Rozdział 10

5 1 0
                                    

Ostrożnie przesunęłam drzwi, które zaskrzypiały cicho, odsłaniając ciemną, niemal niezmienioną przestrzeń sypialni moich rodziców. Sypialni, której nikt nie miał odwagi naruszyć od ich śmierci. Zawsze wydawało mi się, że to miejsce przepełnione jest cichą obecnością, jakby echo dawnych dni wciąż wibrowało między ścianami. Jednak teraz, kiedy stałam na progu, czułam coś innego, chłód, który przeszywał na wskroś i niósł w sobie coś więcej niż tylko brak ciepła. Jakby powietrze było cięższe, napięte, pełne niewypowiedzianych tajemnic. Weszłam do środka powoli, starając się nie zakłócić tej ciszy, choć każdy krok wydawał mi się echem w tej martwej przestrzeni. Grube zasłony zasłaniały okna, blokując dostęp światła, jakby pokój trwał w wiecznym zmierzchu. Kurz osiadał na każdym meblu, jakby czas stanął tu w miejscu w momencie ich śmierci. Moje serce biło szybciej, ale nie był to strach. To była pewność, że tu znajdę odpowiedzi, których tak długo szukałam. Pierwsze, co przyciągnęło moją uwagę, to kufer w kącie pokoju, niemal zasypany kurzem. Pamiętałam go z dzieciństwa. Nieraz widziałam, jak mama pochylała się nad nim, zamykając wieko, zanim zdążyłam podejść bliżej. Nigdy nie wiedziałam, co kryło się w środku, ale zawsze wydawał się tajemniczy. Teraz, stojąc tu, wiedziałam, że muszę go otworzyć. Podchodząc bliżej, zauważyłam, że kufer jest pokryty drobnymi rysami, jakby ktoś wielokrotnie sięgał po niego w pośpiechu. Otworzyłam wieko i w powietrzu uniósł się delikatny zapach lawendy. W środku znajdowały się starannie złożone rzeczy: kilka starych zdjęć, zapisane na pożółkłych kartkach listy, drobiazgi, które wydawały się bez znaczenia. A jednak każdy z tych przedmiotów niósł w sobie ślad ich dawnych właścicieli, jakby było to echo ich życia. Delikatnie wyciągnęłam jeden z listów, którego krawędzie były poszarpane, jakby pisany był w pośpiechu. Pismo mojej matki. Starannie równomierne litery zdradzały jednak coś niepokojącego. Otworzyłam list i natychmiast rzuciły mi się w oczy słowa, które powtarzały się jak refren: „zdrada", „tajemnica", „przeznaczenie". Serce zaczęło mi bić szybciej. Każde zdanie było jak ostrzeżenie, napisane w desperacji. Zdawałam się czuć lęk, który musiała odczuwać moja matka, kiedy to pisała. Było jasne, że coś wiedziała, coś, co próbowała ukryć, może przede mną, może przed kimś innym. Odłożyłam list i zaczęłam przeszukiwać kuferek bardziej gorączkowo. Znalazłam kolejne listy, ale nic nie mówiły wprost, wszystko było zakamuflowane w półsłowach, w metaforach, jakby obawiała się, że ktoś może to przeczytać. Wszystko to wprowadzało mnie w stan niepokoju, ale jednocześnie miałam wrażenie, że jestem bliżej odkrycia czegoś ważnego. Coś, co mogło odmienić moje zrozumienie całej tej sytuacji. Spojrzałam na ściany pokoju. Mimo że pokrywał je kurz, jeden z obrazów wydawał się inny. To rodzinny portret, którego widok zawsze przywoływał we mnie wspomnienia. Teraz jednak wydawał się dziwnie nie na miejscu. Jego cień na ścianie nie pasował do reszty, jakby coś było ukryte. Przejechałam dłonią po gładkiej powierzchni ramy i poczułam delikatne przesunięcie. Zatrzymałam oddech, gdy usłyszałam cichy klik. Ściana za obrazem zaczęła powoli się przesuwać. Za nią odkryłam niewielką, skrytą komnatę, która wyglądała, jakby była tu od zawsze, lecz nikt jej nie znał. W środku znajdowało się jedynie proste biurko, kilka ksiąg i lampka, która zgasła wieki temu. Serce waliło mi w piersi, kiedy podeszłam bliżej. To miejsce należało do moich rodziców, ale co mogło tu być tak ważnego, by ukryć je przed światem? Jedna z ksiąg, której grzbiet był niemal zupełnie zniszczony, leżała otwarta na biurku. Przyciągnęła moją uwagę. Delikatnie przewróciłam stronę, starając się nie zniszczyć kruchych kartek. Na jednej z nich zobaczyłam dziwne symbole, które nie przypominały niczego, co znałam. A jednak coś w nich było znajomego. Na końcu księgi znalazłam mapę, starą, pożółkłą, z miejscami, które wydawały się mi nieznane, ale coś w ich rozmieszczeniu było intrygującego. Pod jednym z rysunków widniał napis, napisany ręką mojej matki: „To nie jest twoje przeznaczenie, Clary. Nie musisz tego przyjąć." Zamknęłam księgę, a zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Co to wszystko znaczyło? Jakie przeznaczenie? Czy to miało związek z tym, co się działo teraz? Gdy moje myśli próbowały ułożyć to wszystko w jedną całość, zdałam sobie sprawę, że to nie był tylko przypadek. Moi rodzice wiedzieli więcej, niż kiedykolwiek mi powiedzieli. Skrytka, listy, mapy, sekrety... Wszystko to wydawało się częścią układanki, która miała wkrótce zmienić moje życie. Zamknęłam księgę, a zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. W półmroku pokoju każdy cień zdawał się poruszać, jakby przeszłość moich rodziców wciąż żyła między tymi ścianami, czekając, by odkryć swoje mroczne sekrety. Wszystko wydawało się częścią czegoś większego, czegoś, co od dawna było skrywane przede mną, ukryte przed światem. Przeznaczenie, o którym pisała matka, wciąż pozostawało zagadką, ale teraz czułam je na skórze, jak niewidzialny ciężar, który z każdą chwilą stawał się coraz trudniejszy do zignorowania. Podłoga skrzypnęła pod moimi stopami, gdy powoli ruszyłam w stronę biurka, które stało w kącie pokoju. Zakurzone, z popękaną powierzchnią, zdawało się nosić ślady wielu lat, jak świadek tajemniczych wydarzeń, o których nigdy nie chciałam wiedzieć. Otworzyłam jedną z szuflad, czując, jak palce drżą mi z niepokoju. Znajdowała się tam stara, skórzana szkatułka, zamknięta na mały klucz. Odsunęłam ją na bok, gdy nagle moją uwagę przykuł delikatny błysk w jednym z zakamarków szuflady. Zajrzałam głębiej, a moje serce zamarło, gdy odkryłam ukryty mechanizm. Lekko nacisnęłam, a z cichym kliknięciem dno szuflady zaczęło się unosić, odsłaniając przejście do ukrytego schowka. Wewnątrz leżała niewielka koperta, tak stara, że papier zaczął się kruszyć pod moimi palcami. Na jej wierzchu widniało jedno słowo, napisane znajomym charakterem pisma: „Przepraszam". Zamrugałam zaskoczona, serce biło mi tak mocno, że czułam je w gardle. Powoli otworzyłam kopertę, a wewnątrz znalazłam krótki list. „Clary, jeśli to czytasz, to znaczy, że czas się wypełnił. Nie chciałam, abyś kiedykolwiek dowiedziała się o tym, co wisi nad twoją głową. Przeznaczenie, które próbowaliśmy powstrzymać, nadchodzi. My nie daliśmy rady, ale ty... musisz. Wiem, że to brzmi jak zagadka, ale uwierz mi, prawda jest znacznie gorsza, niż mogłabym ci powiedzieć. Zaufaj tylko sobie." Moje ręce zadrżały, gdy odkładałam list. Jakie przeznaczenie miała na myśli matka? Jak mogli próbować to powstrzymać? Tajemnica ta zaczynała mnie przytłaczać, a jej ciężar stawał się coraz bardziej namacalny, jakby ciemność kryjąca się w tym pokoju próbowała mnie pochłonąć. Rozejrzałam się po sypialni, która teraz wydawała się znacznie bardziej obca i złowroga niż kiedykolwiek wcześniej. To nie było już miejsce moich rodziców, ale kryjówka ich sekretów – sekretów, które najwyraźniej miały mnie zniszczyć, jeśli nie zdołam ich rozwiązać. Czułam, jak coś obserwuje mnie z ciemności, jakby pokój ożył pod wpływem mojej obecności. Każdy kąt, każdy cień zdawał się skrywać kolejną tajemnicę, kolejną część tej układanki. W tym momencie zrozumiałam, że nie mam wyboru. Musiałam dowiedzieć się, co kryje się za tym przeznaczeniem, jakie sekrety przeszłości moich rodziców miały na mnie taki wpływ. Bo teraz nie chodziło tylko o moje życie, chodziło o coś znacznie większego, coś, co czaiło się tuż za rogiem, gotowe uderzyć, gdy tylko odkryję prawdę. Z zamkniętymi oczami wzięłam głęboki oddech i ruszyłam dalej, przeszukując pokój, krok za krokiem. Tajemnice moich rodziców były moim kluczem do przetrwania, a ja musiałam je odkryć, nim będzie za późno. Po chwili ciszy i wszechogarniającego mroku, zaczęłam przeszukiwać każdy zakamarek sypialni. Pokój, choć niegdyś pełen wspomnień, teraz emanował ciężką aurą zapomnianych tragedii. Każdy mebel zdawał się nosić ślad tajemnic, które zostały zamknięte w przeszłości moich rodziców. Zegar na ścianie tykał miarowo, a każdy jego dźwięk przypominał mi, że czas, w którym mogę odkryć prawdę, nieubłaganie się kończył. Podeszłam do starej, masywnej szafy, która stała w rogu. Kiedyś matka trzymała w niej swoje najcenniejsze rzeczy. Otworzyłam drzwi, a z wnętrza buchnęło zimno. Na półkach leżały idealnie poskładane sukienki, a wśród nich kilka tych, które pamiętałam z dzieciństwa. Czułam, jak moje palce drżą, gdy przewracałam między nimi. Pod jedną z nich wyczułam coś twardego, stary, zapomniany dziennik. Wyjęłam go, a kurz wzbił się w powietrze, unosząc się jak cienie przeszłości, które nigdy nie zostały rozliczone. Na okładce nie było żadnego imienia, żadnych znaków. Otworzyłam go na losowej stronie, a moje serce zaczęło bić szybciej, gdy zobaczyłam ręczne zapiski matki, starannie pisane czarnym atramentem. „Wiedzieliśmy, że to nadejdzie. Z każdym dniem staje się coraz bliższe. Związek, który stworzyliśmy, by chronić Clary, wymyka się spod kontroli. Nigdy nie chciałam, by dowiedziała się prawdy o tym, kim jest, kim musi się stać. Ale teraz wiem, że nie możemy tego dłużej ukrywać. Przeznaczenie nas dopadnie." Zacisnęłam dłonie na krawędziach dziennika, próbując stłumić rosnące w mojej piersi przerażenie. Matka wiedziała, że coś nadchodzi. Coś, czego nie mogłam jeszcze zrozumieć. Coś, co tkwiło głęboko w mojej krwi, coś, czego od dawna próbowała przede mną ukryć. Odwróciłam kilka stron do przodu, czytając dalej.
„Luthias... to on przyniesie zgubę. Wiedziałam od samego początku, że jego obecność jest niebezpieczna, ale nie mieliśmy wyboru. Zawarliśmy pakt, aby ocalić Clary, by zatrzymać zło, które wisi nad naszą rodziną. Ale teraz wiem, że to nie było rozwiązanie, tylko przedłużenie nieuniknionego. Czas Clary nadchodzi, a my nie możemy jej już ochronić." Nagle poczułam, jak ogarnia mnie fala chłodu, a ciężar tajemnicy spadł na mnie z całej siły. Luthias... jego imię wydawało mi się znajome, ale teraz stało się czymś więcej. Co moi rodzice zrobili, aby mnie chronić? I kim właściwie był Luthias? Pokój zdawał się zaciskać na mnie, a powietrze stawało się coraz gęstsze, jakby samo miejsce reagowało na moje odkrycia. Gdziekolwiek spojrzałam, czułam, że każdy mebel, każdy cień skrywa więcej tajemnic, których nie byłam gotowa poznać. Zamknęłam dziennik, czując, jak drży mi serce, jakby nagle coś się we mnie przebudziło. Prawda była bliżej niż kiedykolwiek, ale z nią przyszło również coś znacznie groźniejszego – uczucie, że nie jestem tu sama. Jakby coś obserwowało każdy mój ruch, jakby sama ciemność ożyła i próbowała zagarnąć mnie w swoje sidła. Zerknęłam na łóżko, ogromne, królewskie, z ciężką narzutą, jakby samo czekało na ostatnią tajemnicę, której nie odkryłam. Z wahaniem podeszłam bliżej i delikatnie uniosłam materac. Pod spodem coś błysnęło. Był tam mały, złoty medalion, zdobiony skomplikowanymi wzorami, które zdawały się pulsować, gdy tylko go dotknęłam. Zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech. Każdy kawałek tej układanki prowadził mnie do czegoś, czego nie chciałam zrozumieć. Ale czułam, że nie mam wyboru, muszę iść dalej, muszę odkryć prawdę, niezależnie od tego, jak bardzo bolesna ona będzie. Medalion nagle zaczął drżeć w mojej dłoni, a powietrze w pokoju stało się cięższe. Z każdą chwilą coraz mocniej czułam obecność czegoś, co obserwowało mnie z cienia, czegoś, co wiedziało więcej o mojej przyszłości, niż kiedykolwiek chciałam przyznać. Musiałam stąd wyjść, zanim ciemność mnie pochłonie na dobre. Ścisnęłam medalion mocniej, czując, jak jego zimna powierzchnia wrzyna się w moją dłoń. Coś w jego delikatnym drżeniu zdawało się przywoływać echa przeszłości, której nie byłam gotowa poznać. Chłodne powietrze wypełniało pokój, a jego ciężar stawał się coraz bardziej przytłaczający. Każdy cień wydawał się żyć, przesuwać w kącie mojego wzroku, a jednak kiedy patrzyłam w tamtym kierunku, widziałam jedynie mroczne kształty. Moje serce zaczęło przyspieszać, a instynkt podpowiadał mi, że czas na dalsze odkrycia dobiegł końca, przynajmniej tutaj. Pora było się wynieść, zanim coś, co czaiło się w tym pokoju, znalazło sposób, by wyjść z cienia. Jednak mimo tego lęku, jakaś niewidzialna siła trzymała mnie w miejscu, jakby przeszłość wołała do mnie zbyt głośno, bym mogła tak po prostu odwrócić się i odejść. Mój wzrok padł na lustro stojące w rogu pokoju. Było duże, zdobione złotymi ramami, ale przez lata pokryło się cienką warstwą kurzu, odbijając tylko zamazane kontury rzeczywistości. Zrobiłam kilka kroków w jego kierunku, nie mogąc oprzeć się wewnętrznemu przeczuciu, że to, co szukam, kryje się właśnie tam. Kiedy stanęłam przed nim, przez chwilę widziałam tylko swoje odbicie, wyraźnie zmęczone, oczy pełne niepewności, zasklepionej pod warstwą determinacji. Ale gdy sięgnęłam, by przetrzeć powierzchnię, coś nagle zmieniło się w odbiciu. Zamiast mnie, zobaczyłam... ich. Moich rodziców. Stali obok siebie, jakby byli żywi, ale ich twarze były dziwnie niewyraźne, zlewały się w mroczną, nierzeczywistą mgłę. Ich spojrzenia były puste, jakby patrzyli przez lustro, a nie na mnie. Z moich ust wyrwał się cichy jęk, a medalion w dłoni rozgrzał się do czerwoności, zmuszając mnie, bym go upuściła. Obraz zniknął tak szybko, jak się pojawił, a lustro znów odbijało tylko mnie, samotną i zdezorientowaną. Wstrzymałam oddech, starając się uspokoić bijące serce. Czy to była prawda? Czy mogłam im zaufać, czy to tylko gra mojego umysłu, zdezorientowanego przez tajemnice i zmarłych? Mój instynkt przetrwania wziął górę. Wycofałam się, kierując się w stronę drzwi. Jednak zanim je otworzyłam, usłyszałam coś. Cichy szept, niemalże niezauważalny, płynący z głębi pokoju. Zamarłam w bezruchu.
– Clary... – głos wydawał się należeć do mojej matki. Był przerażająco spokojny, niemalże delikatny. Ale to jedno słowo wystarczyło, by moje ciało przeszył lodowaty dreszcz. Odwróciłam się, ale pokój był pusty, a jego mroczny ciężar zdawał się wciągać mnie w otchłań. Słyszałam tylko echo swojego oddechu, odbijające się od starych ścian. Byłam gotowa wyjść, zostawić ten pokój, te wspomnienia, te niewyjaśnione tajemnice, gdy nagle poczułam coś na karku. Delikatny dotyk, jak muśnięcie wiatru, ale jednocześnie coś zbyt rzeczywistego, bym mogła to zignorować. Serce zatrzymało się na ułamek sekundy, a ja w końcu nie wytrzymałam. Wybiegłam z pokoju, zamykając drzwi za sobą tak szybko, jak tylko mogłam. Zatrzymałam się dopiero na końcu korytarza, opierając się o zimną kamienną ścianę i próbując uspokoić oddech. Nie wiedziałam, co dokładnie odkryłam, ani jak to wpłynie na moją przyszłość, ale jedno było pewne – nie byłam już tą samą osobą, która weszła do tego pokoju. Tajemnice moich rodziców, medalion, przeszłość... wszystko to zaczynało zlewać się w jedną, nieprzeniknioną prawdę, której nie mogłam już dłużej ignorować. Ale co gorsza, wiedziałam, że to nie koniec. To był dopiero początek koszmaru, który miał nadejść. A ja, chcąc nie chcąc, musiałam się z nim zmierzyć. Stojąc oparta o kamienną ścianę, czułam, jak chłód przeszywa mnie na wskroś, mieszając się z uczuciem niepokoju, które narastało w mojej piersi. Byłam pewna, że coś zostało w tamtym pokoju, coś, co miało na mnie wpływ, coś, co z każdą chwilą stawało się coraz bardziej nieodparte. Odruchowo dotknęłam miejsca, gdzie przed chwilą ściskałam medalion. Skóra była zaczerwieniona, jakby poparzona, a mimo to czułam dziwną potrzebę powrotu do tego pokoju, choć każdy krok w jego stronę wydawał się krokiem ku zatraceniu. Nie mogłam jednak wrócić. To miejsce było przepełnione tajemnicami, które groziły, że mnie pochłoną, jeśli dam im szansę. Zrobiłam kilka głębokich wdechów, próbując opanować drżenie ciała, ale wtedy poczułam coś jeszcze. Wibracje, jakby same kamienie pod moimi stopami zaczęły ożywać. Podniosłam wzrok, a na końcu korytarza dostrzegłam coś, co wprawiło mnie w osłupienie. Drzwi sypialni moich rodziców, które przed chwilą zatrzasnęłam, teraz stały otworem. Nie miałam pojęcia, jak to się stało, ale wiedziałam jedno – coś chciało, abym wróciła. Albo... coś wydostało się z tego pokoju. Serce przyspieszyło jeszcze bardziej, kiedy na korytarzu zaczęły pojawiać się coraz dłuższe cienie. Czułam ich obecność, jakby zimne palce duchów przeszłości dotykały mojej skóry. Zrobiłam kilka kroków w kierunku schodów, starając się zignorować przerażenie, które ogarniało mnie z każdą chwilą. Ale wtedy, w półmroku korytarza, dostrzegłam coś jeszcze bardziej niepokojącego. Na ścianie, gdzie jeszcze przed chwilą nie było nic poza starymi kamieniami, pojawił się napis. Jego litery zdawały się drżeć, jakby były wyryte w kamieniu tylko na chwilę, i mogły zniknąć w każdej sekundzie. Słowa były proste, ale przesiąknięte grozą:
„Nie zdołasz uciec przed dziedzictwem krwi."
Zamarłam, próbując ogarnąć ich znaczenie. Moja krew... to wszystko sprowadzało się do niej. Do tej tajemnicy, którą rodzice skrywali przez całe moje życie. Medalion, szept w pokoju, wszystko to prowadziło do jednej, nieuchronnej prawdy.
Ale zanim zdążyłam zebrać myśli, z wnętrza zamku dobiegł głuchy odgłos, jakby coś ciężkiego uderzyło o kamienną podłogę. Odgłos powtórzył się, tym razem bliżej. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi. To coś... podążało za mną.
W moim umyśle rozbrzmiewały słowa ostrzeżenia, ale zamiast zareagować, zamiast uciec, moje ciało zamarło. Nogi jakby odmówiły mi posłuszeństwa. Cienie korytarza zdawały się zaciskać wokół mnie, a powietrze stawało się gęstsze, niemalże duszące.
I wtedy, w jednym, przerażającym momencie, ujrzałam postać. Stała na końcu korytarza, wysoka i niewyraźna, jej kontury rozmywały się w mroku, ale czułam jej wzrok na sobie. Przez chwilę wydawało mi się, że to znowu duch moich rodziców, ale gdy ta postać zrobiła krok naprzód, wszystko we mnie krzyczało, że to coś znacznie gorszego.
– Kim jesteś? – wychrypiałam, mimo że gardło miałam ściśnięte strachem.
Postać nie odpowiedziała. Zamiast tego, zrobiła kolejny krok, a wtedy uderzyła we mnie fala chłodu, tak intensywna, że niemalże zemdlałam. To nie był duch, nie w tradycyjnym sensie. To coś było... czymś z innego świata. Medalion w mojej kieszeni znów zaczął drżeć. Chciał mnie ostrzec, ale już było za późno. Postać ruszyła w moją stronę szybciej, a ja poczułam, jak jej lodowaty oddech otula mnie, jak ciemność wypełnia korytarz. Wszystko stało się nagle zamazane, a światło z okien zgasło, jakby pochłonęła je nienaturalna ciemność.
Byłam w pułapce.
Serce waliło mi w piersi, jakby chciało wyrwać się z klatki. Każdy krok tej postaci przybliżał mnie do czegoś nieuchronnego, czegoś, przed czym nie mogłam uciec, choć całe moje ciało krzyczało, by biec, by ratować się jak najszybciej. Ale nogi, jak zaklęte, tkwiły w miejscu. Wszystko wokół zniknęło – zamek, zimne kamienne ściany, a nawet korytarz, który przed chwilą był moją jedyną drogą ucieczki. Została tylko ona. Istota, której nie mogłam zrozumieć ani pojąć. Postać zbliżała się nieuchronnie, a ja czułam, jak cienie wokół niej ożywają, rozciągają się i wiją, jakby były częścią jej samej. Każdy jej krok wypełniał powietrze lodowatym chłodem, który przenikał przez moją skórę, paraliżując każdy mięsień. Medalion w mojej dłoni zdawał się płonąć, jego energia była niczym ostrzeżenie, ale było już za późno. Wiedziałam, że to coś, co na mnie czyha, było częścią tej samej tajemnicy, która wiązała mnie z moją przeszłością. Nagle w moich myślach rozbrzmiał szept, ale nie pochodził z zewnątrz. To coś przeniknęło do mojego umysłu, bezlitośnie zagłębiając się w moje myśli, jakby przeszukiwało każdy zakamarek mojego życia. Zrozumiałam, że to coś nie było tu przypadkowo. Ono przyszło po mnie. „Jesteś ostatnią..." – te słowa, ledwo słyszalne, były niczym dźwięk grzmotu w mojej głowie, odbijając się echem we wszystkich zakamarkach mojej świadomości. „Ostatnia z linii... I wiesz, co to oznacza." Nie wiedziałam. Nie chciałam wiedzieć. Ale im bliżej była postać, tym bardziej zdawało się, że prawda miała mnie wkrótce pochłonąć. Tajemnica mojej krwi, tej przeklętej więzi z przeszłością, stawała się niezaprzeczalna. Postać była teraz tak blisko, że mogłam dostrzec jej twarz – wykrzywioną, nienaturalną, jakby zniekształconą przez coś potężniejszego niż śmierć. Oczy miała puste, czarne, jak bezdenne otchłanie, w których kryły się wszystkie koszmary tego świata. Na jej ustach malował się uśmiech, zimny, obcy, nieludzki.
„Twoje dziedzictwo nie może umrzeć. Zostaniesz tu z nami... na zawsze."
Moje ciało zaczęło się trząść. Próbowałam krzyczeć, ale głos utknął mi w gardle. Zamiast tego usłyszałam własne serce bijące coraz szybciej. Zimne dłonie postaci niemal dotykały mojej skóry, gdy nagle... Zamek zatrząsł się. Kamienne ściany jęknęły, a z sufitu zaczęły odpadać kawałki muru. Istota zawahała się, jej ciało jakby rozmyło się na ułamek sekundy, zanim znów skierowała się ku mnie. Ale to wystarczyło, żeby coś się zmieniło. Medalion w mojej dłoni zaczął świecić – jasne, oślepiające światło, które rozprysło się na cały korytarz. Istota wydała z siebie przeraźliwy syk, jakby światło raniło jej ciemną esencję. Cofnęła się, a ja w końcu mogłam oddychać.
– Znikaj! – krzyknęłam, zaskoczona siłą, jaka pojawiła się w moim głosie. Światło medalionu wzmogło się, wypełniając przestrzeń wokół mnie. Istota zniknęła, rozmywając się w mroku, ale wiedziałam, że to nie koniec. Nie mogła zniknąć na zawsze, bo była częścią czegoś znacznie większego. Kiedy wszystko ucichło, zamek znów stał się tylko cichym, martwym miejscem. Stałam w półmroku, trzymając medalion, który nagle zgasł, jakby wyczerpał swoją energię. Wiedziałam, że to, co się wydarzyło, było tylko początkiem. Tajemnice, które kryły się za śmiercią moich rodziców, były znacznie mroczniejsze, niż sobie wyobrażałam. Nie miałam pojęcia, co dalej, ale jedno było pewne – byłam teraz sama. I cokolwiek przyszło po mnie, musiałam stawić temu czoła. Zatrzymując się w półmroku, próbowałam uspokoić oddech, ale serce wciąż biło mi tak mocno, że wydawało się, jakby miało wyskoczyć z piersi. Kamienne ściany, które przed chwilą drżały pod wpływem tajemniczego wstrząsu, teraz były na nowo pogrążone w ciszy. Mrok korytarza był teraz jeszcze głębszy, jakby absorbował wszelkie ślady światła, które pozostały. Odrzucając wrażenie zimnego strachu, zaczęłam badać okolice. Moje dłonie, teraz trochę bardziej pewne, przesuwały się po powierzchni brudnych ścian, szukając jakiegokolwiek śladu, który mógłby naprowadzić mnie na prawdę o moich rodzicach i ich sekretach. W jednym z kącików natknęłam się na stary, zakurzony regał z książkami, z których wiele było teraz zmumifikowanych przez czas. Wyciągnęłam jedną z nich, jej okładka była pokryta grubej warstwy kurzu. Otworzyłam ją ostrożnie, a z jej wnętrza wypadł mały, zapieczętowany list. Moje ręce zadrżały, gdy wzięłam go w dłonie, otwierając go w nadziei na jakąś wskazówkę. List był napisany eleganckim, kaligraficznym pismem, ale jego treść była niepokojąca. Słowa były pełne enigmatycznych fraz, jakby nadawca starał się zaszyć prawdę w kody i niedopowiedzenia. „Ostatnia linia nie powinna znać prawdy" – te słowa były wypisane na samym końcu, a reszta była pełna enigmatycznych odniesień do miejsc i dat, które wydawały się być związane z rodzinną tajemnicą. Serce znów zaczęło bić szybciej, gdy zrozumiałam, że muszę poszukać dalej. Wyjęłam list z jego woskowej pieczęci i przeszukałam pokój w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby wyjaśnić jego znaczenie. W pobliżu biurka zauważyłam małą, ukrytą szufladę. Otworzyłam ją, i zobaczyłam coś, co wyglądało jak dziennik, z okładką wykonaną z ciemnego skóry. Dziennik był zniszczony, ale strony wciąż były czytelne. Zaczęłam przeglądać zapiski, a w miarę jak przewracałam kartki, czułam narastające uczucie niepokoju. Zapisane były tam krótkie notatki, które przypominały fragmenty wspomnień, ale także dziwne symbole i rysunki, które nie miały sensu bez kontekstu. W jednym z wpisów dostrzegłam coś, co wstrząsnęło mną do głębi: „W nocy księżyca, w miejscu, gdzie gwiazdy milczą, sekret będzie ujawniony." To zdanie wydawało się jakby odnosiło się do konkretnego czasu i miejsca, ale jego znaczenie było wciąż niejasne. Nagle poczułam, jak coś się zmienia. Zimne powietrze w pokoju stało się gęstsze, a ja poczułam dotyk zimna na swojej skórze. Odwróciłam się, a w drzwiach, które prowadziły do sypialni, dostrzegłam cieniutką smugę światła, która wydawała się wędrować powoli, jakby sama była świadoma tajemnic, które ukrywały się w tym miejscu. Postanowiłam podążyć za tym światłem, które zdawało się prowadzić mnie do czegoś, co mogło mieć kluczowe znaczenie. Każdy krok był jak echo w tej cichej przestrzeni, a każdy szmer odzwierciedlał się w mojej głowie jak dźwięk z przeszłości. Światło, choć ledwo widoczne, prowadziło mnie w głąb zamku, gdzie ciemność zdawała się być jeszcze bardziej przytłaczająca. Dotarłam do tajemniczego pomieszczenia, które nigdy wcześniej nie zwróciło mojej uwagi. Drzwi były zamknięte, ale zamek wyglądał na stary, jakby czekał na kogoś, kto odważy się wejść. Klucz, który znalazłam wcześniej, pasował idealnie. Gdy otworzyłam drzwi, od razu poczułam, że przekraczam próg czegoś niezwykłego, jakby wchodząc w miejsce, które było zapomniane przez wieki. Wewnątrz pomieszczenia znajdowała się wielka, zniszczona szafa, pokryta warstwą kurzu i pajęczyn. Po jej otwarciu odkryłam tajemniczą, zakurzoną skrzynię. Z trudem ją otworzyłam, a jej wnętrze wypełnione było starymi, zżółkniętymi kartkami i dziwnymi, zniszczonymi przedmiotami. Wśród nich znalazłam coś, co wyglądało jak starożytny dziennik, a jego strony były pełne nieczytelnych rysunków i zapisków, które mogły być kluczem do rozwiązania tajemnic moich rodziców. Nagle zrozumiałam, że te znaleziska były tylko częścią większej układanki. Każdy krok, każda odkryta wskazówka prowadziła mnie do czegoś, co mogło zmienić całe moje zrozumienie przeszłości i przeznaczenia. Każda odpowiedź rodziła nowe pytania, a każdy krok w mroku zbliżał mnie do prawdy, która mogła być znacznie bardziej przerażająca, niż kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. W pomieszczeniu panowała cisza, tak głęboka, że wydawała się niemal fizyczna. Gdy wyciągnęłam starożytny dziennik z wnętrza skrzyni, poczułam, jak niepokój wypełnia całe moje ciało. Karty były już niemal na wpół spróchniałe, ale niektóre fragmenty były jeszcze czytelne. Zaczęłam przeszukiwać strony, próbując odnaleźć cokolwiek, co mogłoby rzucić światło na mroczne sekrety moich rodziców. Zatrzymałam się na jednej z kart, która była pokryta dziwnymi symbolami. Używając latarki, przyjrzałam się im dokładniej, zauważając, że przypominały one znane mi wcześniej znaki. Te same symbole, które widziałam w dzienniku na biurku, teraz wyglądały na bardziej złożone i bardziej tajemnicze. W kącie strony dostrzegłam notatkę napisaną krwawoczerwonym atramentem: „Noc, kiedy księżyc wkrótce zniknie za horyzontem, ukryte drzwi się otworzą. Prawda leży w sercu kamienia." Z zimnym dreszczem na plecach zdawałam sobie sprawę, że te słowa wskazują na konkretną datę i miejsce, coś, co musiało się wydarzyć w przyszłości, ale które miało związek z miejscem, które obecnie odkrywałam. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam przeszukiwać resztę dziennika, próbując znaleźć więcej informacji. W miarę jak przewracałam strony, natrafiłam na coś, co wyglądało jak mapa zamku. Wskazywała na ukrytą komnatę, której istnienia nie znałam. Mapa była zaznaczona różnymi znakami, ale jeden z nich, który wyglądał jak krzyż, był najbardziej wyróżniający się. Zaznaczone było również miejsce, w którym znajdowało się „serce kamienia". Postanowiłam podążyć za wskazówkami. Wróciłam do głównej części sypialni, gdzie zaczęłam przeszukiwać ściany, próbując znaleźć jakiekolwiek oznaki ukrytych drzwi. W każdym zakamarku, za każdą zasłoną, za każdym zakurzonym kawałkiem mebla, szukałam jakiegokolwiek śladu. W końcu, za wielkim, starym lustrem, odkryłam coś, co mogło być kluczem do odkrycia tajemnicy. W dolnej części ściany znajdowało się małe, ledwo widoczne wcięcie. Moje serce zabiło szybciej, gdy dostrzegłam, że wcięcie to odpowiadało jednemu z symboli na mapie. Włożyłam palce w szczelinę i, ku mojemu zaskoczeniu, udało mi się przesunąć kawałek ściany. Po chwili odsunęła się, ukazując wąski, kręty korytarz, który prowadził w dół. Zadbałam o to, by nie robić zbyt wiele hałasu, wchodząc do korytarza, a zimne, wilgotne powietrze otaczało mnie niemal natychmiast. Korytarz był ciasny i kręty, a ściany wydawały się żywe, jakby były częścią samego serca zamku. Każdy krok wydobywał echa w ciemności, a w miarę jak schodziłam niżej, czułam, że coś wielkiego, coś mrocznego zbliża się do mnie. W końcu dotarłam do niewielkiej, kamiennej komnaty, w której na środku znajdowała się starożytna, rzeźbiona trumna. Przede mną, na ścianie, wisiał stary portret moich rodziców, uśmiechających się z obrazu, ale ich oczy były zasłonięte cieniem tajemnicy. Obok trumny znajdował się niewielki ołtarz, a na nim leżał stary, kamienny klucz, który zdawał się być jakimś rodzajem zabezpieczenia. Podchodząc do trumny, zauważyłam, że była ona delikatnie uchylona. W środku znajdował się stary, pergaminowy dokument, który wyglądał na jeszcze bardziej zniszczony niż wszystko inne. Wyciągnęłam go ostrożnie, a w miarę jak rozwijałam dokument, zobaczyłam zapisane w nim słowa: „Ostatni klucz do prawdy leży w rękach tego, kto dzierży krew i serce prawdziwego dziedzictwa. W chwili, gdy kamień z serca zostanie odnaleziony, wszystkie tajemnice zostaną odkryte." Wiedziałam, że teraz mam przed sobą wybór: mogę próbować odkryć więcej, ryzykując, że mogę pogłębić mrok, który już mnie otaczał, albo spróbować wrócić, zanim stąd nie wyjdę. Każdy krok w tej tajemniczej podróży zdawał się prowadzić mnie do odkrycia prawdy, ale również do nieznanych niebezpieczeństw, które mogły zmienić wszystko, co znałam. Serce wciąż biło mi mocno, ale czułam też, że odkrywanie prawdy o moich rodzicach i ich dziedzictwie było kluczowe dla mojego przetrwania. Tajemnice były głębsze niż kiedykolwiek przypuszczałam, a każda odpowiedź przynosiła nowe pytania. Cokolwiek się wydarzy, wiedziałam, że muszę stawić temu czoła. Stojąc w kamiennej komnacie, czułam, jak powietrze wokół mnie gęstnieje. Mrok był prawie namacalny, jakby był żywą istotą, wpełzającą w każdą szczelinę i zagnieżdżającą się w najciemniejszych zakamarkach mojej duszy. Ostatnie słowa zapisane na pergaminie brzmiały echem w mojej głowie, jak nieprzerwana melodia, która nie chciała ustąpić. Każda litera zdawała się być częścią większej układanki, której sens wciąż mi umykał. W miarę jak trzymałam dokument w rękach, spojrzałam na kamienny klucz leżący na ołtarzu. Jego zimna powierzchnia odbijała blade światło latarki, tworząc dziwne, migoczące refleksy. Klucz wyglądał na starożytny, a jego rzeźbienia były skomplikowane, jakby skrywały więcej niż tylko mechaniczne przeznaczenie. Było coś przerażającego w tym, że taki artefakt znajdował się w komnacie moich rodziców, a jego obecność wydawała się świadczyć o wielkim sekrecie, który czekał na odkrycie. Przyglądając się trumnie, zauważyłam, że jej wnętrze było wysadzone delikatnym, złotym pyłem. Kiedy przesunęłam palce po jego powierzchni, poczułam, jak coś przechodzi przez moje ręce, jakby złota energia była ciepła i chłodna jednocześnie. Klucz i dokument były zbyt blisko, by je ignorować, ale czułam, że jestem na krawędzi czegoś większego, czegoś, co mogło być niebezpieczne. Pochyliłam się, by dokładniej przyjrzeć się dokumentowi. Używając latarki, starałam się odczytać ostatnie, niemal nieczytelne fragmenty tekstu. Wydawały się one być ostrzeżeniem lub wskazówką, ale były zamglone i trudne do odczytania. Było coś niepokojącego w tym, jak ostatnie słowa nagle się kończyły, jakby dokument został przerwany w najważniejszym momencie. Nagle usłyszałam cichy dźwięk, jakby ktoś stąpał po korytarzu za mną. Serce zamarło mi w piersi, a chłód przeszył mnie na wskroś. Zaczęłam słuchać uważnie, próbując ustalić źródło hałasu, ale wszystko wokół było tak samo ciche, jak przed chwilą. Zawahałam się, zerkając w kierunku, z którego dochodził dźwięk, ale niczego nie zobaczyłam. Postanowiłam nie czekać dłużej. Wzięłam klucz i dokument, chowając je do plecaka. Wiedziałam, że nie mogę tu zostać zbyt długo. Czułam, że każda sekunda spędzona w tej komnacie mogła przynieść nowe niebezpieczeństwa. Kiedy zaczęłam wracać, zamek znów wydawał się budzić do życia, powietrze stało się gęste, a cisza jeszcze bardziej przytłaczająca.
Moje kroki były coraz szybsze, gdy dotarłam z powrotem do głównego korytarza. Nagle, z ciemności wyłoniła się nieznana postać – wysoka, zakapturzona, jej twarz była ukryta w mroku. Serce zabiło mi szybciej, a adrenalinę poczułam jak piekący ból. Spojrzałam na nią, a z ust wyszło mi jedno słowo, które nie miało zdradzić mojej paniki, ale przyciągnęło uwagę tajemniczej figury:
– Kim jesteś?
Postać nie odpowiedziała. Zamiast tego ruszyła w moją stronę, a korytarz znów pogrążył się w mroku. Nie mogłam cofnąć się, nie mogłam uciekać – droga powrotna została mi odcięta przez nieznane zagrożenie. W tej chwili, wszystko, co mogłam zrobić, to stawić czoła temu, co miało nadejść. I wtedy, gdy już prawie dotarła do mnie, coś niezwykłego wydarzyło się z zamkiem. Ściany zaczęły drżeć, a posadzka zadrżała, jakby coś potężnego budziło się z głębin. Zaniemówiłam, wpatrując się w postać, której zarys był teraz coraz bardziej wyraźny – jakby sama ciemność stawała się widoczna. W tej chwili wszystko się zatrzymało, a tajemnice, które odkryłam, zaczęły nabierać realności. Czekałam w napięciu na to, co miało się wydarzyć – w tej chwili nie było już odwrotu. Tajemnice moich rodziców, nieznane niebezpieczeństwa i niepokojąca obecność były teraz jednością, a wszystko, co mogłam zrobić, to stawić im czoła, gdy mrok zamku otaczał mnie coraz bardziej.

Pani KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz