałam mu natychmiast.
— Nie udawaj, że nic się nie stało! — Rzuciłam, moje ciało drżało ze złości. — Widziałam cię tam! Wiedziałam, że to ty kontrolujesz moje ciało! Czułam twoją obecność! Dlaczego?! Co chciałeś osiągnąć?!
Podszedł bliżej, krok po kroku, ale zamiast poczuć ulgę, moje serce biło coraz szybciej, a gniew rozlewał się we mnie jak wrzący olej. Zatrzymał się tuż przede mną, jego twarz znajdowała się zbyt blisko. Zbyt blisko.
— Clary... nigdy nie miałem nad tobą kontroli — powiedział cicho, ale z taką pewnością, że na moment straciłam rezon. — To, co się z tobą działo, było twoją własną mocą.
Oparłam się o ścianę, próbując zebrać myśli. To nie mogła być prawda. Niemożliwe, że ta dzika, nieokiełznana siła, która mnie wtedy pochłonęła, należała do mnie.
— Kłamiesz — wyszeptałam, ale moje słowa brzmiały słabo nawet w moich własnych uszach.
Raelan uniósł rękę, jakby chciał mnie dotknąć, ale cofnęłam się, wpatrując się w niego z gniewem i strachem.
— Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić — dodał, jego głos był miękki, ale wyczuwałam w nim coś więcej. Coś, czego nie potrafiłam nazwać.
— Ale mnie skrzywdziłeś — powiedziałam, czując jak gniew we mnie opada, ustępując miejsca oszołomieniu. — Czy to wszystko jest moją winą?
Cisza wypełniła przestrzeń między nami, a ja nie mogłam już patrzeć mu w oczy. Moje ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała, a na twarzy poczułam gorące łzy, choć nie chciałam, żeby widział moją słabość.
— Nie wiem, kim jestem...
W ciszy, która zapanowała po moich słowach, czułam, jak ciężar niewiadomego kładzie się na moich ramionach. Łzy powoli spływały po moich policzkach, choć nie chciałam ich pokazywać. Raelan stał nieruchomo, patrząc na mnie z wyrazem niepewności, ale i determinacji. Moje serce biło w nierównym rytmie, a myśli krążyły wokół pytania, które nie dawało mi spokoju.
— Musisz dowiedzieć się prawdy, Clary — powiedział Raelan w końcu, jego głos był cichy, ale wypełniony głębokim smutkiem. — To, co się stało na koronacji, jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Twoja moc... twoja prawdziwa moc, nie jest tym, co sądziłaś.
Zamrugałam, próbując zrozumieć sens jego słów. Jego oczy, zazwyczaj tak zimne, teraz były pełne czegoś, co mogłoby przypominać troskę. Ale czy mogłam mu ufać? Czy to, co mówił, było kolejną częścią jego gry?
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytałam, starając się ukryć swoje zdezorientowanie. — Co jeszcze przede mną ukrywasz?
Raelan zrobił krok w moją stronę, jego dłoń wyciągnęła się, jakby chciał mnie dotknąć, ale zatrzymał się na wysokości mojego ramienia. Jego palce drżały, a twarz była wykrzywiona w grymasie bólu i frustracji.
— Jest coś, co musisz wiedzieć, Clary. Twoje pochodzenie... to, co nosisz w sobie, jest związane z czymś znacznie potężniejszym niż tylko magia krwi. To jest część pradawnej magii, której źródło sięga czasów, które były zapomniane przez wieki.
Moje serce zabiło mocniej, a strach i niepokój zaczęły się mieszać z ciekawością. Każde słowo, które wypowiadał, wydawało się rozwijać nowe, nieznane wątki w moim umyśle.
— Dlaczego miałabym ci wierzyć? — spytałam, choć wiedziałam, że jego słowa miały w sobie coś, co mogło wyjaśnić wiele z tego, co przeżyłam.
Raelan spojrzał na mnie z cierpieniem w oczach.
— Bo nie masz wyboru, Clary. Twoja przeszłość, twoje pochodzenie... jest związane z pradawnym zaklęciem, które może zmienić przyszłość naszego świata. Wiesz, że coś jest nie tak. Wiesz, że musisz poznać prawdę, nawet jeśli boisz się jej.
Głos Raelana nabrał twardości, jakby próbował przebić się przez mur mojej nieufności.
— Musisz stawić czoła swojej prawdziwej mocy, zrozumieć, skąd pochodzi twoja magia i dlaczego to wszystko się dzieje. Tylko wtedy będziesz w stanie zrozumieć, co się stało podczas koronacji, i co dalej robić z tym, co odkryjesz.
Zatrzymałam się na moment, analizując jego słowa. Właśnie wtedy, za drzwiami pokoju, usłyszałam ciche kroki, które były zbyt wyraźne, by były przypadkowe. Wstrzymałam oddech, a Raelan także spojrzał w kierunku drzwi, jego postawa stała się napięta.
— Kto tam? — zapytałam, próbując zachować spokój, choć w moim sercu rozbrzmiewały niepokoje.
Raelan zmarszczył brwi, ale zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi otworzyły się powoli, a w progu pojawiła się postać, którą rozpoznałam od razu.
To był Luthais, doradca, który zawsze był obok mnie, ale teraz jego twarz była poważna, pełna niepokoju. Jego wzrok przeskoczył między mną a Raelanem, jakby starał się ocenić sytuację.
— Pani, musimy porozmawiać — powiedział, jego głos był niski, ale pełen determinacji. — Sytuacja stała się poważniejsza, niż sądziliśmy.
Zamrugałam, czując, jak moje ciało znowu zaczyna drżeć. W powietrzu wisiała nowa groźba, coś, co mogło wszystko zmienić. Raelan spojrzał na Luthaia z mieszanką zaskoczenia i niechęci.
— Czyżbyś miał coś do dodania? — zapytał, jego głos był twardy, ale w jego oczach błyszczał ślad niepewności.
Luthais nie odpowiedział od razu, zamiast tego wszedł do pokoju i spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć coś ważnego, ale wstrzymał się, widząc mój wyraz twarzy.
— To, co się dzieje, wykracza poza to, co mogliśmy przewidzieć — powiedział w końcu, jego ton był poważny i pełen ciężaru. — Musisz zrozumieć, że Twoje moce mają znaczenie dla przyszłości. I nie jesteś sama w tej walce.
Te słowa spadły na mnie jak zimny prysznic. Czułam, jak moje serce przyspiesza, a myśli stają się chaotyczne. Co to oznaczało? Jakie były następne kroki?
Raelan spojrzał na mnie jeszcze raz, a potem na Luthaia, jakby próbował zdecydować, czy współpraca z nim była konieczna, czy też nie.
— Rozumiem — powiedział Raelan w końcu, jego ton był chłodny, ale w jego oczach widziałam coś, co mogło być zrozumieniem. — Ale pamiętaj, Clary, że prawda nie zawsze jest tym, czego się spodziewasz.
Z tą myślą, Raelan odwrócił się i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie w otoczeniu Luthaia, którego słowa wciąż odbijały się echem w mojej głowie. Moje myśli były zbyt mętne, by uporządkować wszystko, co się wydarzyło.
— Co się dzieje? — zapytałam, próbując zebrać myśli. — Co muszę wiedzieć?
Luthais spojrzał na mnie z determinacją.
— Pani, to, co odkryjemy, może zmienić wszystko. Musisz być gotowa na to, co nadejdzie. Ale teraz musimy działać szybko.
Z tymi słowami Luthais wziął mnie za rękę i poprowadził ku drzwiom, a ja czułam, jak nowy ciężar spoczywa na moich ramionach. Czekało mnie jeszcze wiele, a każda odpowiedź mogła przynieść nowe pytania. Wiedziałam tylko jedno, musiałam być gotowa na wszystko, co miało nadejść.

Pani KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz