01.

90 10 1
                                    

 Leżał na ziemi. Poczuł okropny ból w udzie. Próbował wstać, ale nie mógł. Jego lewa noga nie reagowała.

Słyszał tylko pytania swoich towarzyszy: "Wszystko w porządku?", ale w jego głowie była tylko jedna rzecz, a raczej jedna osoba.

Ten chłopak, ten chłopak, który groził odebraniem mu miejsca w drużynie, a teraz nie miał już żadnych wątpliwości.

Został wyciągnięty, gdy patrzył, jak Gavi wchodzi na boisko.

Trzeba przyznać, że grał bardzo dobrze, na treningach dawał z siebie wszystko, bardzo się starał, Pedri to widział, Sewilczyk był bardzo oddany piłce i nie dziwił się, że w młodym wieku był już w pierwszej drużynie. Choć nie miał zbyt wielu okazji do gry w meczu, za każdym razem dawał z siebie wszystko, zawsze dawał wiele do myślenia.

Wszyscy zdawali się lubić "małego Gaviego". Był najmłodszy z całej drużyny, więc zawsze uważali za obowiązek go chronić. Pedri w pewnym sensie czuł się zazdrosny, ponieważ to on, "mały Pedri", musiał być chroniony, ponieważ był najmłodszy. Aż pewnego dnia Gavi przybył, aby zająć jego miejsce, czasami nawet czuł się wykluczony, ale najwyraźniej tak nie było, tylko zaślepiona zazdrość.

Nie zrozum mnie źle, Pedri nie nienawidził Pablo, w rzeczywistości dobrze się dogadywali, Gavi zrobił wszystko, co mógł, aby kanarek go polubił i musiał przekonać samego siebie, że najmłodszy nie jest jego rywalem, ani złym człowiekiem. Wręcz przeciwnie, kiedy obaj grali, wydawało się, że wszechświat jest na korzyść Barcy, więc czego bał się Pedri?

- Co jest ze mną nie tak? - stał w ambulatorium zdenerwowany, oczekując odpowiedzi.

- Naciągnięcie mięśnia w udzie - odezwał się lekarz, który widząc zdezorientowaną minę Pedriego odezwał się ponownie - Masz kontuzję, ok, to nic poważnego, musisz tylko odpocząć.

- O ilu dniach mówimy?

- 40 do 50 dni

- CO?! - nie, to nie może być tak, te dni były przeznaczone na ważne mecze i zamiast tego byłyby ważniejsze - Nie, to nie może być możliwe, musi być inny, szybszy powrót do zdrowia.

- Przykro mi, ale nie, odpoczynek i kilka sesji z fizjoterapeutą to najszybsze rozwiązanie.

- Niech mnie szlag. - został przerwany przez Xaviego

- Język Pedri - wskazał na niego palcem - I co?

- Nie będzie w stanie grać, potrzebuje 50 dni odpoczynku i fizjoterapii.

- A co z jego kondycją fizyczną?

- Będzie mógł kontynuować niektóre czynności, ale lepiej go nie zmuszać, może za 10 dni będzie mógł zacząć, ale na ten moment ma tylko odpoczywać.

- Dobra, dzięki - zwrócił się do Pedriego - No chłopcze, słyszałeś go, masz 10 dni urlopu, ale nie rób już nic, co mogłoby zaszkodzić twojej nodze.

- Ależ proszę pana, ja go nie potrzebuję, mogę zacząć od jutra i zobaczy pan, że to nie będzie 50 dni... proszę. - Nie podobał mu się fakt nie grania przez kilka dni, a tym bardziej teraz, gdy miał świetny sezon.

- Nie Pedri, rozumiem twoją frustrację związaną z drużyną i meczami, uwierz mi, ale nie możemy ryzykować.

I Pedri się poddał, nie dało się zmienić zdania Xaviego i choć bolało go to przyznać, potrzebował wakacji, ostatnio nie czuł się dobrze, był bardzo rozkojarzony, niemal zagubiony i tęsknił za rodziną.

Może podróż na Wyspy Kanaryjskie mogłaby go magicznie uzdrowić.

Był w drodze pod prysznic, kiedy ktoś złapał go za ramię.

- Pedri, wszystko w porządku?

- A czy wygląda na to? - odpowiedział mając już dość tej sytuacji, odpowiedź była oczywista, nie wiedział jak mogliby się spotkać, czas zapytać - Gavi

- Nie, przepraszam - Sewilczyk cofnął się o krok, niemal się bojąc... może był zbyt niegrzeczny.

- Przepraszam... nie czuję się najlepiej - próbował się uśmiechnąć, ale usta mu się wykrzywiły.

- Nie przejmuj się - podrapał się w tył głowy, Pedri widząc, że nie powiedział nic więcej, zaczął odchodzić.

- Czekaj, to tylko...

- Puść mnie, człowieku! - Jedyną rzeczą, którą chciał zrobić, to wrócić do domu i spać, zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło i zobaczyć, czy w ciągu nocy obudzi się jak nowy.

- Mogę cię prosić o przysługę? - Gavi wydawał się bardzo zdenerwowany, patrzył wszędzie, tylko nie na Pedriego i stukał palcami.

- Mów

- Mógłbyś, mnie zabrać do domu...? Proszę - dało się zauważyć, jak drży mu głos i patrzy na niego błagalnie.

Pedri zdziwił się, że o to poprosił, mimo że "dobrze się dogadywali", nigdy nie byli razem sami, ilekroć spotykali się poza boiskiem, to zawsze z innymi członkami drużyny, więc do domu było o wiele mniej do zabrania.

- Co?

- Moich rodziców nie ma, mojej siostry nie ma, Ansu i reszta idą na imprezę, a ja nie chcę iść, ba, nawet nie mogę iść. A ty, cóż, myślę, że ty też nie idziesz, ponieważ-

- Tak, nie martw się, zawiozę cię - irytował się coraz bardziej, więc zgodził się, poza tym Pablo miał rację, jako niepełnoletni nie mógł chodzić do żadnego klubu, a Pedri nie miał zamiaru. A w głębi duszy myślał, że nie może go zostawić leżącego na stadionie, to byłoby niegrzeczne.

Kiedy wyszedł spod prysznica, zastał Gaviego już wykąpanego i z gotową torbą czekając na niego.

- Idę się przebrać i wychodzimy

- Okej

- No Gavi, gdzie my się wybieramy? - Byli już w samochodzie Pedriego, który puszczał jakąś muzykę, żeby sytuacja nie była jeszcze bardziej dziwna i niekomfortowa.

- Do mojego domu - powiedział z uśmiechem

- Wiem, głuptasie, ale powiedz mi, którędy to jest - musiał odgryźć uśmiech, który groził wybuchem na jego twarzy na niewinne słowa najmłodszego.

- Aaaaaaahh tak, w prawo.

Jazda ze stadionu do domu Gaviego była dziwna, każda piosenka sprawiała, że tylko się śmiał.

- Dojeżdżamy Pedro, dziękuję bardzo, jestem twoim dłużnikiem - powiedział z uśmiechem wyjmując z plecaka colę

- Pedro?

Nikt nie nazywał go Pedro, tylko jego matka.

- Nie martw się Pablo, do zobaczenia - i ku zdziwieniu Majora, Sewillijczyk uściskał go w podzięce.

- Adiossss - uśmiechnięty Pablo pożegnał się z Pedro.

I kto by pomyślał, że od tamtego dnia Pedri zdawał się lubić Gaviego.

Hungry for LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz