05.

41 6 1
                                    

Depresja.

To była autodiagnoza Pedriego.

Bycie samemu w domu, gdy nie chodził na treningi, ponieważ fizjoterapeuta powiedział, że nie ma potrzeby chodzić codziennie, spowodowało to. Depresja.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeśli poszedł, to też to czuł, nienawidził patrzeć, jak wszyscy tam szczęśliwie dają z siebie wszystko, przygotowując się do następnego meczu, a on nie mógł nic zrobić.

Nic.

Nic, ponieważ wciąż nie mógł wykonywać żadnych ćwiczeń, które pomogłyby mu w postępach z nogą. Ten głupi, głupi fizjoterapeuta powiedział, że nadal nie może nic zrobić, tylko masaże, które mu dał i bla bla bla.

A minął zaledwie tydzień, głupi tydzień, który wydawał się latami, wiekami.

Fer zdawał się zapomnieć o swoim istnieniu, kiedy zamierzał wrócić z Wysp Kanaryjskich? "Jeszcze nie wiem" odpowiadał zawsze tak samo. Czuł się bardzo samotny w swoim smutnym, ciemnym, pustym domu, w którym mieszkał tylko on.

Leżał na leżaku na podwórku, patrząc na gwiazdy i księżyc. Pedri zawsze lubił patrzeć na ten krajobraz, ten piękny rysunek, który wszechświat stworzył, aby go podziwiać.  Ale widział coś więcej, czuł, że może poprosić go o cokolwiek, a księżyc mu to da.

Następnego dnia był mecz, nie chciał iść, nie chciał oglądać ich gry z ławki, nie chciał widzieć Gaviego na swoim miejscu, bo lubił go bardziej, ale wciąż czuł tę odrobinę zazdrości. To już nie był strach, w końcu skoro Pablo zajął jego miejsce dzięki głupiej kontuzji, to teraz była to zazdrość.  Ale nie mógł zostawić swojej drużyny samej, zrobił to właśnie wtedy, gdy najbardziej go potrzebowali, więc nie jechanie nie wchodziło w grę, w razie porażki musiał tam być, by ich pocieszyć.

Gavi natomiast był wściekły, czekał na Pedro pod jego domem i co jakiś czas przychodził, zawsze mówił mu, że nie pójdzie, albo że pójdzie później, a jeśli już szedł, to ze złym humorem, "preteksty" pomyślał Gavi. Jeśli była jedna rzecz, której Sewilczyk nienawidził na całym świecie bardziej niż czegokolwiek innego, to byli to ludzie, którzy obiecywali i nie wywiązywali się z obietnic. Zmusił go więc do obietnicy, że zabierze go na Camp Nou i że podrzuci go do swojego domu, może to było zbyt wiele, ale Pedri zgodził się bez żadnego ale.

Bez większej zachęty kanarek wstał, aby się przygotować i pojechać po swojego partnera, zdecydowanie nie miał na to ochoty, ale obiecał Pablo i musiał tego dotrzymać.
- Cześć - spróbował się uśmiechnąć

- Wow, aż dałeś się zauważyć - powiedział Gavi gburowatym tonem.

- Przepraszam, to ten... - przerwał mu młodszy.

- Tak, wiem, nie musisz mi powtarzać.

- Okej - potrafił zrozumieć postawę Gaviego, sam byłby taki albo i gorszy.

Droga na stadion nie należała do najwygodniejszych, Pedri puszczał muzykę, którą Gavi lubił, ale tym razem nie wydawał się być w nastroju do śpiewania.

Przy wejściu było sporo ludzi, wszyscy tłoczyli się wokół samochodu, prosząc o zdjęcia i podpisy. Obu chłopcom wcale się to nie podobało, czuli się bardzo odsłonięci, czuli, że wszystko, co powiedzą lub zrobią, zostanie ocenione, niezależnie od tego, czy było to złe, czy dobre, zawsze musieli otwierać usta, by powiedzieć niezbyt miłe rzeczy.

Zatrzymywali się, by zająć się jednym lub drugim fanem "Pedri, kiedy wracasz", "Jak idzie kontuzja Pedri", "Drużyna cię potrzebuje", "Co za głupiec, kontuzjowany w najlepszym momencie" "Nawet nie widziałem go na treningu"..... Słyszano wszelkiego rodzaju komentarze, kanarek tylko się do nich uśmiechał, nie mógł nic zrobić, wszystkie oczy na niego sprawiały, że był zdenerwowany. Podniósł oba okna i wyszedł stamtąd tak szybko, jak mógł, aby udać się na parking.

Młodszy chłopak zdawał sobie sprawę, że Pedri była dotknięty komentarzami, nie tylko je słyszał, ale także dostał ich wiele na Instagramie. Pedro nie chciał o tym rozmawiać, cóż, tak naprawdę nie miał z kim, bo jego brat nie zamierzał wrócić, ale jego przyjaciele byli zbyt zajęci treningiem.
Nagle w ciele Pabla pojawiło się poczucie winy, był niegrzeczny, gdy kanarek próbował przeprosić, a on mu na to nie pozwolił, może po prostu chciał się komuś wyładować, a on pozwolił mu udławić się słowami.

- Hej - położył dłoń na nodze starszego mężczyzny, nim ten wysiadł z samochodu - wszystko w porządku?

- Oczywiście - "oczywiście, że nie" chciał na niego nakrzyczeć, było mu niedobrze, samotność i rozczarowanie zjadały go żywcem.

- Pedro  - zabrzmiał poważniej niż się spodziewałem - Wiem, że nie mamy zbyt dobrych "relacji" - zrobił palcami  cudzysłowów - Ale... możesz mi zaufać. Chcę ci pomóc, okej? Nie wyglądasz najlepiej

- Doceniam to, naprawdę. Ale nie ma się czym martwić, nic mi nie jest - Gavi, który wciąż nie zdjął ręki z nogi Pedriego, poczuł jak Pedri chwyta ją i ściska.
- Chodź, idziemy

Mecz był do dupy, pokonali ich u siebie 3:0.
Pedri mógł tylko myśleć "gdybym tylko tam był" "gdybym tylko zagrał" "gdybym tylko nie doznał kontuzji", ale nie ma czegoś takiego jak "gdybym tylko tam był".

Był w drodze do szatni, aby zobaczyć się z chłopcami, chciał dać im znać, że był tam, nie fizycznie na boisku, ale że był po ich stronie, wygrywając lub przegrywając, więc rozdawał uściski, które zostały odwzajemnione, a on powiedział: "spisaliście się bardzo dobrze".

Gavi siedział ze wzrokiem utkwionym w czyichś butach - czy są ładne?

- Co?

- Buty? - zapytał kanarek

- Aaah, głuptasie. Chodźmy, proszę.
Pomimo tego, Gavi wyglądał na szczęśliwego i beztroskiego, a przynajmniej tak sądził Pedri. Sewilczyk martwił się, martwił się o Pedro, jeśli wcześniej wyglądało to źle, to teraz wyglądało jeszcze gorzej. Widząc, jak przegrali, wpłynęło to na niego bardziej niż Pablo się spodziewał i czuł się z tym źle, a także z tego powodu.

Pedri zawsze się śmiał, chodził jak mały chłopiec z wielkim uśmiechem na twarzy, zawsze szerząc radość.

Ale nie teraz.

Milczał, z zagubionym spojrzeniem, miał ciemne kręgi pod oczami jak szop i nawet się już nie uśmiechał, czy to wszystko mogło się wydarzyć w ciągu tygodnia?

Tak, mogło.

A Pablo był gotów sprowadzić Pedro z powrotem.


-----------------------------------------------

Hej! dawno mnie tu nie było, za co przepraszam, ale za każdym razem gdy zabierałam się za pisanie nagle moje chęci wyparowywały xD 

do następnego! kocham was<3

Hungry for LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz