Rozdział 14

857 86 12
                                    

Ten rozdział jest dłuższy, ale nie mogłam go podzielić na dwa fragmenty :)

Wybaczcie <3

Bridget

Smarkam w papier toaletowy i przyglądam się swojemu odbiciu w okrągłym lustrze. Wyglądam okropnie. Moja mina przypomina rozpaćkanego pomidora, a kok na czubku głowy mógłby posłużyć jako jaskółcze gniazdo. Wzdycham głośno, przez co niewielkie pasma włosów, które drażniły mój nos, unoszą się, by po chwili z powrotem opaść na moją twarz. Zbieram je w całość i zaczesuję w wysokiego kucyka. Nie chcę wracać do Hansena w takim stanie, ale czy mam inne wyjście? Oczywiście, że nie.

Zmywam pozostałości makijażu, po czym nanoszę go na nowo, myśląc, że nowa warstwa fluidu zatuszuje szarą z niewyspania cerę, a podkrążone oczy nagle cudownie znikną. Parskam kpiąco, kiedy tak się nie dzieje. Biorę głęboki wdech i nie mogąc już dłużej na siebie patrzeć, chwytam za plastikową klamkę i wychodzę z łazienki.

- A to twoja mamusia na imprezie. Zapewne w to nie uwierzysz, ale była naprawdę szaloną dziewczyną - słyszę Harper. Trzyma Bree na rękach i przytula do jej główki swój policzek. Stoi przy drewnianej komodzie, na których poukładane są ramki ze zdjęciami. - A to ja, twoja ciocia Harper. - Stuka jedną z fotografii. Uśmiecham się na wspomnienie imprezy u Liama. To był naprawdę najlepszy czas w moim studenckim życiu. Z Louisem uchodziliśmy za najgorętszą parę na roku, która była zapraszana dosłownie wszędzie, a ludzie wręcz bili się o naszą obecność. A teraz? Jesteśmy wytykani palcami i nikt nie chcę z nami utrzymywać kontaktu. - Co prawda byłam lekko zachwiana, ale jeszcze trzymałam dosyć dobry poziom - dodaje wesoło i odwraca się do mnie. - Lepiej się czujesz? - Jej wzrok świdruje mnie z góry na dół. Chyba zauważyła, że elegancką sukienkę zamieniłam na luźne ciemnozielone ogrodniczki i białą bluzkę.

- Tak - odpowiadam. Siadam na łóżko i podkurczam nogi do siebie. Przytulam podbródek do kolan i próbuję uśmiechnąć się do przyjaciółki, ale jestem tak wyczerpana, że jedynie, o czym myślę to o zamknięciu oczu i ucięciu sobie drzemki. - Dziękuję Harper.

- Nie ma problemu - dosiada się do mnie. Trzyma Bree w objęciach i lekko ją kołysze. - Jak będziesz potrzebowała ringu do starcia z matką Louisa, to daj znać. Załatwię to.

Wypuszczam z siebie krótki śmiech, przymykając powieki. W ogóle nie jest mi wesoło, ale z nadmiaru emocji, tak naprawdę nie potrafię już dłużej płakać. Wiem, że matka Louisa jest tak samo nieobliczalna, jak jej syn, ale staram się nie myśleć o jej słowach, którymi uraczyła mnie na pożegnanie. Przecieram twarz i zaczynam ziewać.

- Powinnaś się położyć - zauważa Harper.

Powinnam, ale nie mogę.

- Muszę wrócić do firmy - odzywam się po dłuższej chwili. Wypuszczam z siebie ciężki wydech, a na samą myśl o wysokim biurowcu i wściekłym szefie, który zapewne grzeje dupę w masywnym skórzanym fotelu, mam ochotę zwymiotować.  - Coś czuję, że Hansen przygotował gilotynę - parskam, drapiąc lewą brew. Tak naprawdę stres rozwala mi kiszki w żołądku. - Nie wiem, czy w ogóle powinnam tam wracać...

Harper przekrzywia głowę, a na jest ustach pojawia się psotny uśmiech.

- Nie przesadzaj. - Nie dodaje mi otuchy tymi słowami. - Powiedz mu, że napalony blondynek z drugiego piętra zaprosił cię na obiad, a potem na niezobowiązujące ruchanko w wąskiej kabinie w toalecie. Na pewno zrozumie, że takiej okazji nie mogłaś....

Follow me, Lady! [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz