Rozdział 1

1.5K 126 61
                                    

w razie jakby prolog był niezrozumiały:

All For One = Ojciec Deku

_____________________

Nastolatek w czarnej pelerynie patrzył się na swoją ofiarę. Mało znany złoczyńca, należący do Ligii, był przyciśnięty do ziemi pod naporem jego indywidualności i błagalnie patrzył na swojego oprawcę, z którego emonowała wprost żywa potęga.

Zielonowłosy stał tam, będąc dużo silniejszy od dawnych wydarzeń, a razem z nim ewuelowało jego quirk. Albo dokładniej quirk jego matki, dzięki któremu teraz był w stanie zrobić o wiele więcej niż wcześniej. O wiele więcej niż z początku zakładano.

Chęć zemsty też się nasiliła.

Chłopak spojrzał na złoczyńcę z niesmakiem. Ten nie miał jak się poruszyć, więc pozostawało mu tylko czekać na swoją smierć. I słusznie, pomyślał nastolatek, lecz zawachał się, przed wbiciem noża w jego serce.

Mimo wszystko, nie chciał tego. Już sobie wyobrażał, co powiedziałaby jego matka, gdyby dowiedziała się, jak stoczył się jej syn. W takich właśnie mometach zwątpienia, tuż przed jego oczami pojawiał się obraz martwej Inko, a wtedy jak w transie wbijał broń w klatki napastników, wiedząc, że kiedyś sam w końcu pogubi się w swoim pragnieniu.

Być może był to jedynie głupi sentyment do matki, ale Izuku nigdy nie torturował złapanych... przeciwników. Zawsze zakańczał to jedyn ruchem prosto w serce, by następnie zniknąć z miejsca zbrodni, emanując niezrozumiałą dla niego wściekłością. I tak było w nim więcej litości,  niż powinno. Od takiego samego ciosu zginęła Inko, a chłopak wiedział, że to tylko i wyłacznie All For One był winny temu wszystkiemu, mimo że to jego poddanych eliminował.

Nie chciał zabijać. Nie chciał sprawiać nikomu bólu, nawet tak paskudnym złoczyńcą jak oni. Nie pragnął krwi, ani krzyków agonii.

Ale pragnął zemsty na ojcu.

Dlatego wciąż zabijał.

***

Czerwone buty uderzały o posadzkę, gdy zielonooki nastolatek z kapturem przemierzał ulice Japonii. Ciężko dyszał przez czarną maskę, a krok przyśpieszał z każdą chwilą, wyciągając lewą ręką telefon. Wszedł w kontakty, a następnie zadzwonił do swojej przyjaciółki.

- Halo? - odezwał się dziewczęcy głos po drugiej stronie

- Masz ich? - zapytał chłopak. - I tak w ogóle cześć, przyjaciółko - ten zwrot oznaczał, że ktoś ich podsłuchiwał, lub mógł usłyszeć. W tym przypadku chodziło o przechodniów na ulicy.

- Tak, kilka osób, jednak nie wszyscy są tacy oczywiści. Nie mamy pewności, czy nie zmienią stron... - zamyśliła się. Chłopak mógł niemal przysiądz, że teraz unosi wzrok ku niebu, a palcem uderza o podbródek. - Co z nimi dalej robimy?

- Rób, co każe ci instynkt. Ufam ci - powiedział po chwili zakapturzony.

- Jasne - odpowiedziała dziewczyna. Nie mogła mieć więcej lat niż jej rozmówca. - Mam nadajnik. Będę ich pilnować. I poinfurmuję innych.

- Dzieki. Zbyt często mnie wyręczasz - zielonooki zaśmiał się pod nosem. - Ja zajmę się resztą - dodał.

- Oke-! - zaczęła dziewczyna jednak przerwało jej wołanie od jej strony, z którego drugi mógł usłyszeć tylko '-u!'. - Muszę kończyć. Idziemy razem do jakiejś kawiarni.

- Okej, miłej zabawy - powiedział drugi.

- Tak... Tylko jeszcze jedno... Mógłbyś przez jakiś czas zaprzestać swojej działalności? Chciałabym coś... przetestować - dodała po chwili dziewczyna. W tle było słychać jak krzyczy do swoich przyjaciół, że zaraz do nich dołączy.

- ... - zielonooki chwilę milczał ze zmarszczonymi brwiami. - Jasne - odpowiedział w końcu. - Tylko później mi przekaż, co z tego wynikło. I tak teraz muszę zająć się tym durnym listem.

- Oczywiście - w głosie dziewczyny było słychać ulgę i szczęście, wywołane prawdopodobnie przez dane jej zaufanie. - Pa, muszę już iść, Izuk-! - wtedy połaczenie zostało przerwane, zapewne przez jedno z jej przyjaciół. Chłopak parsknął rozbawiony.

Była ona jedną z niewiely osób ktore nie uważały go za kompletnego świra z obsesją na punktcie zemsty. I może dlatego właśnie, gdy mowiła coś o ich działaniach, natychmiast się godził. A więc postanowił sprawdzić jak to wygląda w mediach.

Chwilę przeglądał na telefonie wiadomości w poszukiwaniu czegokolwiek o sobie. Nic. I dobrze.

Jakże ciekawe było, jak zastraszenie kogoś mogło wiele zdziałać. Choć zielonooki domyślał się, kto załatwił mu ciszę w sieci, wciąż nie rozumiał jego motywów. Ale kim on był, by narzekać?

Z resztą, policja i bohaterzy i tak wszystko wiedzieli. Prawdopodobnie to oni poparli osobę odpowiedzialną za poczatkowe uciszenie jego zbrodni. Media i cywile nie mieli tu nic do powiedzenia, tym bardziej, że zabijał tylko złoczyńców. Można by nawet rzec że był po stronie dobra. Szkoda tylko, że według bohaterów był mordercą. Bo w istocie nim był,  mimo swojego wielkiego obrzydzenia do tego słowa. Tylko że ludzie nie rozumieli jego powodów. Przynajmniej nie wtrącali się jakoś bardzo, więc tak długo, jak tak pozostawało, był gotów ich zignorować. Nawet ich poszukiwania go nie były zbytnio profesjonalne, dokładnie tak, jakgdyby nie chcieli go odszukać. Powrócił wzrokiem na ekran telefonu.

Wpisał swój 'złoczyński' pseudonim, który nadano mu,  gdy jeszcze nie tuszowano jego akcji.

Hātobureikā,
w skrócie nazywany Hāto.

Łamacz serc.

Za każdym razem gdy chłopak czytał tę nazwę, chciało mu się śmiać i jednocześnie krzyczeć przez jej idiotyzm. Powstała zapewne przez jego styl zabójstw: śmiertelny cios w klatkę, zawsze w miejscu serca. To był jego znak rozpoznawczy na swój sposób. Kto by pomyślał, że jego kretyńskie chęci robienia czegoś, by nie zapomnieć matki, zrodzą z niego tak głupi pseudonim.

Dlatego jego przyjaciele nazywali go Deku lub Izuku. Nigdy Midoriya czy Hāto.

Schował telefon do kieszeni. Poprawił kaptur i ruszył, w głowie mając już plan, co napisze w liście do Touy'i Todoroki'ego.

Ruszył, czekając na przewidziany przez niego atak złoczyńców.

Czekając aż All For One po raz kolejny pokaże, kto tu ma przewagę.

Czekając aż znowu straci nad sobą panowanie.

Oparł się o budynek przy galerii i popatrzył pozornie znudzony w telefon. Westchnął, widząc godzinę na wyświetlaczu.

15:27

Pozostało mu jescze dość dużo czasu: jego ojciec zawsze, gdy pokazywał swoją wyższość do niego, robił ataki o równych godzinach - Izuku nie był do końca pewny dlaczego, lecz podejrzewał, że miało to coś wspólnego z obsesją ojca do równego odliczania, odliczania jego końca. A z informacji, które udało się dzisiaj zebrać jego przyjaciółce, mieli zacząć o 16.

Ponownie westchnął i postawił krok w przód. Musiał robić przynajmniej pozory, tego czegoś, co inni nazywali normalnością.

I wtedy nastąpił wybuch.

_____________________

Kolejny rozdział niezbyt zmieniony, a jest tak późno tylko i wyłacznie z mojego lenistwa

I ręcze wręcz, że nastepnego także nie będzie mi sie chciało prędko edytować

🍄 𝚂𝚔𝚊𝚣𝚊𝚗𝚢 𝚗𝚊 𝚙𝚘𝚝𝚎̨𝚙𝚒𝚎𝚗𝚒𝚎 • vigilante dekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz