02.

62 10 0
                                    

I był tam, na lotnisku, czekając na wejście na pokład samolotu. Pedri postanowił spędzić te 10 dni na Wyspach Kanaryjskich. Już w dniu meczu kupił bilety lotnicze, by wylecieć następnego dnia i wrócić dzień przed końcem wakacji. 

Podróż z Barcelony na Wyspy Kanaryjskie nie była zbyt długa, więc postanowił nie spać, prawdopodobnie gdyby to zrobił, skończyłby chrapiąc i opierając się na ramieniu osoby obok niego , a pozostanie bez godności nie wchodziło w grę.

Kiedy dotarł na miejsce, jego brat Fer już na niego czekał - Pedriñooo, zrobiłeś się brzydszy, eh - powiedział, przytulając go.
-Co ty mówisz? Brzydki jest inny - Pedri odwzajemnił uścisk.
- Chodź, mama ma dla ciebie niespodziankę.
Wiedział już, co to za niespodzianka, ale i tak był nią podekscytowany. 

Byli już w drodze do domu, gdy Fernando przerwał ciszę - Jak się masz? - Pedri wiedział, o co mu chodzi, choć nie chciał o tym rozmawiać, nie mógł tego przed nim ukryć, w końcu był jego bratem.

 - Prawda jest taka, że nie czuję się dobrze, boli mnie - starszy kanarek wiedział, że nie mówi o kontuzji.

 - Chodź, może te wakacje pomogą, trochę plaży i piasku potrafi zdziałać magię - uśmiechnął się.
W końcu dotarli do domu, matka wybiegła i objęła go ramionami - Pedro, jak się masz? Tak bardzo za tobą tęskniliśmy.

-  Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię kocham, co u ciebie? - oderwał się od matki z uśmiechem

 - Nic zostawiłeś nas bardzo zmartwionych, ale nic nam nie jest. Wejdź teraz, mam dla ciebie niespodziankę - i rzeczywiście tak było, krokiety, ale nie byle jakie krokiety, krokiety jego matki. 

- Dziękuję mamo - znów kanarek rzucił się w ramiona matki.

Podczas kolacji rozmawiali o restauracji jego rodziców, meczach, kontuzji Pedriego i kilku innych rzeczach. Pedro nie chciał mówić zbyt wiele, pojechał tam z zamiarem nie dowiedzenia się niczego o piłce nożnej przez kilka dni, ale jego rodzice zadawali wiele pytań, a to sprawiło, że pomyślał o Gavim, tym dziwnym chłopaku, może trochę go lubił, ale to nie zabrało faktu, że bał się, że jego miejsce w drużynie zostanie zajęte przez niego.

A kontuzja zrujnowała wszystko, miał dobry sezon, strzelał gole, asystował, starał się tak bardzo, że w końcu dawał z siebie więcej, niż sądzono, że jest w stanie, uciszał ludzkie usta, dopóki to mu się nie przytrafiło. Dlaczego? Dlaczego wydawało się, że wszechświat go nienawidzi? Pomimo tych wszystkich myśli, które go dręczyły, był w stanie spać spokojnie, dobrze było być w domu z rodziną.

................. 

Następnego dnia miałem umówione spotkanie z Ferem i kilkoma przyjaciółmi stamtąd, tak, miał
chorą nogę, ale to nie znaczyło, że nie zamierzał wyjść i trochę poimprezować. 

- Chodź, zobacz co wiatr nam przyniósł - Diego, jeden z jego znajomych z liceum podszedł się z nim przywitać - Jak się masz?

 - Dobrze, dobrze, a ty? Jak się masz? - Ucieszył się na jego widok, odkąd dołączył do drużyny nie odwiedzał zbyt często rodzinnych stron, więc i przyjaciół nie widywał. 

 - Widzisz, wszystko jest w porządku

 - Cieszę się - głos za jego przyjacielem sprawił, że przeniósł wzrok na dziewczynę, z której obecności do tej pory nie zdawał sobie sprawy, chłopak zdawał się to zauważać.

 - Racja, to jest Isobel, moja kuzynka.

 - Miło mi cię poznać - uścisnął dłoń kanarka, który od razu się z nim przywitał. 

 - Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się do niej

Resztę dnia spędzili na plaży, śmiejąc się, żartując, opowiadając anegdoty i rozmawiając o swoim życiu. Pedri rozmawiał z Isobel, która okazała się dziewczyną, która właśnie skończyła szkołę średnią i czekała na odpowiedzi z uniwersytetów, na które aplikowała na studia gastronomiczne, ale była tak nieśmiała, że wolała kontynuować rozmowę ze swoimi przyjaciółmi.

I tak mijały dni Pedriego. To był jego ostatni pełny dzień tam, oglądał mecz Barçy z Atlético Madryt, myślał o zakupie biletu powrotnego przed tym dniem, aby osobiście obejrzeć mecz, ale widok Gaviego grającego na jego pozycji nie był do zniesienia, ale tam patrzył, jak biega po całym boisku, wykonując podania, które nie chybiły.

Przez cały czas myślał o piłce nożnej, wiele razy musiał sobie powtarzać, że jest tam, aby oderwać myśli od wszystkiego, co z nią związane, ale jego umysł i stopy go zdradziły.Czasami, gdy wychodził z przyjaciółmi, nie mógł uniknąć gry lub oglądania innych meczów ligowych.

Ale mimo wszystko cieszył się dniami spędzonymi tam z rodziną i przyjaciółmi, dzieląc się anegdotami i tworząc nowe wspomnienia.Mecz zakończył się wynikiem 2:0 na korzyść Barçy. Spojrzał na Gaviego, który miał szeroki uśmiech na twarzy i błyszczące oczy.Może powinien dać mu szansę, w końcu Gavi nie był niczemu winien, był tylko dzieciakiem spełniającym swoje marzenie.

Hungry for LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz