Rozdział 15

824 78 28
                                    

Przedsmak kolejnego rozdziału 😇

Bridget

Cholera jasna! Czy to jakiś test?

Zadaję sobie to pytanie w myślach chyba setny raz, kiedy Joseph w totalnej ciszy od ponad godziny wpatruje się w ekran monitora, rzucając mi co chwilę ukradkowe spojrzenia, których myśli, że nie dostrzegam. Gdyby nie ciche uderzenia jego długich palców w klawiaturę, zwariowałabym w tym krępującym grobowcu...

Tak szczerze, to zdanie „skończę pracę i pojedziemy" oznacza pięć, góra dziesięć minut prawda? Nie w przypadku Hansena.

Układam rzeczy w apteczce, kiedy zanoszę ją do łazienki, analizuję zdjęcia ziemi w Londynie, robię obszerne notatki, szkicuję prowizoryczny plan ogrodu oraz jem resztę batoników, umieszczonych na talerzyku, a on... nadal pracuje. Wyginam usta w dzióbek i patrzę na czekoladowego muffina, ale postanawiam nie zbliżać się do niego. W końcu została tam ślina Hansena, więc nie chcę ryzykować, pomimo że jestem cholernie głodna.

W końcu dociera do mnie, że tak będzie wyglądać nasza wspólna praca i ani trochę nie podoba mi się taka atmosfera.

Przymykam powieki i przygryzam zęby.

Po niecałej minucie materiał, na którym siedzi Hansen, wydaje charakterystyczne skrzypnięcie, na co instynktownie podnoszę głowę i nasze spojrzenia się krzyżują. Jestem pewna, że moje policzki pokrywają się rumieńcami. Cicho chrząkam, przysuwając złożone palce do ust i spuszczam wzrok na swój notatnik. Udaję, że coś w nim bazgrzę, nie przestając obserwować mężczyzny kątem oka. 

Joseph wolno nabiera powietrza do płuc i podnosi się z fotela. Chwyta w dłonie ciemnobrązową aktówkę, do której staranie pakuje stos papierów. Nagle zatrzymuje się na moment, lustrując badawczo swoje biurko. Kiedy żółta karteczka zapisana moim pismem ląduje w małej kieszonce w jego torbie, marszczę czoło i natychmiast wbijam wzrok w ołówek, który trzymam w dłoni.

- Możemy jechać - informuje dziwnie oziębłym tonem. Zgrzyt metalowego zamka wypełnia duży gabinet. Prostuję swoje plecy, po czym unoszę ręce do góry, żeby się przeciągnąć. Momentalnie zostaje zrugana jego chłodnym spojrzeniem. Zastygam i spuszczam wzrok. - Skończyłaś?

Boże.

Regulamin w gabinecie Josepha Hansena:

1. Zakaz przeciągania się.

- Przepraszam - bąkam cicho, po czym opuszczam ramiona i wstaję na równe nogi. Łapię za swoją torebkę i wrzucam do niej wszystkie swoje rzeczy ze szklanego stolika, robiąc w niej jeszcze większy bałagan.

Hansen krzywi brwi, ale nic nie mówi. Pewnym krokiem kieruje się do windy, więc posłusznie idę za nim. Kiedy przepuszcza mnie w drzwiach, nasze dłonie muskają się przez ułamek sekundy. Mężczyzna wstrzymuje oddech i nieruchomieje, dopiero po chwili dołącza do mnie. Nie staje w większej odległości, jak zawsze, tylko tuż obok mnie. Nasze palce u rąk dzielą milimetry, przez co czuję żar jego skóry, który pieści niewinnie moje opuszki. Z całych sił staram się nie poruszyć, ale dźwig zaczyna sunąć w dół i moje ciało kołysze się na boki, drwiąc z mojego postanowienia.

Kiedy wychodzę na podziemny parking, wypuszczam powietrze z ust i przecieram twarz. Jest mi cholernie duszno, ale wiem, że w aucie lepiej nie będzie.

Follow me, Lady! [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz