Rozdział 14

27 5 1
                                    


Kiedy przeglądam stare playlisty i słyszę TEN banger 




Złapał Endeavora w sidła swojej mocy. Sekundy dłużyły się; były ciężkie i oporne. Przygniotły Shinso, który na chwilę stracił dech w piersi, a strach całkowicie go ogarnął.

Miał pod kontrolą Endeavora. Facet zdrętwiał w miejscu, nie przyciągając jeszcze niczyjej uwagi swoim dziwnym zachowaniem. Łatwo było uznać, że najzwyczajniej w świecie analizuje całą sytuację ponownie. Banalnie łatwo.

– Tato – odezwał się Shoto, a Enji nie mógł mu odpowiedzieć. Chłopak spojrzał bezsilnie na Shinso, nie zdając sobie z niczego sprawy; jego wzrok był przepraszający, niemalże pełen żalu.

I to złamało Shinso. Ta szczerość w oczach Shoto i jego bezwzględne zaufanie, na które sobie nie zasłużył. Te ukradkowe spojrzenie w stronę zdeterminowanego rodzeństwa. Ta nadzieja.

Hato gadał bzdury. Shoto nigdy by mu nie wybaczył, gdyby zapanował nad jego własnym ojcem, nawet jeśli oznaczało to, że zrobią coś wbrew woli Endeavora. Shinso nie chciałby, by Shoto mu wybaczał. Poczuł się wystarczająco źle przez sam zamiar zrobienia tego.

Przecież był bohaterem. Tak, miał quirk zdolny dać mu wiele i tak, ludzie zbyt dramatyzowali, bojąc się go. Powinien zemścić się na nich wszystkich, ale nie tak działał bohater. Jeśli nie mógł znaleźć w sobie krztyny dyscypliny w takim momencie, jak mógłby to zrobić w przyszłości?

Zdziwiony nagłym przerażeniem, które go ogarnęło, zachwiał się na nogach, oddając Endeavorowi świadomość. Mężczyzna zamrugał, marszcząc brwi.

– Tato, Shinso nie jest dla nas zagrożeniem – powiedział Shoto.

Wciąż mając trud w wzięciu oddechu, Shinso zaczął zastanawiać się, jak bardzo będzie tego żałować.

– Nasz dom nie jest jakimś przytułkiem dla zagubionych dzieciaków.

– Tato...! – Fuyumi spojrzała na niego oburzona. – To przyjaciel Shoto, stracił mieszkanie i nie ma gdzie zostać. Czego więcej potrzebujesz, by wpuścić go do domu w... w którym sam prawie wcale nie przebywasz?!

Chociaż takich słów nie spodziewali się akurat po Fuyumi, jej ton głosu nie był wystarczająco wściekły, by wzruszyć Endeavora.

– Ludzie mają też inne problemy. Chłopak może poradzić sobie sam.

– Na przykład jakie?!

Mężczyzna nie odpowiedział. Pokręcił głową, jakby w ten sposób wyrażając swój zawód wobec potomstwa. Wyraz jego twarzy sprawił, że Shinso chciał własnoręcznie zedrzeć go z jego twarzy, byleby Shoto już nigdy nie musiał go widzieć.

Postanowił już, że nie użyje w niecnym celu swojego quirk, ale przecież podstęp sam w sobie nie był zabroniony dla bohaterów. Czując na sobie krytykujące spojrzenie Endeavora, zgarbił się i spuścił wzrok. Westchnął cicho, z nadzieją, że nie zabrzmiało to zbyt teatralnie.

– Rozumiem, dziękuję za troskę – rzucił w stronę rodzeństwa. – Wygląda na to, że sam będę musiał sobie poradzić. A już miałem nadzieję, że... że... – Nie umiał wykrzesać z siebie łez na zawołanie, więc odwrócił głowę, udając, że w ten sposób je ukrywa. Znowu westchnął.

Endeavor skrzywił się przed nim.

– Chyba masz, gdzie zostać, nie, dzieciaku?

Shinso wzruszył ramionami, chcąc wyglądać jak najżałośniej, jak było to możliwe. W rzeczywistości pewnie robił z siebie idiotę, ale czuł się z tym dziwnie dobrze. Wolał być idiotą, niż spełnić obawy wszystkich tych, którzy uważali go za złoczyńcę.

🍄 𝚂𝚔𝚊𝚣𝚊𝚗𝚢 𝚗𝚊 𝚙𝚘𝚝𝚎̨𝚙𝚒𝚎𝚗𝚒𝚎 • vigilante dekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz