Bridget
- Boże nie pytaj - sapie głośno Harper i wypuszcza powietrze, drgając śmiesznie swoimi ustami. - Słuchaj tego! - Wystawia rękę przed siebie i prostuje się na karmelowym fotelu. - Pomyliłam pomnażanie róż okrywowych z pnącymi, już nie mówiąc o tym, że nagle mnie zaćmiło, bo nie wiedziałam co to robinia pseudoacacia. Kurwa! - klnie zbyt głośno, zwracając uwagę ludzi siedzących koło nas. Rzucam im uśmiech w ramach przeprosin. - Sama nazwa wskazuje na akację rubinową. Zrobiłam tak głupie błędy, że wstyd mi za siebie. - Krzywi twarz, a jej barki opadają. - A ty? Jak rozmowa? - pyta zainteresowana, a nogą kołysze wózek, w którym śpi Bree.
Siedzimy w kawiarni w Hotelu Indygo należącego do rodziców Harper. Eleganckie wnętrze posiada aż osiem dużych kryształowych żyrandoli, które są kilka razy większe ode mnie. Rzekomo zostały sprowadzone bezpośrednio z Indii, ale nie chcę mi się w to wierzyć. Biorę krótki wdech, delektując się ekskluzywnym zapachem wymieszanym z cholernie drogimi perfumami klientów i patrzę w oczy przyjaciółki, posyłając jej kwaśną minę, podsumowującą wczorajszą rozmowę rekrutacyjną.
- Aż tak źle? - dopytuje i przysuwa się bliżej mnie. - Jaki był? Ponoć to niezłe ciasteczko.
Wzdycham, przytulając plecy o oparcie welurowej sofy i przywołuję w myślach jego obraz. Harper ma rację, wyglądem obrażał wszystkich bogów, grzesząc każdą częścią ciała. Idealnie skrojony garnitur opinał jego imponujące mięśnie na ramionach, a kilkudniowy zarost na twarzy dodawał mu atrakcyjności. Jego postura kipiała władzą, pewnością siebie, wręcz była dla mnie intrygująca. Dopóki... nie odleciał. Dotykanie jego ciepłych policzków moimi zimnymi palcami spowodowało dziwne wibracje pod moją skórą. Przymykam na pół sekundy dłużej powieki i kręcę niezauważalnie głową, aby wyzbyć się tego człowieka z pamięci.
- Nijak - odpowiadam krótko. Postanawiam jego zachowanie nie rozkładać na czynniki pierwsze. Harper jest osobą, która uwielbia nakręcać sytuacje, więc tym bardziej decyduję się na przemilczenie tego, co wydarzyło się w biurze. - Mówił, że zadzwoni, ale wątpię.Właśnie zdaję sobie sprawę, że straciłam swojego Muminka. Szlag!
- Jak to nijak? - Jej podejrzliwe spojrzenie taksuje mnie na wskroś. Siorbie swoją ulubioną mrożoną kawę przez metalową słomkę. Mruży przy tym oczy, jednocześnie dając mi do zrozumienia, że stanowczo za mało jestem wylewna.
- Po prostu... - Wzruszam ramionami i poprawiam się na miękkim siedzeniu. - Byłam jedyną studentką wśród kandydatów - oznajmiam, po czym opatulam dłońmi porcelanowe ucho filiżanki i przykładam ją do ust. Upijam kilka łyków, parząc sobie podniebienie. To ma być kara za moją ostrożność? Cudownie.
- Spisałam ci pytania, które zapamiętałam. - Zaczyna nowy temat. Przyjemnie oddycham z ulgą, kiedy wyciąga z torby zmiętą kartkę i próbuje ją wyprostować na niewielkim blacie stolika. - Chociaż profesor Franless mówiła, że waszej grupie da coś innego, ale czy kiedykolwiek to zrobiła? - Śmieje się i zerka na małą Bree, która postanawia ruszyć rączkami przez sen. Rozczula mnie ten widok.
- Gorzej z łaciną - krzywię kąciki ust i przenoszę wzrok w stronę zielonych drzwi, które się otwierają.
Natychmiast nieruchomieję, a ręka z prawie pełną filiżanką herbaty zawisa w powietrzu. Po niecałej sekundzie niefortunnie się przechyla i gorący napój ląduje na podłogę i fragment marmurowego stolika. Wstaję na równe nogi, ratując jego resztki. Nie chcąc się poparzyć, odkładam naczynie na kwiatową podstawkę i siadam w tym samym miejscu, chowając nos w menu.
- Co ci się dzieje? - prycha przyjaciółka i patrzy na mnie z ukosa. - Zobaczyłaś ducha Louisa?
Posyłam jej mordercze spojrzenie. Awersja Harper do ojca mojej córki z dnia na dzień rosła i to w zatrważającym tempie...
CZYTASZ
Follow me, Lady! [+18]
RomanceIch relacja to totalny rollercoaster emocjonalny! On władczy i wymagający... Ona choć wrażliwa, nieugięta. Joseph Hansen to trzydziestotrzyletni architekt, który od śmierci swojej żony stawia karierę na pierwszym miejscu. Jego projekty z powodzenie...