09.

33 6 2
                                    

Gavi nie mógł tego dłużej znieść.

Nerwy, strach, stres i niepokój zjadały go żywcem. Do tego stopnia, że trzęsły mu się nogi i czuł, że nie jest już w stanie stać o własnych siłach.

Nikt zdawał się tego nie zauważać, każdy był w swoim własnym świecie, prawdopodobnie tak samo zdenerwowany jak on, ale to go nie uspokajało.

To był dzień meczu, na jego szczęście lub nieszczęście, na Camp Nou, dobrze, bo nie musiał podróżować i wracać tego samego dnia, źle, bo mogli przegrać u siebie i zostać wyeliminowani z Ligi Europy, to byłoby upokorzenie.

Potem był Pedri, Pedri, który nic mu nie powiedział po ostatniej nocy. Widział go płaczącego, skulonego w rogu łóżka. Widząc go w takim stanie, wcale mu się to nie podobało, było mu go żal.
I nie mogł zrozumieć, jak w tak krótkim czasie postrzegał Pedriego jako ważną osobę w swoim życiu? On po prostu nie rozumiał.

Rano odwiózł go do domu, spał normalnie, jakby nic się nie stało, a kanarek nie wiedział, że Gavi go widział, ale młodszy myślał, że tak.

Byli już na boisku, czekając na zakończenie hymnu Barçy. Pablo rozejrzał się po trybunach w poszukiwaniu Pedriego, ale nie mógł go znaleźć, zaczynał się martwić, kanarek, gdy nie był powołany, zawsze szedł do szatni, by ich pocieszyć, ale tym razem się nie pojawił, nawet nie wysłał mu wiadomości ani nic. Co było z nim nie tak?

Minuta 4 - rzut karny dla Frankfurtu, który Kostić wykorzystuje.

To była dopiero 4 minuta meczu i nie szło im dobrze, mieli dobre okazje, ale po prostu nie mogli umieścić piłki w bramce.

Minuta 36 - kolejny gol.

Złość w Gavim rosła, nie mogli na to pozwolić.

Koniec pierwszej połowy.

Znów Sevillczyk szukał Pedriego, ale nic z tego. Przez chwilę wydawało mu się, że go widzi, ale to był tylko jego brat, więc podszedł do niego - Cześć Fer, a gdzie Pedro? - Musiał prawie krzyczeć, żeby go usłyszano, zbliżanie się do trybun nie było dobrym pomysłem, ludzie go filmowali i prosili o zdjęcia.

- Nie przyszedł - Fer spojrzał na niego z politowaniem.

-Co?

- Nie wiem co mu jest, nie wyszedł z pokoju.

- Przepraszam, nie słyszę cię

- Gavi - Xavi zawołał go, żeby przyszedł do szatni.

- Do zobaczenia później - pożegnał się z Ferem.

Motywacyjna przemowa Xaviego niewiele pomogła, brzmiała bardziej jak besztanie niż cokolwiek innego.

Przed powrotem na boisko Pablo podniósł telefon i zadzwonił do Pedriego. Nic, tylko poczta głosowa.

Minuta 67, kolejny gol, czy to upokorzenie nigdy się nie skończy?

Czasu było mało, nie zdołali strzelić 4 bramek, by awansować do kolejnej rundy. Ale ku zaskoczeniu Gaviego po 90 minutach plus 1, Busquets strzelił gola. Promyk nadziei zagościł w jego piersi, a jeszcze bardziej, gdy rzut karny na korzyść Barçy od Memphisa zdołał znaleźć drogę do bramki przeciwnika. Ale to było krótkotrwałe, czas się skończył, nie było więcej minut, nie było więcej szans, odpadli.

Byli tak blisko... ale tak daleko.

Rozczarowanie i smutek natychmiast pojawiły się w jego ciele, czuł się okropnie, widząc rozczarowane miny kolegów z drużyny, a jeszcze bardziej bolało go to, że Pedro prawdopodobnie był w domu i oglądał ten mecz w poczuciu winy.

Hungry for LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz