Rozdział 6

28 12 22
                                    

- Pójdzie ktoś ze mną do sekretariatu?- spytałam nagle, sprawiając, że spojrzenia wszystkich skupiły się na mnie.

- Ja!- wykrzyknął od razu Damon.

- A ktoś kto nie chce mnie przelecieć na szkolnym korytarzu?- mruknęłam cicho.

Erin musiała mnie jednak usłyszeć, bo parsknęła śmiechem. Posłałam jej szeroki uśmiech.

- Ja cię zaprowadzę- zlitowała się Erin.

- Ej! Ja to miałem zrobić!- krzyknął oburzony blondyn. A ja zwróciłam uwagę na to, że wyróżniał się przy naszym stoliku, bo tylko on i Erin mieli jasne włosy.

- Boję się, że z tobą nie trafiłabym do sekretariatu- wyznałam, biorąc łyk soku pomarańczowego.

- A niby gdzie?- fuknął.

Spojrzałam na niego z politowaniem. Chadwick, który siedział obok niego, nachylił się i coś mu szepnął. Mogłam zobaczyć, jak jego oczy się rozszerzają, a usta rozchylają w szoku.

- Nie! Nie zrobiłbym tego! Nie jestem taki- wyjaśnił, nachylając się nad stołem.- Luno, nie zrobiłbym czegoś takiego. Nie zrobiłbym nic wbrew twojej wolinie wykorzystałbym cię.- Jego słowa były normalne. Zwyczajnie chciał mnie zapewnić o swoich dobrych intencjach.

Ale mi odebrały zdolność do jakiejkolwiek reakcji. Moje serce przyśpieszyło, a ja tylko mogłam się wpatrywać w jego brązowe tęczówki, w których błyszczała szczerość.

On cię wykorzystał. Zrobił coś czego nie chciałaś. Skrzywdził cię. Mimo że nie powinien. Nie miał żadnego prawa cię dotknąć. Miał dawać wsparcie i edukować. Nie miał prawa cię wykorzystać, dotykać. Zrobić tego na co miał ochotę.

- Luna, wszystko w porządku?- spytał Chadwick.- Strasznie zbladłaś- przyznał zmartwiony.

Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z niej niechciane myśli.

- Tak, jasne.- Uśmiechnęłam się delikatnie.

♥♥♥

Wyszłam z sekretariatu, podążając za Erin. Patrząc na plan. Niby nic wyjątkowego. Miałam literaturę, matmę, biologię, historię, geografię, chemię i inne normalne przedmioty, które były w każdej szkole. Ale to nie wszystko. Oprócz tego była też psychologia, radzenie sobie z emocjami, sztuki walki i samoobrona oraz wiedza o broniach. To były dosłownie pojedyncze godziny, wrzucone gdzieś na pierwszych lub ostatnich godzinach lekcyjnych.

Przecież to szkoła dla morderców, raczej nie uczą tu, jak robić wianki z kwiatów. A szkoda, bo nigdy nie umiałam tego robić.

- Luna, uważaj...- zdążyła powiedzieć Erin, zanim poczułam, jak na kogoś wpadam. Od razu ktoś chwycił mnie mocno za ramiona i pomógł utrzymać równowagę.

- Przepraszam, nie patrzyłam, jak idę- powiedziałam cicho.

- Myślałem, że chociaż po prostym korytarzu umiesz chodzić- zaśmiał się Olivier, nawiązując do mojej wczorajszej wpadki.

- Było ciemno- burknęłam.

- Jasne, skarbie.

Spojrzałam na Erin, która patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami.

- Możesz już iść. Muszę chwilę pogadać z Fairchild- rzucił oschle do mojej przyjaciółki, która tylko sztywno pokiwała głową i odeszła najszybciej, jak mogła.

- O co chodzi?- Podparłam się pod boki. Chciałam od razu przejść do rzeczy, zanim zacznę go zasypywać pytaniami. Czemu wszyscy tak dziwnie zareagowali, gdy weszliście do stołówki? Czemu Erin wyglądała, jakby się ciebie bała? Kim, do cholery, byliście w tej szkole?

Hellish FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz