10.

29 5 0
                                    

Nareszcie.

W końcu Pedri powróci do treningów i meczów.

I nie mógł być szczęśliwszy, oczywiście chodził na "treningi" i na sesje z fizjoterapeutą, ale to nie było to samo, czasem zostawał, żeby popatrzeć, i dobrze, także dlatego, że musiał czekać na Gaviego.

Pablo nie był jeszcze na tyle dorosły, by mieć prawo jazdy i był pewien, że gdy już je będzie miał, to i tak wykorzysta je jako kierowca, biedny Pedro, może tylko po to Sevillian go chciał. Choć starszemu chłopakowi wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, bardzo zabawny był widok śpiewającego Gaviego czy miny, jakie robił za każdym razem, gdy zbliżali się kibice.
W rzeczywistości pewnego zwykłego dnia, kiedy szli na kolację, fani ich odkryli, Gavi tak się przestraszył, że Pedri umierał ze śmiechu.

Ale nie tylko Pedri był szczęśliwy, Gavi również, wiedział, że kanarek był tym, czego pragnął najbardziej, powrotu do świata futbolu. Były też dni, kiedy Pedri był nie do zniesienia, zawsze krzyczał o dniach, które pozostały mu do powrotu, lub narzekał na fizjoterapeutę, mówiąc, że zmusza go do robienia głupich rzeczy, zawsze powtarzając to samo po każdej sesji treningowej, Gavi nie mógł go już znieść.

- Idziemy! - Pedri uderzył drugiego w głowę.

- Ale zobacz, która godzina - pokazał mu telefon - to już za godzinę, dzieciaku.

- Nie obchodzi mnie to - chwycił go za rękę próbując podnieść - Idziemy! - Gavi pociągnął go  wciągając na siebie, kanarek skorzystał z okazji i zaczął go łaskotać.

-Odczep się! - najmłodszy nie mógł nawet mówić z powodu śmiechu - Spadaj! - Jednym szybkim ruchem Gavi przesunął Pedriego i zamienili się miejscami, teraz to on był na starszym. Teraz Pedro był w szponach Pablo.

- Przestań, bo się posikam - powiedział ze śmiechem.

- Jakie to obrzydliwe! - przesunął się, by puścić starszego

- Udało się, co?

- Głuptas

Byli już w drodze do Ciutat Esportiva, gdy Gavi przerwał ciszę - Hej

- Co tam  - powiedział, nie odrywając wzroku od drogi.

- Jak się masz - po ostatniej nocy nie poruszali już tego tematu, Gavi był ciekaw, ale nie chciał pytać dlaczego, poza tym Pedri wyglądał lepiej.

- Wszystko w porządku - kanarek wiedział o co mu chodzi, tym razem mówił prawdę. Obecność brata i Gaviego bardzo mu pomogła, no i cóż, fizjoterapeuta powiedział, że z kontuzją radzi sobie bardzo dobrze.

- Naprawdę?

- Przysięgam na następnego kota, którego będziemy mieli.

- Będziemy mieć?

- Mieszkasz więcej w moim domu niż w swoim.

- Tak, mogę wrócić do mojego smutnego, samotnego domu, jeśli chcesz - Gavi zrobił żałosną minę.

- Dramatyzujesz - zamilkł - Nie... Lubię być z tobą.

- Ja też - zdecydował z uśmiechem co zostało odwzajemnione.

- Cóż, dość tych tandetnych rzeczy i przejdźmy do zmiany.

- Co, denerwuję cię? Kochanie? - Gavi uniosła na niego brwi.

- Może trochę - Pedri bawił się dalej.

- Pocałuj, pocałuj - młodszy zbliżył policzek do ust drugiego, wskazując na nie palcem, Pedro mógł się tylko roześmiać i odepchnąć jego twarz dłonią.

Trening nie był łatwy dla Pedriego. Tyle dni bez aktywności fizycznej zrobiło swoje. Nie radził sobie tak jak inni, oddychanie po ćwiczeniach było utrudnione, a zmęczenie szybko dawało o sobie znać.
Czuł też, że stracił umiejętność gry z piłką, dlaczego? Dlaczego on? Czuł się sfrustrowany.

Gavi zauważył, że w mini meczu, który rozegrali, nie wydawał się być w nastroju i był bardzo niegrzeczny, to nie był jego sposób gry, Pedri zawsze był bardzo spokojny.

Pod koniec treningu kanarek jako pierwszy udał się do szatni, Pablo pobiegł za nim - Pedro? - Siedział z łokciami na kolanach i dłońmi na głowie, Gavi klęczał przed nim splatając dłonie - Wiem jak się czujesz i jest okej, nikt nie może cię oceniać, ale nie możesz tak dalej, musisz wyjść ze swojej jaskini - Pedri nie potrafił spojrzeć mu w oczy, czuł, że jest ciężarem dla najmłodszego - Wiem, że się postarasz i że z tego wyjdziesz, bo jesteś do tego zdolny, jeśli chcesz możemy przychodzić i trenować codziennie, nawet w dni kiedy jest odpoczynek?

Pedro przyciągnął Gaviego do siebie, by go przytulić - Dziękuję, wiele ci już zawdzięczam.

- Nie martw się, przyjaciele są po coś - kanarek położył dłonie na głowie drugiego i złożył pocałunek na jego czole, czym sobie zasłużył na Pablo?

Od tego dnia Pedro złożył obietnicę.

Opiekować się Pablo za wszelką cenę, nieważne co i kto.

Musiał być przy nim, tak jak Gavi był przy nim.

                                            ..........
Powiedziane i zrobione.

Trenowali codziennie, bez przerwy. Gavi był obibokiem, czasem tylko szedł zobaczyć jak kanarek cierpi ze zmęczenia, ale Pedriemu wystarczało towarzystwo drugiego.

I wyglądało na to, że bardzo mu to pomogło, zrobił postępy, do tego stopnia, że pojawił się na liście powołanych na następny mecz.

Pedri nie mógł być szczęśliwszy, jego radość była wyczuwalna na kilometry, teraz Gavi lubił go bardziej.

Mecz nie układał się zbyt dobrze, było to spotkanie towarzyskie przeciwko Realowi Madryt, ale mimo to członkowie każdej z drużyn złościli się o każdy drobiazg.

Przez cały mecz kanarek mógł myśleć tylko o jednym: Gavi był w poważnych tarapatach.
Albo uwielbiał się bić, albo miał problemy z gniewem. Jedna z dwóch rzeczy.

Wdawał się w każdą bójkę, jaka wybuchała, zawsze broniąc własnej drużyny, nawet jeśli ta urwała mu głowę. I to właśnie podobało się Pedriemu, jego waleczność, był chłopcem, którego nikt nie zastraszył, ta cecha zawsze była podkreślana u Gaviego.
Ale mimo tego, że bardzo go lubił nie zamierzał pozwolić mu na walkę z kimkolwiek, kto wyglądał brzydko, więc co jakiś czas odsuwał go od walk i mówił mu "Gavi uspokój się, nie zniżaj się do jego poziomu", ale nic z tego, był tylko nastolatkiem, który dał się ponieść emocjom....

Mecz zakończył się wynikiem 1-0 na korzyść Barçy.

Hungry for LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz